"Choć synek miał już prawie 3 lata, absolutnie nie był zainteresowany nocnikiem. Kupiliśmy ich kilka, by mały mógł sobie wybrać, a także by łatwiej było zdążyć z załatwieniem sprawy na czas. Gdy 'zwykła' zachęta nie podziałała, zaczęliśmy kombinować. Co mogłoby przekonać, go, by chciał choć trochę posiedzieć.
Nie pomagały kąśliwe uwagi babć i znajomych, że 'już najwyższy czas' czy radość innych matek z samodzielności ich dzieci. Miałam poczucie winy, że zawiodłam, że nie umiem nakłonić dziecka do tak banalnej czynności. Doszło do tego, że próbowaliśmy go przekupić słodyczami, nowymi zabawkami, a nawet oglądaniem ulubionych bajek. Absolutnie nic nie działało.
Zaczęłam dopytywać koleżanki, jak dokonały tego, że ich dzieci są już takie samodzielne. I usłyszałam wiele historii, które myślałam, że mi pomogą. Część wykorzystywała książeczki czy sadzanie zabawek na nocniku, inne stosowały 3-dniowy ekspresowy trening albo inne 'super' techniki z internetu. Czyżbyśmy za mało się starali?
Zaczęłam się zastanawiać, czy to, że nam się nie udaje, nie jest przypadkiem moją winą. Szczerze mówiąc, uważam, że pieluchy to duża wygoda, a ciągłe proszenie i pilnowanie dziecka, czy chce siku albo przebieranie, jak się przesiusia, było dla mnie potwornie męczące. Pewnego dnia trzymając synka na kolanach i czytając po raz kolejny książkę o nocniku, poczułam, że się zmoczył. I dotarło do mnie, że on po prostu nie jest jeszcze na to gotowy.
Kilka dni później u znajomych poznałam bardzo fajną dziewczynę, która jest przedszkolanką. Zaproponowała, by po prostu odpuścić. Dać dziecku przestrzeń i poczekać aż syn sam powie, że jest gotowy. Przyznała, że nas wcześniej sadzano na nocnik ze względów praktycznych, matkom zależało, żeby szybko odczuć dziecko, by nie bawić się w pranie pieluch. Natomiast współcześni rodzice często muszą się mierzyć ze żłobkowymi czy przedszkolnymi wymaganiami. Niestety nie zawsze personel jest skory do pomocy w procesie odpieluchowania. Są placówki, gdzie ciocie współpracują w tym temacie z rodzicami, a są takie, które oczekują efektów, a czasem nawet zniechęcają dziecko.
Poczułam dużą ulgę, że wcale nie muszę się śpieszyć. Że jestem w błędzie, myśląc, że coś z moim dzieckiem albo nami jest nie tak. Wyjaśniła mi, że dziecko musi być gotowe na odpieluchowanie zarówno fizycznie, psychicznie, jak i emocjonalnie, a presja może jedynie wywołać wstyd, niepokój i niechęć. Najwyraźniej mój syn nie był jeszcze gotowy.
Zaczęłam się zastanawiać, jak to ma wyglądać? Nagle sam pójdzie do toalety? Na co mam zwrócić uwagę, by nic nie przeoczyć? Wtedy zdałam sobie sprawę, że mój niepokój był tak duży i tak bardzo niepotrzebny, że pewnie stresował dziecko. Przestałam mówić cokolwiek, choć nocnik pozostał na posterunku, a na półce były książeczki o tej tematyce.
Kilka tygodni później syn zaczął sygnalizować, że chce zmiany pieluchy, bo już jest mokra. Wyjęłam na wierzch książeczki o nocniku, ale nie namawiałam do ich czytania. Cały proces samodzielnego odpieluchowania trwał jeszcze kilka tygodni. Ograniczyłam się do podążania za dzieckiem i tym, co ono sygnalizuje. Siadał na nocnik tylko, gdy tego chciał. I w końcu się udało.
Czy to dobra metoda? Uważam, że najlepsza. Nasz przykład ewidentnie pokazał, że dzieci na odpieluchowanie mogą być gotowe w różnym wieku. Presja tylko może pogorszyć sytuację. Wręcz uważam, że to, że niektóre dzieci wcześniej siadają na nocnik, nie jest żadną zasługą rodziców. One po prostu są na to wcześniej gotowe. Mój syn nie był i pewnie wiele innych dzieci nie jest. Więc dajcie spokój z tą presją!"