Biegały z obdrapanymi kolanami i były szczęśliwe. Z czym zostaną współczesne dzieci?
Przeczytałam ostatnio o tym, że współczesne dzieci w ogóle nie są samodzielne. Że 15-latki nie potrafią samodzielnie iść do sklepu i zrobić zakupów, że 13-latki nigdy same nie jechały komunikacją miejską lub szkolnym autobusem, który dowiezie je do szkoły.
Staramy się wychowywać świadomie
Trochę wydawało mi się to nierealne, wyssane z palca. Przecież to niemożliwe, żeby np. nastolatki nie potrafiły samodzielnie zrobić zakupów czy nawet otworzyć puszki z ananasem. A potem spojrzałam na rodzicielstwo swoje i najbliższych mi przyjaciół i znajomych.
Pomyślałam o tym, że może faktycznie jesteśmy bardziej świadomymi rodzicami i mamy wiedzę o tym, jak nie wychowywać dzieci, by nie skrzywdzić ich psychicznie i emocjonalnie (choć tego dowiemy się dopiero wtedy, gdy dorosną). Współcześni rodzice mają bowiem możliwość czytania z wielu źródeł o łagodnym rodzicielstwie, rodzicielstwie bliskości, pozytywnej dyscyplinie i – jeśli tylko zechcą – mogą wprowadzić te metody do swojego wychowywania dzieci.
Nikt nie daje nam gwarancji, że za 20 lat nie okaże się, że coś zrobiliśmy nie tak. Ale takiego zapewnienia nigdy nie otrzymał żaden rodzic – zawsze robiliśmy to trochę intuicyjnie, nawet jeśli według rad psychologów dziecięcych.
W latach 80. i 90. dzieci same biegały po okolicy
Wybrałam się ostatnio z moimi dziećmi na spacer w okolice, w których sama się wychowałam. Poszliśmy na boisko pojeździć na rowerze i na osiedlowy plac zabaw, na którym sama bawiłam się jako 7-latka. I naszła mnie taka refleksja, że jesteśmy dosłownie 200 metrów od bloku, w którym mieszkałam jako dziecko i moi rodzice pozwalali mi na samodzielne eksplorowanie otoczenia.
Na podwórko przed blok wychodziliśmy z rówieśnikami, chodziliśmy na plac zabaw, bawiliśmy się w podchody, spacerowaliśmy po pobliskim sadzie, gdzie budowaliśmy szałasy. Potem szliśmy całą grupą na boisko i teren dookoła szkoły podstawowej, która sąsiaduje z osiedlem. Wszędzie w grupie 6-8-latków, bez opieki dorosłych. Nikt nie myślał o tym, że dzieciom może stać się jakaś krzywda, mogły być samodzielne i bez mamy i taty obok odkrywać świat.
Dziś to wspominam ze wzruszeniem. Nie miałam jako dziecko poczucia, że jestem zostawiona sama sobie i niezaopiekowana. Rodzice sprawdzali, co się z nami dzieje, jeśli wychodziliśmy całą grupą. Miałam poczucie, że ufa się mi, daje możliwość nauki samodzielności i to wszystko było naturalne.
Podobne odczucia ma wielu Polaków: według badań przeprowadzonych w ramach kampanii Słodka Równowaga, aż 52,9 proc. dorosłych uważa, że najlepszym wspomnieniem z dzieciństwa jest swobodna zabawa na podwórku z rówieśnikami. Wynika to zwykle z tego, że dorosłe życie przynosi wiele trosk i rozterek, a dzieciństwo i takie beztroskie bieganie z kolegami jawią się jako idylla.
Czy jestem nadopiekuńcza?
Potem pomyślałam o własnych dzieciach i o tym, że współcześnie wszystkie moje koleżanki odprowadzają i odwożą do szkoły swoje dzieci, nawet jeśli te mają już kilkanaście lat. Żadne z nich nie ma możliwości samodzielnego wyjścia na długie godziny na podwórko, bo wychodzą albo z telefonami, albo (w przypadku np. 8-latków) pod opieką rodziców. Przyznaję – sama teraz miałabym opory przed tym, by na to samo podwórko, po którym ja biegałam, puścić samodzielnie moje dzieci bez opieki dorosłego.
Czy to jest związane z tym, że jestem świadoma ogromu zła, jaki się dzieje na świecie? Tyle jest wypadków, porwań, sytuacji nie do przewidzenia. Być może wynika to też z mojej nadopiekuńczości, choć zawsze wydawało mi się, że daję dzieciom ogrom wolności i codziennych swobód i daleko mi do nadopiekuńczej mamy. Mam taką refleksję, że dziś, wychowując dzieci, wspominamy z rozrzewnieniem, że kiedyś to były inne czasy, dzieci biegały samopas i uczyły się samodzielności.
A dziś im na nią nie pozwalamy. No nie pozwalamy, choć wiemy, ile to dobrego niesie i że samodzielność i możliwość samostanowienia o sobie są dla silnej psychiki i szczęścia dziecka niezwykle istotne. Nie wiem, dlaczego tak jest, ale czuję jakiś lęk, wychowując teraz dzieci. Nie chodzi właściwie o to, że kiedyś było lepiej czy inaczej. Chodzi o to, że, nawet jeśli chcielibyśmy dać dzieciom taki luz, jaki dawali nam nasi rodzice, często społecznie i kulturowo jesteśmy tak zniewoleni, że nie umiemy sobie na to pozwolić.
"Kiedyś było lepiej...". Na pewno?
Nasi rodzice, którzy wychowywali nas w latach 80. i 90. żyli innym rodzicielstwem – nie było takiego przepływu informacji, nikt nie mówił głośno, że klaps to przemoc i że karami można dziecku zafundować traumę na całe życie. Tak po prostu było. Czy było gorzej, trudniej? Nie wiem, było po prostu inaczej. Teraz wiele osób obwinia rodziców za zbyt surowe wychowanie lub odwrotnie – wychowanie w zbyt dużej swobodzie.
Prawda jest jednak taka, że większość rodziców wychowuje dzieci tak, jak umie najlepiej. Dziś często się okazuje, że nasi rodzice popełnili pewne błędy, o których wtedy nie mieli pojęcia. Jednak my, być może również jakieś popełniamy i nie zdajemy sobie z nich sprawy – dowiemy się o tym dopiero za jakiś czas.
Myślę, że warto przełamać swój strach i pozwolić dzieciom na samodzielne wyjście na podwórko, do osiedlowej piaskownicy. Trzeba jednak przy tym z nimi rozmawiać, uczyć, co robić w razie zagrożenia. Wiem, że sama też w końcu się przełamię, bo ta swoboda jest im potrzeba do prawidłowego rozwoju, ale pewnie podczas pierwszych takich wyjść będę umierać ze strachu, wyglądając wciąż przez okno. Pytanie tylko, czy moje dzieci będą miały się z kim na tym podwórku bawić, skoro większość rodziców wychowuje dzieci z lękami podobnymi do moich?
Czytaj także: https://mamadu.pl/139179,4-rzeczy-z-lat-90-ktorych-twoje-dziecko-nie-ma-prawa-zrozumiec