Wiosna, ciepłe popołudnie, zabieramy najmłodszego syna i idziemy na pobliski plac zabaw. Duży, odsunięty od głównej ulicy i... zupełnie pusty. Po kilkunastu minutach przychodzi tata z chłopcem w wieku naszego dziecka. Mężczyzna najwyraźniej oderwał się od jakiegoś zajęcia, żeby syn pobawił się z dziećmi. Podobnie jak my wie, że dzieci na placu zabaw to towar deficytowy.
Reklama.
Reklama.
Place zabaw na wsi są puste, bo każdy ma swój pod domem, tyle że tam nie ma jednego elementu - kolegów.
Dzieci na placach zabaw stają się towarem deficytowym, a to bardzo źle wpływa na ich relacje z rówieśnikami.
Niezależnie od tego, jakie zabawki masz na podwórku, dziecko musi bawić się z rówieśnikami, kłócić o łopatkę i śmiać, potrzebuje tego.
Place zabaw jak kraina zombie
Mam świadomość, że nie wszędzie tak jest, kiedy mieszkaliśmy w bloku, na osiedlowym placu zabaw dzieci było niemało. Tu wśród domów i dużych prywatnych podwórek maluchów na placu zabaw nie ma. Mają pod domem piaskownicę, huśtawkę i zjeżdżalnię, na plac wychodzić nie muszą.
Nie muszą i często nie wychodzą, w efekcie mieszkając w miejscowości poniżej 300 mieszkańców, nie znamy sąsiadów i ich dzieci. Ten tata szczerze się ucieszył na nasz widok, przyznał, że zobaczył nas i od razu przyszedł z synem, bo mały ma trzy lata, chodzi do przedszkola w innej miejscowości i... poza bratem w zasadzie nie zna dzieci.
Mieszkają przy samym placu zabaw. Pustym, cichym i smutnym. Wiemy, o czym mówi, bo rzadko nasz syn ma się z kim tu bawić, to my gramy z nim w piłkę, bawimy w berka, czy chowanego, bo jego rówieśników tu nie ma. Chłopcy szybko złapali kontakt i bawili się do zmroku.
Plac nie dla maluchów
Kiedy słońce zaczęło się chować, plac się ożywił, dwie grupki młodzieży z epami i energetykami zajmują loże szyderców. Siadają na ławkach w chmurach dymu, słychać muzykę puszczaną z komórek, trochę rozmów. Nie dziwię się im, że tu są, bo w okolicy nie mają gdzie pójść. Mniej podobają mi się rozrywki, którym się oddają i to, co po nich zostaje.
Nieomal każdą wizytę na placu zaczynamy od sprzątania szkieł, nie brakuje ich przy zjeżdżalni i pod wiatą, choć kosze na śmieci świecą pustkami. Nuda, młodość, kiepskiej jakości nagrania z monitoringu robią swoje, sprawcy nie do zidentyfikowania. Ale myślę, że to nocne życie to jedyne, jakie ma plac i z tego wynikają jego problemy.
Ten plac przywodzi mi na myśl genialny film, z owianym od jakiegoś czasu niesławą Willem Smithem "Jestem legendą". Pusto, straszy, a na widok żywego człowieka główny bohater cieszy się, jak dziecko, bo w końcu ma z kim porozmawiać.
Te nasze dzieci na wiejskim placu zabaw są jak Robert. Chciałyby odwrócić bieg wydarzeń, znaleźć szczepionkę. Bo plac zabaw powinien być żywy głośny i radosny. Nasz nie jest i wiele w okolicznych wsiach nie jest, a na tych martwych placach cierpią dzieci.
Rodzicu, wyjdź z dzieckiem
Jak większość rodziców w okolicy zadbaliśmy, żeby na podwórku dzieci miały co robić, jednak cieszy nas, że mały chce wychodzić na plac. Tu nie musi stać w kolejce do zjeżdżalni czy huśtawki, ale nie ma też z kim się bawić. Choćbyśmy nie wiem, jak się starali, nie zastąpimy mu kontaktu z rówieśnikami.
Nie mamy już po 3-4 lata, szkoda, ale jednak. Dziecko w kontaktach z rówieśnikami socjalizuje się najlepiej. Starsi bracia na podwórku zawsze mu trochę odpuszczą, jego rówieśnicy, podobnie jak on chcą decydować o biegu zabawy i kolejności korzystania ze zjeżdżalni. Muszą się dogadać, najlepiej, bez nadmiernej ingerencji rodziców.
Te place są potrzebne naszym dzieciom, a dzieci są potrzebne tym placom. Kiedy maluchy się bawią, młodzież trzyma się nieco na uboczu, trafia szklanymi butelkami do kosza i nie niszczy ławek. Pomijając to, że dzieci znają kolegów z przedszkola, ale nie znają tych z sąsiedztwa, a każda sieć kontaktów jest ważna.
I tak staliśmy z tym tatą, patrząc, jak nasze dzieci się bawią. Wymieniliśmy się namiarami, żeby następnym razem nie musiał nas wypatrywać przez okno i doszliśmy do wspólnych wniosków, że fajnie jest dać dzieciom się pobrudzić i pośmiać, i jeszcze pobiegać.
Uderzyło mnie, kiedy powiedział, że słyszał, że tu jest sporo dzieci w podobnym wieku, ale rzadko jakieś widuje. Zwykle bierze syna i biegnie, bo może temu miejscu da się przywrócić życie.