Małe dziecko, mały kłopot, duże dziecko, duży kłopot. Jakoś tak to brzmiało, prawda? Sęk w tym, że dziecko w każdym wieku może być kłopotem. Finansowym. Trafnie opisała to w liście do redakcji MamaDu Ilona, matka 6-klasisty i licealistki. Przytaczamy treść maila w całości.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Pomyślałam, że podzielę się z waszymi czytelniczkami moją refleksją na temat wydatków na dziecko uczęszczające do szkoły państwowej. Tak, państwowej – publicznej i bezpłatnej, jak gwarantuje to konstytucja. Otóż moim zdaniem to bzdura mówić, że szkoła jest za darmo".
Szkolne wydatki
"No bo proszę popatrzeć:
koniec wakacji – zakup wyprawki. Dostajemy 300+, może na skromną wyprawkę dla dziecka w podstawówce starczy, bo książki ma teoretycznie za darmo, ale już dziecku w szkole średniej trzeba kupić wszystkie podręczniki. Nawet używane i zniszczone kosztują od 20 zł wzwyż, nowe to wydatki po kilkadziesiąt, a nawet kilkaset złotych (np. do języków, kto ma dziecko w liceum, ten wie!)
początek roku – składka na materiały: papier ksero, wodę do picia do klasy itd., dla młodszego na ćwiczenia do darmowych podręczników (wolne żarty!)
Wakacje: wyjazdy, obozy, kolonie, lato w mieście, jest na co wydawać.
A to oczywiście nie wszystko, bo po drodze dobrowolne składki na radę rodziców (jak nie zapłacisz, będą cię ścigać mailami, więc płacisz), składki klasowe, bilety do kina, teatru, muzeum, jednodniowe wyjścia klasowe. Horrendalnie wysokie opłaty za obiady. No i najważniejsze: wycieczki. Wycieczki to największe zło".
Wycieczki są za drogie
"Jak pomyślę, że nie mogłam się doczekać, kiedy moje dzieci będą jeździć na wycieczki, bo pamiętałam, jakie to fajne jest, to nie wiem, czy śmiać się, czy płakać. Jeszcze z córką początkowo to był luz (teraz jest w liceum), ale z moim 6-klasistą, synem, to kłopot jest niemal od pierwszej kilkudniowej wycieczki w 3 klasie. A z obojgiem problem jest teraz co roku i to coraz większy.
Wiecie, ile kosztują wycieczki klasowe? To jest jakaś kpina! Można by za to wykupić wycieczkę all inclusive. Ostatnio płaciłam 1400 zł za 4 dni w Krakowie. 3600 zł za zieloną szkołę w Londynie. Dobra, mieszkamy w stolicy, to pewnie drożej, ale i tak, serio? Skąd inni rodzice mają tyle kasy? Ja za każdym razem płaczę, obciążając kartę kredytową.
Ale tym razem to się naprawdę zdenerwowałam. Tydzień do ferii, dzieciaki jadą na obozy narciarskie (jak miałam im odmówić, skoro ich znajomi jeżdżą? Poza tym oni tak to kochają!), wydałam kupę kasy. A tu w piątek wiadomość od wychowawcy córki, że po feriach jadą na 4 dni do Gdańska. Będą zwiedzać Trójmiasto. Muzeum Solidarności itd.
No fajnie, ale przecież to znowu wydatek! Czy szkoła myśli, że rodzice śpią na pieniądzach?! A odmówić, nie odmówię, nie chcę, żeby córka się czuła gorsza od kolegów i koleżanek z klasy. Mówię wam, zamiast wyprawki od miasta, po narodzinach dziecka rodzice powinni dostawać drukarkę do pieniędzy!".