Trzy lata temu tygodniowe półkolonie w GOK w mojej miejscowości kosztowały 115 zł. To kapitalny wypoczynek dla dziecka, codziennie wycieczka, fajni prowadzący, syn był bardzo zadowolony. W tym roku z tego wypoczynku skorzysta moje młodsze dziecko - koszt 400 zł, trzy zamiast pięciu wyjazdów. Bo dziś wszyscy oberwaliśmy inflacją.
Na początku roku szkolnego rozmawialiśmy w szkole o wycieczce kilkudniowej. Piąta klasa, warto, żeby dzieci pojechały. Wówczas szacowaliśmy, że cztery dni będą kosztować około 500 zł. Wycieczka się odbyła. Trzy dni - 740 zł plus kieszonkowe. Kilkoro uczniów nie pojechało, bo tak naprawdę to worek pieniędzy. A i tak było tanio.
Córka Ani jest w czwartej klasie, dziewczynka zmieniła szkołę, bo rodzina w czasie pandemii przeniosła się z małego mieszkania w Warszawie do domu na wsi. - Nie muszę ci chyba mówić, ile zdrożał kredyt wzięty latem 2021? Liczymy każdy grosz - zaczyna opowieść. - Kaja musiała jechać, bo jak ma się inaczej integrować z klasą?
Tu pomogła babcia. Zapłaciła za wnuczkę z oszczędności, bo 520 zł to spory wydatek, druga babcia dała kieszonkowe i jakoś poszło. - Ta wycieczka dosłownie drożała w oczach, według pierwszych szacunków miała kosztować 400 zł, ale pojechało mniej dzieci, więc wzrósł koszt transportu, a i biuro, które ją organizowało, przysłało pismo, że inflacja, że nie da się taniej... - mówi Ania.
Szkoła, do której chodzi syn Kamili, do Torunia pojechała na jeden dzień - koszt 170 zł. - Drogo, ale co zrobisz, najgorzej, że w klasie są dzieci z Ukrainy, które miały nie jechać, bo ich na to nie stać. Oczywiście zapłaciliśmy z innymi rodzicami za nie, bo nie wyobrażam sobie, żeby miały zostać. Do tego po 50 zł kieszonkowego, prowiant na drogę...
Wspomniałam na początku, że wycieczka syna na trzy dni kosztowała nas 740 zł. Ale Iza za wyjazd swojej córki na trzy dni musiała zapłacić 1000 zł. - Kiedy sama chodziłam do szkoły, jeździliśmy w Bieszczady, spaliśmy w schroniskach, Jedliśmy kanapki i kiełbasę z ogniska, na koniec dnia miska zupy. Piękne wspomnienia. Dziś dzieciaki jeżdżą do hotelu z basenem, to jak ma być tanio? - mówi mama siódmoklasistki.
Tydzień po córce, na wycieczkę Iza wysłała syna - Też Bieszczady, też tysiąc. Jestem księgową, dobrze planuję wydatki, odkładaliśmy od września, bo liczyliśmy się z kosztami, do tego jeszcze po 200 zł kieszonkowego, dodatkowe buty "na wszelki wypadek" i tak szkolne wycieczki Heleny i Tadzia kosztowały nas 3 tysiące. To budżet niejednej rodziny, dla nas oznacza to wakacje raczej na RODOS (rodzinne ogródki działkowe otoczone siatką - przyp. red.), no może pod namiotem.
- Wiem, że niektórzy rodzice brali kredyt, żeby wysłać dziecko, bo jak powiedzieć 10-latkowi, że z całej klasy tylko on nie pojedzie? - zastanawia się Iza.
- Do Warszawy mamy 40 km. Rzut beretem, zresztą z miasta wynieśliśmy się raptem 3 lata temu i często w nim bywamy, Jacek jest w 3 klasie, pojechali ostatnio do stolicy na szkolną wycieczkę - zaczyna Karolina. Wśród atrakcji lody na Starówce, Łazienki Królewskie, jak mówi mama chłopca "żadnych ekstrasów". Koszt 70 zł. - Złapałam się za głowę, przecież nie będą po tej Warszawie jeździć taksówkami! Ale biura podróży sobie liczą - mówi kobieta.
I owszem, ma rację, wszyscy rodzice, z którymi rozmawiam, mówią to samo. Kiedy dziecko przynosi do podpisania zgodę na wycieczkę, boją się sprawdzić cenę. Jest drogo i będzie jeszcze drożej. Są szkoły, które znając sytuację materialną uczniów, zupełnie rezygnują z kosztownych wycieczek, inne kombinują, jak mogą, żeby koszta obniżyć.
Jenak rezygnacja z biura podróży takiej gwarancji nie daje. Bo biuro negocjuje z nieco innego pułapu ceny. Sprzedają wiele wycieczek i zawierają umowy z hotelami czy parkami rozrywki na innych warunkach, niż dajmy na to pojedyncza szkoła z Radomia.
Tam, gdzie dzieci wyjeżdżają, słychać głosy, że w tym roku i tak rodziców nie stać na rodzinne wakacje, więc niech, chociaż dziecko pojedzie. Tych, którzy nie pojadą na żadną wycieczkę, przybywa lawinowo. Bo wiele rodzin nie ma już z czego odkładać. Warto czasem porozmawiać z dzieckiem o tym, że te trzy dni w Pieninach, to całkiem sporo dla całej rodziny i niektórzy nie mogą sobie pozwolić na taki wydatek.
Oczywiście, że ognisko to nie to samo, co Bieszczady, ale w obecnej sytuacji warto pomyśleć o tym, żeby poza wycieczkami za miliony, zorganizować młodzieży nieco tańsze rozrywki. Wspólne wyjście na lody na godzinie wychowawczej czy zamówienie pizzy do klasy może zdziałać cuda i zapobiec wykluczeniu z grupy dzieci, które nie pojadą na zieloną szkołę.
Bo integracja w grupie jest naprawdę ważna, szczególnie w tych trudnych czasach.
Czytaj także: https://mamadu.pl/162964,samoregulacja-najcenniejsze-czego-mozesz-nauczyc-dziecko