Koniec roku szkolnego to niemałe wyzwanie dla rodziców. W końcu po dwóch latach pandemii dzieci zaczęły jeździć na wycieczki, niestety, nie wszyscy mogą sobie pozwolić na to, żeby wyjąć z kieszeni 1000 zł i posłać dziecko na trzydniowy wypad z klasą. W tym roku zielone szkoły to towar luksusowy.
Reklama.
Reklama.
Rodzice skarżą się, że w tym roku ceny szkolnych wycieczek poszybowały w górę, niektórzy rezygnują z wysłania na nie dziecka, inni zadłużają się w tym celu.
Za trzydniową wycieczkę w góry trzeba zapłacić od 700 do 1000 zł. Do tego kieszonkowe i wyprawka.
Trudne czasy łatwiej przerwać, kiedy relacje w grupie są silne. Warto rozmawiać z dzieckiem o sytuacji materialnej i szukać sposobów na integrację grupy poza wyjazdami.
Tanio to już było
Trzy lata temu tygodniowe półkolonie w GOK w mojej miejscowości kosztowały 115 zł. To kapitalny wypoczynek dla dziecka, codziennie wycieczka, fajni prowadzący, syn był bardzo zadowolony. W tym roku z tego wypoczynku skorzysta moje młodsze dziecko - koszt 400 zł, trzy zamiast pięciu wyjazdów. Bo dziś wszyscy oberwaliśmy inflacją.
Na początku roku szkolnego rozmawialiśmy w szkole o wycieczce kilkudniowej. Piąta klasa, warto, żeby dzieci pojechały. Wówczas szacowaliśmy, że cztery dni będą kosztować około 500 zł. Wycieczka się odbyła. Trzy dni - 740 zł plus kieszonkowe. Kilkoro uczniów nie pojechało, bo tak naprawdę to worek pieniędzy. A i tak było tanio.
Toruń 2 dni - 520 zł
Córka Ani jest w czwartej klasie, dziewczynka zmieniła szkołę, bo rodzina w czasie pandemii przeniosła się z małego mieszkania w Warszawie do domu na wsi. - Nie muszę ci chyba mówić, ile zdrożał kredyt wzięty latem 2021? Liczymy każdy grosz - zaczyna opowieść. - Kaja musiała jechać, bo jak ma się inaczej integrować z klasą?
Tu pomogła babcia. Zapłaciła za wnuczkę z oszczędności, bo 520 zł to spory wydatek, druga babcia dała kieszonkowe i jakoś poszło. - Ta wycieczka dosłownie drożała w oczach, według pierwszych szacunków miała kosztować 400 zł, ale pojechało mniej dzieci, więc wzrósł koszt transportu, a i biuro, które ją organizowało, przysłało pismo, że inflacja, że nie da się taniej... - mówi Ania.
Szkoła, do której chodzi syn Kamili, do Torunia pojechała na jeden dzień - koszt 170 zł. - Drogo, ale co zrobisz, najgorzej, że w klasie są dzieci z Ukrainy, które miały nie jechać, bo ich na to nie stać. Oczywiście zapłaciliśmy z innymi rodzicami za nie, bo nie wyobrażam sobie, żeby miały zostać. Do tego po 50 zł kieszonkowego, prowiant na drogę...
3 dni w górach, nawet 1000 zł
Wspomniałam na początku, że wycieczka syna na trzy dni kosztowała nas 740 zł. Ale Iza za wyjazd swojej córki na trzy dni musiała zapłacić 1000 zł. - Kiedy sama chodziłam do szkoły, jeździliśmy w Bieszczady, spaliśmy w schroniskach, Jedliśmy kanapki i kiełbasę z ogniska, na koniec dnia miska zupy. Piękne wspomnienia. Dziś dzieciaki jeżdżą do hotelu z basenem, to jak ma być tanio? - mówi mama siódmoklasistki.
Tydzień po córce, na wycieczkę Iza wysłała syna - Też Bieszczady, też tysiąc. Jestem księgową, dobrze planuję wydatki, odkładaliśmy od września, bo liczyliśmy się z kosztami, do tego jeszcze po 200 zł kieszonkowego, dodatkowe buty "na wszelki wypadek" i tak szkolne wycieczki Heleny i Tadzia kosztowały nas 3 tysiące. To budżet niejednej rodziny, dla nas oznacza to wakacje raczej na RODOS (rodzinne ogródki działkowe otoczone siatką - przyp. red.), no może pod namiotem.
- Wiem, że niektórzy rodzice brali kredyt, żeby wysłać dziecko, bo jak powiedzieć 10-latkowi, że z całej klasy tylko on nie pojedzie? - zastanawia się Iza.
Warszawa jak Nowy Jork
- Do Warszawy mamy 40 km. Rzut beretem, zresztą z miasta wynieśliśmy się raptem 3 lata temu i często w nim bywamy, Jacek jest w 3 klasie, pojechali ostatnio do stolicy na szkolną wycieczkę - zaczyna Karolina. Wśród atrakcji lody na Starówce, Łazienki Królewskie, jak mówi mama chłopca "żadnych ekstrasów". Koszt 70 zł. - Złapałam się za głowę, przecież nie będą po tej Warszawie jeździć taksówkami! Ale biura podróży sobie liczą - mówi kobieta.
I owszem, ma rację, wszyscy rodzice, z którymi rozmawiam, mówią to samo. Kiedy dziecko przynosi do podpisania zgodę na wycieczkę, boją się sprawdzić cenę. Jest drogo i będzie jeszcze drożej. Są szkoły, które znając sytuację materialną uczniów, zupełnie rezygnują z kosztownych wycieczek, inne kombinują, jak mogą, żeby koszta obniżyć.
Jenak rezygnacja z biura podróży takiej gwarancji nie daje. Bo biuro negocjuje z nieco innego pułapu ceny. Sprzedają wiele wycieczek i zawierają umowy z hotelami czy parkami rozrywki na innych warunkach, niż dajmy na to pojedyncza szkoła z Radomia.
Tam, gdzie dzieci wyjeżdżają, słychać głosy, że w tym roku i tak rodziców nie stać na rodzinne wakacje, więc niech, chociaż dziecko pojedzie. Tych, którzy nie pojadą na żadną wycieczkę, przybywa lawinowo. Bo wiele rodzin nie ma już z czego odkładać. Warto czasem porozmawiać z dzieckiem o tym, że te trzy dni w Pieninach, to całkiem sporo dla całej rodziny i niektórzy nie mogą sobie pozwolić na taki wydatek.
A może zrobić coś taniej?
Oczywiście, że ognisko to nie to samo, co Bieszczady, ale w obecnej sytuacji warto pomyśleć o tym, żeby poza wycieczkami za miliony, zorganizować młodzieży nieco tańsze rozrywki. Wspólne wyjście na lody na godzinie wychowawczej czy zamówienie pizzy do klasy może zdziałać cuda i zapobiec wykluczeniu z grupy dzieci, które nie pojadą na zieloną szkołę.
Bo integracja w grupie jest naprawdę ważna, szczególnie w tych trudnych czasach.