Na dobre rozpoczął się już rok szkolny, a wraz z nim ruszyły zbiórki pieniędzy. Na Radę Rodziców, ubezpieczenie i wycieczki. - Na zebraniu odniosłam wrażenie, że właśnie zaczął się czas nadrabiania wszelkich zaległych wycieczek, które przepadły w pandemii - mówi Agata, mama czwórki dzieci, która według ostrożnych szacunków w pierwszym semestrze wyda na wycieczki około 4 tysięcy zł.
Reklama.
Reklama.
Wszyscy gdzieś jadą
Już od pierwszych zebrań w szkole rodzice łapią się za głowy. - Mój syn jest w siódmej klasie, już był na pierwszej wycieczce, jednodniowej za 180 zł, ale co miesiąc wrzucać będziemy też do "skarpety" 100-150 zł, bo w maju wyjeżdża z klasą do Pragi na trzy dni. Na dziś to koszt 900 zł, ale wiadomo, jak jest, może zdrożeć. Do tego co miesiąc krótsze wycieczki - mówi Natalia.
Co miesiąc wyjeżdżają też dzieci Anety. - Zwykle są to jednodniowe wycieczki, dopiero pod koniec roku szkolnego planowana jest zielona szkoła. W ubiegłym roku dzieci były w Tatrach na trzy dni, ta impreza kosztowała nas 800 zł plus kieszonkowe. Wychowawca mówi wprost, że dziś nie jest w stanie podać kwoty, bo ceny zmieniają się z dnia na dzień, ale należy się spodziewać, że będzie drożej i to sporo - wyjaśnia kobieta.
- Z tymi wycieczkami jest tak, że dyrektor chce, żeby dzieci jeździły i nie bardzo liczy się z kosztami, rodzice lubią wycieczki, ale nie lubią za nie płacić, dla mnie i moich koleżanek wycieczki to koszmar, bo nas nikt nie pyta, czy mamy co zrobić ze swoimi dziećmi. W efekcie w październiku moje córki w wieku 14 i 9 lat zostaną na dwa dni same w domu - mówi Emilia, nauczycielka ze szkoły podstawowej.
Szkoły mają umowy
Jak mówi mi Agnieszka, która pracuje w szkolnym sekretariacie, dyrekcja jej placówki co roku wybiera firmę, która przyniesie najlepszą ofertę dla całej szkoły. - Nikt tego raczej nie weryfikuje potem. Co kilka tygodni przychodzi oferta, co mogą zaproponować w danym miesiącu i nauczyciele wybierają, gdzie chcą jechać z klasą - wyjaśnia.
- Najczęściej to wyjazdy związane z programem nauczania w danej klasie. Do tego wychowawca szacuje, czy "jego dzieciaki" będą mogły jechać, czy rodziców będzie stać. Nikt nie sprawdza już, czy konkurencja ma tę samą wycieczkę taniej. O wyborze biura decyduje najczęściej to, jaką ofertę przedstawią na wycieczki 3-, 5-dniowe. A na reszcie nierzadko sobie odbijają - mówi kobieta.
Emilia przyznaje, że w niektórych szkołach jest tak, jak mówi jej przedmówczyni. W szkole, w której ona pracuje, każdy wyjazd rozpatruje się oddzielnie i nie ma żadnych preferencji dla konkretnych biur podróży.
- U nas priorytetem jest dostępność wycieczek dla uczniów. Dyrektor mówi, że jego celem jest to, aby każde dziecko mogło zwiedzać Polskę, ale wiadomo, jak jest, dziś nie wszyscy jeżdżą.
Najwięcej jednodniowych
Na potrzeby tego tekstu zapytałam ponad 50 osób o wycieczki. Byli wśród nich rodzice zarówno przedszkolaków, jak i uczniów szkół podstawowych i ponadpodstawowych. Kilkoro rodziców pracuje także w szkołach, zarówno jako nauczyciele, jak i pracownicy administracyjni. Jeden z ojców jest kierowcą autobusu i wyjeżdża na wycieczki z różnymi szkołami.
- Zawsze jest tak, że wrzesień i pierwsza połowa października są bardzo intensywne, drugi sezon zaczyna się w połowie kwietnia i trwa w zasadzie do rozdania świadectw. W tym czasie najczęściej jestem w trasie z dzieciakami. W tym roku mam zaledwie kilka dni wolnych od wycieczek. Jeśli odnosicie wrażenie, że w tym roku wycieczek jest więcej, to najprawdopodobniej macie rację - wyjaśnia Dariusz, który pracuje w firmie transportowej.
Mężczyzna, jak i większość moich rozmówców, mówi, że dziś najwięcej dzieci wyjeżdża na wycieczki jednodniowe. - Wrzesień i październik i tak są dla rodziców ciężkie finansowo, więc szkoły wybierają taką ofertę, żeby nie obciążać ich nadmiernie na starcie. Królują więc wycieczki jednodniowe.
200 km tam, 200 z powrotem
- Kilka lat temu, jak syn był młodszy, wycieczka 200 km od domu już na pewno byłaby z noclegiem, dziś to niepotrzebne mnożenie kosztów. Zbiórka o 6.00, powrót około 22.00. Cena 170 zł. Na jeden dzień, ale chyba przy tych cenach paliwa czy produktów spożywczych, to wciąż nie tak źle - mówi Katarzyna.
Większy problem kobieta widzi w tym, że ostatecznie piątoklasiści wrócili do domu tuż po północy. - Korki, przerwy na toaletę, a plan? Następnego dnia Maciek zaczynał lekcje o 7.20. Zostawiłam go w domu, raczej nie nadawał się do szkolnej ławki.
Podobną kwotę i godziny słyszę od wielu rodziców. Bo kilkaset kilometrów to kilka godzin w autokarze, na zwiedzanie zostaje niewiele czasu, ale nocleg pomnożyłby cenę wycieczki nie dwukrotnie, a trzykrotnie.
- Trzeba wtedy zapłacić za trzy - cztery posiłki, nocleg i za przetrzymanie dłużej autokaru i kierowcy. Nikogo więc nie powinno dziwić, że dwudniowa wycieczka to koszt ponad 500 zł, a na to większości rodziców nie stać - mówi Magdalena, która jest dyrektorką w jednej z podpoznańskich podstawówek.
Dzieci więc jadą 2-3 godziny w jedną stronę, wspinają się na ruiny albo spacerują po starówce miasta, jedzą obiad w przydrożnym barze i wracają kilka godzin, żeby w domu znaleźć się w nocy. Nikt z rodziców, z którymi rozmawiałam, za szkolną wycieczkę na jeden dzień nie zapłacił mniej niż 170-200 zł. W przedszkolach jest taniej.
- Wynika to głównie z tego, że dzieci jadą blisko, w naszym przypadku gminnym autobusem. Najczęściej są to jakieś gospodarstwa agroturystyczne albo farma dyń. Tak jest też w tym roku - mówi Sylwia, która za wycieczkę syna zapłaciła 40 zł. Monika za same wycieczki nie płaci wcale. - Dzieci chodzą do prywatnego przedszkola, czesne za każde z nich to 850 zł, co miesiąc maluchy wyjeżdżają z tej kwoty na kilka godzin, np. do sali zabaw - wyjaśnia.
Dłuższe nie tylko w maju
Agata ma czworo dzieci, dwoje w szkole podstawowej, dwoje w szkołach średnich. - Córka właśnie pojechała na Mazury, 3 dni za 790 zł, czas na wpłacenie całej kwoty - dwa tygodnie. Dodam, że syn, który chodzi do innej szkoły, zaraz też jedzie. 5 dni za 1500 zł, ale mimo że to pierwsza klasa liceum, wiedziałam o tej wycieczce, jak tylko przyjęli go do szkoły - wyjaśnia kobieta.
Do tego przed Agatą jeszcze opłacenie wycieczek młodszych dzieci. W pierwszym semestrze córki w 4 i 6 klasie podstawówki wyjeżdżają po trzy razy. - Nie wchodząc w szczegóły, każda z tych wycieczek to 200 zł. Minimum, bo oczywiście ceny mogą wzrosnąć. Jak łatwo policzyć, robi się z tego kolejne 1200 zł. Jak dodamy wyjścia do teatru i kina, kieszonkowe na wyjazd, spokojnie te wycieczki będą nas kosztować ponad 4 tysiące.
- Nie mam problemu z tym, że dzieci jadą, przeciwnie, ja się cieszę, ale jakby powiedziano nam dziś, że jadą w maju, mogę odłożyć te pieniądze - mówi Iza, która samotnie wychowuje dwoje dzieci. - Ale ja się dowiedziałam półtora tygodnia temu, że mam do 15 września zapłacić za wycieczkę syna 950 zł.
- Dali nam niespełna tydzień. Pojechał, ale biorąc pod uwagę koszty zakupu podręczników do liceum, czesne i całą resztę wydatków, to chyba nie jest najlepszy czas na takie wojaże - wyjaśnia.
W podstawówce jest łatwiej
W szkole podstawowej są darmowe podręczniki, koszta są znacznie mniejsze i wycieczki na początku roku raczej jednodniowe i stosunkowo tanie, choć nie wiem, czy 200 zł to tak mało. Jednak schody zaczynają się w szkołach średnich. Tu wycieczki najczęściej mają charakter integracyjny, a co a tym idzie, trwają raczej kilka dni. A to generuje koszty i to niemałe. Często zaskakujące dla rodziców.
- Co ci mam powiedzieć - mówi Iza. - Niech jedzie, pieniądze pożyczyłam od siostry, bo nie wyobrażam sobie, żeby jako jedyny z klasy miał nie być na wyjeździe integracyjnym. W maju jadą na zieloną szkołę, może zdążę do tej pory oddać siostrze i pożyczy mi znowu, bo na byłego męża nie mogę liczyć.
Młodszy syn kobiety na szczęście jeszcze uczy się w szkole podstawowej, tu jest taniej.
Zapytałam o szkolne wycieczki też Darię, która od lat mieszka w Holandii, wychowuje tam dwoje dzieci, które chodzą do szkoły podstawowej. Tam wycieczki odbędą się dopiero wiosną. - Zwykle jeżdżą do sali zabaw albo parku rozrywki, koszt około 25 euro za jednodniowy wyjazd.