Syn wysłał mi w czasie lekcji SMS-a. Wkurzyłam się, przestaję być jego służącą
"Mamo, przywieź mi kanapkę"
"Mój 11-letni syn zapomniał wczoraj rano zabrać ze sobą do szkoły śniadaniówkę. Niby nic wielkiego, ale przy 6 lekcjach w ciągu dnia dziecko na pewno zgłodniało i z niecierpliwością odliczało czas do przerwy obiadowej. Po pierwszej lekcji dosłałam od niego SMS-a i wiadomość na Messengerze, czy mogłabym mu przywieźć do szkoły to pudełko z kanapką i warzywami, które zostawił na kuchennym blacie" – zaczyna swój list nasza czytelniczka, mama ucznia.
"Najpierw poczułam złość wymieszaną z rezygnacją – znowu to samo. 'Przynieś, podaj, znajdź', które słyszę od swoich dzieci na każdym kroku, sprawiają, że czasem już mnie krew zalewa, że nie umieją sobie z tym wszystkim poradzić samodzielnie. Potem przyszły jednak do mnie dwie refleksje. Pierwsza – że przecież sama tego nauczyłam swoje dzieci i tak je przyzwyczaiłam. Mogę mieć pretensje tylko do siebie, bo w takich sytuacjach zawsze wstaję od komputera (pracuję w domu zdalnie) i jadę pod szkołę z zapomnianą bluzą, strojem na WF, śniadaniówką".
Miał do zapamiętania jedną rzecz
Kobieta opowiada, że po chwili przyszła kolejna myśl: "Druga refleksja, a właściwie nagła myśl, była taka, żeby to totalnie olać. Posłuchałam jej. Napisałam synowi, że nie przyjadę, bo jestem w pracy i nie mam możliwości wyjścia teraz. Powinien pilnować swoich rzeczy, nie jest już 3-latkiem, któremu trzeba pomagać zakładać kapcie w przedszkolnej szatni.
Chce być samodzielny, dostawać kieszonkowe i wychodzić z kolegami bez opieki rodziców, a nie może zapamiętać tego, żeby zabrać ze sobą pudełko ze śniadaniem do szkoły. Miał rano czas, żeby narzekać, że zrobiłam mu nie takie płatki na mleku, jak chciał. Miał czas pokłócić się z młodszą siostrą i obrazić się na mnie, że zwróciłam mu uwagę. Miał nawet czas na czytanie książki, choć wtedy pytałam go, czy spakował do szkoły buty na zmianę, wziął farby na lekcję plastyki i zapakował śniadaniówkę. No nie zapakował".
Nie będę go niańczyć
Czytelniczka przyznaje, że jest zmęczona byciem nadopiekuńczą: "Mam dość upominania o najprostsze rzeczy i pilnowania tego, by 11-latek miał odrobione lekcje, naszykowane potrzebne przybory do szkoły, zapakowaną do plecaka kanapkę na drugie śniadanie. Postanowiłam przestać skakać wokół swoich dzieci, które są przyzwyczajone, że na każdym kroku mają wszystko podstawione pod nos.
Są już na tyle duże, że mogą samodzielnie o to zadbać i wydaje mi się, ze taka 'terapia szokowa' może im pomóc. Jak raz zapomniał śniadaniówkę, to zgłodnieje, później zje w szkole obiad i nic mu się nie stanie. A może dzięki temu będzie pamiętał, żeby następnego dnia ją zabrać. Wreszcie dorosłam do decyzji, żeby dać dzieciom tę możliwość samodzielności, o którą tak walczą w niektórych kwestiach.
Nie jestem ich sprzątaczką, kucharką i służącą. Wreszcie zrozumiałam, że to robi krzywdę zarówno dzieciom, jak i mi. Innym rodzicom też polecam takie odpuszczenie, wreszcie można mieć trochę spokoju i lżejszą głowę. A dzieci w końcu nabędą samodzielności, przecież nie będziemy ich niańczyć do 30. roku życia" – kończy swój list mama ucznia.
Czytaj także: https://mamadu.pl/159331,wychowujemy-przyszlych-doroslych-pozwol-dziecku-na-samodzielnosc