Każda matka jest zaprogramowana tak, że umie spamiętać daty, wie, gdzie syn zostawił misia, a córka słuchawki do telefonu. Rodzinna logistyka zazwyczaj oparta jest na kobiecie. A co, jeśli matka ma już dosyć i jest zmęczona byciem kierowcą, nauczycielką, kucharką, sprzątaczką i wieloma innymi osobami?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wiele matek przyzwyczaja swoje rodziny, że to one "ogarniają" rzeczywistość.
Gdy mama jest zmęczona byciem kierowcą, kucharką i sprzątaczką, najważniejsze jest znalezienie czasu dla siebie, bo zmęczenie może prowadzić do frustracji.
Oto, co myśli zmęczona matka, która ma na sobie zbyt wiele obowiązków, ale i tak nie umie odpuścić.
Matka wie wszystko
Czasem zastanawiam się, jak moja rodzina poradziłaby sobie, gdyby mnie zabrakło. Być może przesadzam. Możliwe, że mam o sobie zbyt wysokie mniemanie. Ale od kilku lat mam poczucie, że jestem domowym strategiem, który zajmuje się problemami całej rodziny i to na mnie spoczywa tajemna wiedza o każdym z moich dzieci i moim mężu.
To do mnie każdy przychodzi i pyta, czy nie widziałam jego kluczy, ulubionej lalki, kredek, paszportu, pendrive'a i ogromu innych rzeczy, które zaginęły w domowej czasoprzestrzeni. A okazuje się, że często to rzeczy, które są w konkretnym miejscu, widocznym dla wszystkich. A może tylko ja je widzę i dlatego mogę powiedzieć każdemu z osobna, gdzie znajdzie swoje zguby?
Poza tym muszę pamiętać, kiedy najstarsza córka musi zwrócić do biblioteki książki, by nie zapłacić kary. O tym, by podczas zakupów wziąć mleko i nowe opakowanie płatków śniadaniowych. Zawieźć w czwartek o 17.00 syna na dodatkową matematykę.
Powinnam sprawdzić, czy nie musimy uzupełnić w spiżarce zapasu ziemniaków i makaronu. I naszykować do pracy ten kluczowy projekt, z którego będę rozliczana w tym miesiącu. No i nie mogę zapomnieć o przygotowaniu pisanki na konkurs i zebraniu dla rodziców u najmłodszego dziecka w przedszkolu. Jestem zmęczona tym, że o wszystkim muszę pamiętać, że wszystko jest na mojej głowie.
Wszyscy polegają na mamie
A najbardziej działa mi na nerwy i męczy mnie to, że wszyscy w domu są przyzwyczajeni, że ja wiem, pamiętam i wykonam wszystkie zadania. Pamiętam o tym, że muszę mężowi przypomnieć o przeglądzie auta, najstarszej córce o przełożonym terminie klasówki z matematyki. Jestem tą osobą, która pamięta o wszystkim i przypomina wszystkim domownikom, co muszą zrobić.
Mam troje dzieci i męża – wyobrażacie sobie, ile to rzeczy do spamiętania? Dlaczego to wszystko spoczywa na mnie? Nie wiem, zapewne przyzwyczaiłam do tego wszystkich. Zawsze działam na autopilocie, wiele rzeczy robię "przy okazji" – bo jak pójdę do toalety, to mimochodem wytrę zabrudzone lustro i przetrę umywalkę, by nie była brudna. Gdy wracam z dzieckiem z przedszkola, to przy okazji zawożę dokumenty do księgowej, bo ma biuro "na trasie".
Mam pamięć do dat, dlatego to ja pamiętam o wszystkich urodzinach i rocznicach najbliższych. Uważam, że dobrze gotuję, więc to ja zazwyczaj robię to w naszym domu. Dlatego też sama wolę zrobić zakupy, bo wiem jakich produktów będę potrzebowała do zrobienia obiadu i co jest mi niezbędne do upieczenia ciasta na weekend.
Przy tym wszystkim jestem też dobrze zorganizowana, myślę więc, że to dlatego przypadła mi w domu rola rodzinnego logistyka. Ale to nie oznacza, że nie potrzebuję pomocy. Mam już dosyć bycia kierowcą dzieci, podręcznym kalendarzem męża i jeszcze 50 innymi osobami Jestem też powierniczką sekretów i tajemnic 8-latka i 5-latki. To akurat mnie cieszy, bo pokazuje, że dzieci mi ufają, chcą się dzielić ze mną swoim światem. Inaczej trochę jest z nastolatką, ale ją też staram się zrozumieć, nie tak dawno byłam przecież na jej miejscu.
Konsekwencje mogą być nauczką
Staram się to wszystko wiedzieć i spamiętać. Ale jestem tylko człowiekiem, czasem moja głowa zawodzi i wtedy jest prawdziwy dramat. Bo ktoś czuje się niepotrzebny czy zlekceważony, bo "mama zapomniała mi przypomnieć". Staram się wtedy łagodzić burze i awantury, ale przyznaję, że w takiej chwili to ja czuję się lekceważona.
Bo mnie nikt nie próbuje zrozumieć, to ja zawsze muszę być tą, która ratuje z opresji i gasi pożary. Wieczorami, gdy dzieci są już w łózkach, ja nadganiam to, co muszę przygotować do pracy albo sprzątam. Już nie pamiętam, jak to jest siąść na kanapie z lampką wina i obejrzeć z mężem jakiś fajny film. Ja wiem, że to wszystko moja wina, bo sama sobie to wzięłam na głowę. Ale jestem ambitna, pracowita i zadaniowa – nie umiem olać niektórych spraw na rzecz odpoczynku.
Prawdopodobnie najlepiej byłoby zrzucić z siebie część "pamiętania" o cudzych sprawach. Jak dzieci raz czy dwa zapomną czegoś na plastykę albo mąż dostanie mandat za brak przeglądu auta, to zobaczą, jakie są konsekwencje tego, że wszystko zwalają na mnie. Ale te konsekwencje spadną także na mnie, bo przecież mandat zapłacimy ze wspólnego budżetu, a dzieci jedynkę z plastyki będą musiały poprawić. Mam takie poczucie, że te konsekwencje odczuwałabym jako moją winę, że to ja zawiodłam.
Zmiany zacznij od pracy nad sobą
Wiem, że muszę to jakoś sobie przepracować, żeby zrzucić z siebie część obowiązków. Teraz jestem zmęczona i mam dosyć, ale za jakiś czas to może być coraz trudniejsze, nie jestem przecież robotem, który nie ma granic w zmęczeniu. Muszę też popracować nad sobą, bo zawsze, gdy ktoś mnie pyta, gdzie jest jego miś, karta kredytowa czy słuchawki do telefonu, ja znam odpowiedź. Dzieci i mąż są zatem przyzwyczajeni, że ja wiem. A co, jeśli nagle bym nie wiedziała?
Jestem gdzieś w głębi duszy dumna z tego, że jestem dla nich tak niezbędna. Ale też nie ukrywam, że to potrafi wykończyć. To poczucie bycia potrzebnym często wygrywa i nie umiem odpuścić. Ale to chyba taka przypadłość wielu mam – musimy się uczyć odpuszczać i trochę wyluzować, co przecież nie jest łatwe. Matki to przecież stworzenia wielozadaniowe. Wierzymy w to i do tego przyzwyczajamy rodzinę, a czasem dobrze przerwać ten krąg, bo czas dla siebie musi mieć każda z nas, by nie popaść we frustrację.