Ledwie minęło południe, na klasowej grupie włącza się lawina powiadomień. "Poprosimy dzisiejsze lekcje" - pisze jeden z rodziców, kolejni przyłączają się do prośby. Zerkam na zegarek. Do końca dzisiejszych zajęć jeszcze 16 minut. Moje dziecko wróci autobusem szkolnym za jakieś trzy kwadranse. W dwie minuty po szkolnym dzwonku sypią się kolejne powiadomienia. Mamy czuwają, przegląd plecaków odbywa się już pod szkolnymi drzwiami.
Reklama.
Reklama.
Dwie minuty po zakończeniu lekcji rodzice wiedzą, co było w szkole i co jest zadane. Dziecko nie musi już pamiętać, mama się tym zajmie.
Drugo-, trzecioklasiści mówią, że nie mają zeszytu czy materiałów plastycznych, bo mama zapomniała, nie mają pojęcia, gdzie w domu trzyma się takie rzeczy.
Rodzice, wyręczając dziecko, pozbawiają je nauki samodzielnego myślenia i wyciągania wniosków z własnych porażek.
Rodziców są dwa rodzaje
Część z nas po prostu musi za wszelką cenę kontrolować szkolną rzeczywistość dziecka. Wiedzą od razu, czego syn czy córka dziś się uczyli, co mają zadane i pilnują, żeby tuż po przekroczeniu progu wszystko zostało odrobione. Oni są bardzo pomocni, bo chętnie się tą wiedzą podzielą, jeśli akurat twoje dziecko w szkole nie było.
Tyle że to ty musisz skontaktować się z nimi. Bo choć dziś nieomal każdy uczeń ma telefon, to choć twój syn czy córka zadzwoni do kolegi ze szkolnej ławy, to szanse, że dowie się, co działo się w szkole, są mniej więcej żadne. Za te dzieci myślą rodzice, pakują plecaczki, pilnują lekcji, czytają lekturę na głos...
Druga część rodzicielskiej społeczności oczekuje od dziecka, że będzie pamiętało o zabraniu stroju na WF, odrobieniu pracy domowej i będzie wiedziało, co się wokół niego dzieje. To nie jest tak, że te maluchy są zostawione same sobie i muszą przejąć pełną kontrolę nad życiem w wieku lat ośmiu. Zawsze mogą rodzica zapytać, jeśli czegoś nie wiedzą.
Ci rodzice są parasolem dla swoich dzieci, nie taczką. Zapewniają poczucie bezpieczeństwa, ale stawiają na samodzielność dziecka. Wychodzą z założenia, że jak się dziecko raz na jakiś czas sparzy, to wielka tragedia się nie wydarzy, a najlepiej uczyć się na własnych błędach. I o dziwo - te dzieci zwykle wiedzą, co było w szkole, same sięgają po lektury i całkiem nieźle zarządzają swoim czasem.
Ambicja ważniejsza od rozsądku
Najważniejsze, żeby na końcu w dzienniku pojawiła się piątka. Za wszelką cenę. Choćby te literki samemu trzeba było napisać. Najważniejsze, żeby rysunek był najlepszy, a do prac na konkurs plastyczny, to najlepiej niech dziecko się nie zbliża, bo mama całą noc kleiła koraliki... Tylko czego dziecko się tak nauczy?
- Tego, że jakby mama znów miała 10 lat, to starałaby się bardziej niż ćwierć wieku temu - mówi Gosia, nauczycielka nauczania początkowego, wychowawczyni trzeciej klasy. Jej zdaniem, rodzice staraniem za dziecko leczą własne kompleksy i próbują uchronić pociechy przed własnymi błędami.
- A to się tak nie da. Dzieci muszą uczyć się samodzielności. Nie zliczę, ile razy w tygodniu słyszymy, że dziecko nie ma nożyczek, bo mama nie spakowała, pracy domowej, bo mama nie wiedziała... Wychowujemy w ten sposób pokolenie nie tylko nieporadne, ale też pozbawione zdolności komunikacyjnych - twierdzi pedagożka.
Zdaniem nauczycielki, najgorzej w samodzielnej pracy na lekcji radzą sobie dzieci, których rodzice każdego dnia biorą czynny udział w odrabianiu prac domowych.
- Mieszkam na tak zwanym "młodym osiedlu". Najczęściej na podwórku widzę te dzieciaki, które są samodzielne w szkole. One po lekcjach wpadają do domu, zjadają coś, odrabiają lekcje i idą się bawić. Mają fajny kontakt z rówieśnikami, a ci, którzy potrzebują do odrabiania lekcji rodziców... cóż, im idzie gorzej - dodaje Gosia.
To lekcja na całe życie
Nauczycielka przyznaje, że te mamy bardzo się starają, one nie chcą źle, ale jej zdaniem nie rozumieją, że na dłuższą metę robią dzieciom krzywdę. - Nie będę tu głosić, że kiedyś ich zabraknie, ale różnie w życiu bywa, będzie musiała wyjechać na kilka dni, rozchoruje się, kto wtedy pomyśli za dziecko? Szkoła nie jest tylko od uczenia literek i cyferek, dziecko ma się przede wszystkim nauczyć samodzielności.
Kobieta apeluje, aby pozwolić dziecku przejąć kontrolę, bo to ułatwi mu szkolne życie. - Oczywiście sprawdzajmy zeszyty, pytajmy, co jest zadane, czy dziecko rozumie polecenia, czy odrobiło lekcje. Ale proszę, pozwólcie dzieciom samodzielnie się uczyć, one naprawdę dadzą radę - apeluje.