Część z nas po prostu musi za wszelką cenę kontrolować szkolną rzeczywistość dziecka. Wiedzą od razu, czego syn czy córka dziś się uczyli, co mają zadane i pilnują, żeby tuż po przekroczeniu progu wszystko zostało odrobione. Oni są bardzo pomocni, bo chętnie się tą wiedzą podzielą, jeśli akurat twoje dziecko w szkole nie było.
Tyle że to ty musisz skontaktować się z nimi. Bo choć dziś nieomal każdy uczeń ma telefon, to choć twój syn czy córka zadzwoni do kolegi ze szkolnej ławy, to szanse, że dowie się, co działo się w szkole, są mniej więcej żadne. Za te dzieci myślą rodzice, pakują plecaczki, pilnują lekcji, czytają lekturę na głos...
Druga część rodzicielskiej społeczności oczekuje od dziecka, że będzie pamiętało o zabraniu stroju na WF, odrobieniu pracy domowej i będzie wiedziało, co się wokół niego dzieje. To nie jest tak, że te maluchy są zostawione same sobie i muszą przejąć pełną kontrolę nad życiem w wieku lat ośmiu. Zawsze mogą rodzica zapytać, jeśli czegoś nie wiedzą.
Ci rodzice są parasolem dla swoich dzieci, nie taczką. Zapewniają poczucie bezpieczeństwa, ale stawiają na samodzielność dziecka. Wychodzą z założenia, że jak się dziecko raz na jakiś czas sparzy, to wielka tragedia się nie wydarzy, a najlepiej uczyć się na własnych błędach. I o dziwo - te dzieci zwykle wiedzą, co było w szkole, same sięgają po lektury i całkiem nieźle zarządzają swoim czasem.
Najważniejsze, żeby na końcu w dzienniku pojawiła się piątka. Za wszelką cenę. Choćby te literki samemu trzeba było napisać. Najważniejsze, żeby rysunek był najlepszy, a do prac na konkurs plastyczny, to najlepiej niech dziecko się nie zbliża, bo mama całą noc kleiła koraliki... Tylko czego dziecko się tak nauczy?
- Tego, że jakby mama znów miała 10 lat, to starałaby się bardziej niż ćwierć wieku temu - mówi Gosia, nauczycielka nauczania początkowego, wychowawczyni trzeciej klasy. Jej zdaniem, rodzice staraniem za dziecko leczą własne kompleksy i próbują uchronić pociechy przed własnymi błędami.
- A to się tak nie da. Dzieci muszą uczyć się samodzielności. Nie zliczę, ile razy w tygodniu słyszymy, że dziecko nie ma nożyczek, bo mama nie spakowała, pracy domowej, bo mama nie wiedziała... Wychowujemy w ten sposób pokolenie nie tylko nieporadne, ale też pozbawione zdolności komunikacyjnych - twierdzi pedagożka.
Zdaniem nauczycielki, najgorzej w samodzielnej pracy na lekcji radzą sobie dzieci, których rodzice każdego dnia biorą czynny udział w odrabianiu prac domowych.
- Mieszkam na tak zwanym "młodym osiedlu". Najczęściej na podwórku widzę te dzieciaki, które są samodzielne w szkole. One po lekcjach wpadają do domu, zjadają coś, odrabiają lekcje i idą się bawić. Mają fajny kontakt z rówieśnikami, a ci, którzy potrzebują do odrabiania lekcji rodziców... cóż, im idzie gorzej - dodaje Gosia.
Nauczycielka przyznaje, że te mamy bardzo się starają, one nie chcą źle, ale jej zdaniem nie rozumieją, że na dłuższą metę robią dzieciom krzywdę. - Nie będę tu głosić, że kiedyś ich zabraknie, ale różnie w życiu bywa, będzie musiała wyjechać na kilka dni, rozchoruje się, kto wtedy pomyśli za dziecko? Szkoła nie jest tylko od uczenia literek i cyferek, dziecko ma się przede wszystkim nauczyć samodzielności.
Kobieta apeluje, aby pozwolić dziecku przejąć kontrolę, bo to ułatwi mu szkolne życie. - Oczywiście sprawdzajmy zeszyty, pytajmy, co jest zadane, czy dziecko rozumie polecenia, czy odrobiło lekcje. Ale proszę, pozwólcie dzieciom samodzielnie się uczyć, one naprawdę dadzą radę - apeluje.
Czytaj także: https://mamadu.pl/144607,dlaczego-rodzice-wykonuja-za-dzieci-prace-na-konkursy-plastyczne