Większość szkół wymaga, żeby dzieci miały kapcie i zmieniały je przed wyjściem z szatni. Zapisy o zmianie butów są w szkolnych statutach i za niewypełnianie obowiązku obniża się uczniom oceny z zachowania. A czy zmiana obuwia nie powinna być możliwością, wyborem ucznia?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Zmiana obuwia w szkołach to obowiązek, który najczęściej jest zapisany w statucie szkoły.
Uczniowie, którzy nie zmieniają obuwia, mogą mieć obniżoną ocenę z zachowania za niestosowanie się do obowiązków uczniowskich.
Istnieją jednak szkoły, w których zmiana obuwia nie jest obowiązkowa i w niczym to nie przeszkadza.
Zmiana obuwia w szkole była od zawsze
Ostatnio rozmawiałyśmy z kilkoma znajomymi, które mają dzieci w wieku szkolnym i przedszkolnym, o różnych absurdach związanych z przepisami w placówkach edukacyjnych. Temat zszedł na zmienianie butów, bo jedna z mam skarżyła się, że jej córka dostała w Librusie uwagę, że zapomniała kluczyka do szafki, więc nie zmieniła butów na kapcie. Znajoma martwiła się, że jej dziecko będzie miało obniżoną ocenę z zachowania przez ten incydent.
Też macie wspomnienia sprzed 20 lat, jak w szkolnej szatni pieczołowicie zmienialiście sportowe buty na szkolne kapcie, "czeszki" czy tzw. "halówki"? Kiedyś zmiana obuwia w szkole to był niepodważalny obowiązek. Wszystko po to, żeby nie zniszczyć podłóg (szczególnie nowych drewnianych powierzchni na sali gimnastycznej czy zabytkowych dębowych desek na korytarzu w starszych szkołach), ale także, żeby zimą nie było na korytarzach wszędzie kałuż, śniegu i błota. Czyli żeby panie sprzątające miały mniej pracy.
ITeraz to wspominamy z cieniem uśmiechu w kącikach ust. Mnie przypomina się np. pani Ela, sprzątaczka, która stała w drzwiach szatni i sprawdzała, czy wszyscy na pewno zmienili obuwie. Przy tym żartobliwie komentowała, wesoło zaczepiała uczniów i było ogółem zabawnie. Ale to było 20-30 lat temu, a u pani Eli wszystko musiało być pod linijkę i nie było mowy o wolności wyboru ;-). I choć minister edukacji Przemysław Czarnek tak się chwali, że szkoły są nowoczesne, że jesteśmy jeszcze lepsi niż szkoły na Zachodzie, to absurdy ze zmianą obuwia w szkołach wciąż mają miejsce.
W szkołach państwowych kapcie to obowiązek
Nie wierzycie? Poszukajcie publicznej podstawówki lub liceum, która w statucie nie ma zapisu, że zmiana obuwia w szkole jest obowiązkowa. Nie zrozumcie źle, zmiana butów w szkołach to potrzebny zapis - dzieci jest sporo, jak każdy zacznie biegać w trakcie pluchy w zabłoconych butach, to panie sprzątające nie będą nadążały z myciem podłóg. Ale zapisy w statutach zazwyczaj mówią o tym, że uczeń, który nie zmienia butów na obuwie sportowe lub kapcie, dostanie uwagę, obniży mu się ocenę z zachowania albo będzie musiał zdjąć buty przed wejściem do sali i siedzieć w klasie na lekcji w samych skarpetkach.
To brzmi absurdalnie, ale takie są realia w szkołach. Żeby było śmieszniej, wiele szkół wymaga oprócz obuwia na zmianę do chodzenia po szkole, jeszcze trzeciej pary butów, które będą typowo sportowe i dziecko będzie je zmieniało na zajęcia WF-u. Dobrze, że dzieci mają szatnie i szafki szkolne, żeby to wszystko móc tam zostawić, bo nie wyobrażam sobie 8-latków, które cały dzień chodzą po szkole objuczone plecakiem, śniadaniówką i jeszcze workami z obuwiem i strojem sportowym. Na stronie pewnego liceum na warszawskim Targówku, w statucie szkoły możemy przeczytać: "Na terenie liceum obowiązuje zmiana obuwia na lekkie, sportowe, wiązane bądź zapinane, na jasnej, płaskiej podeszwie".
Rozumiem, że to wymóg, który ma wpłynąć pozytywnie na samopoczucie całej szkolnej społeczności - dzieciom nogi odpoczną od ciężkich "zewnętrznych" butów, w szkole będzie czysto, nikt się nie będzie bał złamanej nogi czy skręconej kostki na mokrej podłodze na korytarzu. Ale czy trzeba aż stosować nagany i obniżanie zachowania, gdy dziecko raz czy dwa zapomni zabrać z domu obuwia na zmianę? Czy nie można takiego wypadku podciągnąć pod jakieś "nieprzygotowanie", które się likwiduje, gdy dziecko następnym razem się poprawi? Wydaje mi się, że aż obniżanie oceny z zachowania czy stygmatyzowanie uczniów, którzy raz lub dwa nie zmienili butów, to spora przesada.
Prywatne placówki trochę mniej surowe
Teraz kontra do tego – szkoły prywatne. Oczywiście nie wszystkie, bo wiele także w swoich statutach ma zapisy o obowiązku zmiany obuwia, a gdy ten nie zostanie spełniony – o obniżeniu oceny z zachowania (czasem jest też mowa o punktach ujemnych za każdorazowe niezmienienie butów). Na stronie jednej z katolickich szkół ponadpodstawowych w statucie możemy przeczytać:
"Obuwie szkolne – klapki, kapcie lub lekkie tenisówki/trampki z miękką, jasną podeszwą (nie są dopuszczalne buty typu 'adidasy'); w wypadku zaleceń medycznych wychowawca może pozwolić uczniowi na noszenie obuwia innego typu". Nie rozumiem, dlaczego uczeń – skoro już musi te buty zmieniać – nie może wybrać takich, jakie mu pasują, tylko musi to być "lekkie obuwie"? To już nie przedszkole, gdzie małym dzieciom wciąż rośnie stopa i powinno się dbać o to, by kapcie były miękkie, nieuciskające stópek, bo to prowadzi do wad postawy, zdeformowań i różnych problemów ortopedycznych.
Ale u młodzieży licealnej? Dla mnie to zakrawa na groteskę. Poza tym prześledziliśmy kilkanaście statutów szkół prywatnych: artystycznych, społecznych, ogólnokształcących i profilowanych. I właściwie w mało której prywatnej szkole ponadpodstawowej jest zapis o tym, że buty należy obowiązkowo zmieniać, bo inaczej dostanie się obniżoną ocenę z zachowania. Raczej statuty mówią o tym, że na tę ocenę składa się bycie kulturalnym, schludnym, szanującym otoczenie i wszystkich innych uczestników życia szkolnego. I tak się zastanawiam, czy to zmienianie butów naprawdę jest takie istotne w przypadku starszych dzieci?
U młodszych faktycznie być może lepiej, żeby ta stopa nie była zimą cały dzień w zimowych kozakach czy traperach, bo dużo lepiej będzie się czuła w lekkich kapciach czy nawet obuwiu sportowym. Ale w przypadku licealistów chyba można by trochę odpuścić. Przecież dorośli także w pracy nie zmieniają obuwia (a przynajmniej nie jest to powszechny zwyczaj, chyba że mówimy np. o pracownikach szpitala).
Obowiązek zmiany butów to ingerowanie w wolność?
Oddzielną kwestią jest to, że zmiana obuwia w szkole to w sumie nie takie złe przyzwyczajenie. Dzięki temu zimą mogą dziecku odpocząć stopy od ciężkich butów zimowych, wygodniej mu jest spędzić kilka godzin w szkole, gdy nogi się nie pocą i nie jest w nie zbyt ciepło. Tylko ta zmiana obuwia nie powinna być chyba przykrym obowiązkiem, za którego niewypełnienie można dostać naganę i mieć obniżoną ocenę z zachowania.
Jakie jest wasze zdanie na ten temat? A może macie inne doświadczenia ze szkół waszych dzieci?