Nauczyciel o zajęciach, dzięki którym dziecko wyrośnie na szczęśliwego dorosłego. Twoje je zna?
Oczywiście większość z nas zdaje sobie sprawę z tego, jak ważne jest, aby nasze dzieci mówiły dobrze po angielsku, czasem posyłamy potomstwo na basen, bo lubi pływać, a czasem dlatego, że bez ruchu szybko łapie wyższą wagę.
Jednak w tym nawale zajęć zapominamy, że wiele zajęć dodatkowych może być dla dziecka świetnym prezentem i mogą nauczyć więcej, niż tylko porozumiewać się z obcokrajowcem. Z okazji zbliżających się Świąt warto o tych "innych zajęciach" pomyśleć.
Posyłamy dzieci na zajęcia, które mają rozwijać ich wiedzę, a zapominamy o tych, które rozwijają inne kompetencje. Jakich zajęć pan by szukał dla współczesnych dzieciaków?
Poza zajęciami rozwijającymi wiedzę i tymi modnym, rozwijającymi pasję, jak basen, balet, taekwondo czy zajęcia artystyczne, musimy też pomyśleć o zajęciach, które zadbają o dobrostan naszych dzieci, ich emocje. W naszym świecie bardzo dużo się dzieje i warto skupić się na tym, żeby to wszystko, na co dziecko zapisujemy w dobrej wierze, nie przyczyniało się do przebodźcowania go.
Warto dla równowagi znaleźć zajęcia, które przyczynią się do poprawy kondycji psychofizycznej i zwyczajnie pomogą dziecku się wyciszyć. Świetnie sprawdza się joga dla dzieci. Doskonale uczy się uważności. Ale warto też pamiętać o treningach umiejętności społecznych, rozwoju kompetencji przyszłości.
Nasze dzieci nie tylko będą żyć w innej niż my rzeczywistości, ale to właśnie one tę przyszłość będą tworzyć. Pamiętajmy, że cały czas są w procesie uczenia i tylko jeśli będziemy u nich te zdolności rozwijać - odniosą sukces. Mówiąc wprost: będą szczęśliwymi dorosłymi.
Wspomniał pan o TUS-ie, te zajęcia kojarzą się wielu osobom tylko z dziećmi ze spektrum autyzmu, a przecież to zajęcia nie tylko dla młodzieży z orzeczeniami.
Oczywiście! TUS jest jednym z elementów pracy z dziećmi ze specjalnymi potrzebami, nie tylko w spektrum. Tam pracuje się nad umiejętnościami, które często trzeba wypracować, a zawsze warto wzmacniać. Mówimy tu o nauce porozumiewania się z rówieśnikami, przestrzeganiu zasad. Nie we wszystkich domach pracuje się nad tymi umiejętnościami, a każdemu są one potrzebne.
Wiem, że tak jak pani mówi, wielu te zajęcia źle się kojarzą, a tak nie powinno być. My nie określamy tych kompetencji wprost, ale to są rzeczy, których potrzebujemy i używamy na co dzień. Uważam, że w wielu przypadkach TUS bardzo pomógłby dzieciom odnaleźć się w szkolnej rzeczywistości.
Dla dzieci nadambitnych TUS też będzie OK? Bo przecież nie zawsze jest tak, że to rodzice naciskają, czasem widzę, jak mamy mówią dziecku "odpuść", a dziecko prze do przodu i bardzo źle znosi porażki...
Tak, na TUS-sie możemy się nauczyć zdrowej rywalizacji, przegrywania. Rodzice w tym wyścigu muszą przypominać dzieciom, że mają się starać na swoje możliwości, nigdy więcej. Nie ma ideałów edukacyjnych, które dziecko koniecznie musi dogonić. Często jednak obserwuję, że to rodzic chce więcej, niż dziecko może z siebie dać. Trzeba umieć złapać w tym balans.
Dziecko musi mieć czas na naukę, ale i bliskich czy samego siebie, na posiedzenie w ciszy, z książką czy z muzyką. Nauka nigdy nie może dziecku zajmować całego dnia, bo to rodzi frustrację i zaburza porządek w życiu.
Wspomniał pan wcześniej o jodze. Czy szukanie tego typu aktywności, ale wspólnie dziecko - rodzic będzie też miało wartość dodaną?
Wszystko, co robimy wspólnie z dzieckiem, jest ważniejsze. Kiedy odsyłamy dziecko do pokoju, żeby samo się uczyło, to będzie dla niego pewnego rodzaju obciążenie. Ale kiedy spędzamy czas razem, poznajemy zagadnienia wspólnie, pozwalamy mu doświadczać, to ta nauka staje się przyjemnością. Jest też bardziej efektywne. Lepiej zapamiętuje się doświadczenia niż suchą wiedzę.
Na takich wspólnych zajęciach uczymy się dodatkowo bycia razem, słuchania siebie nawzajem, dzielenia emocjami, doświadczeniami. Rodzice często za wszelką cenę dążą do samodzielności dziecka, a zapominamy, że wykonując czynności wspólnie z dzieckiem, bardzo wzmacniamy naszą relację. To zaprocentuje po latach.
Zbliżają się Święta, po pana słowach mam taką myśl, że jeśli widzimy, że dziecko czymś się interesuje, dajmy na to fotografią, to może w prezencie dla niego warto kupić udział w zajęciach, dla niego i siebie?
Pewnie! Dziecko na pewno się ucieszy, że interesuje nas jego pasja, a to zawsze zbliża. Ale tak samo możemy sięgnąć po książki, które czyta dorastający syn czy córka. Przecież dziś młodzieżowe pozycje są ciekawe także dla dorosłych. Wspólne emocje i przeżycia zawsze będą najlepszym prezentem. Wybierajmy te mądre, które będą pretekstem do czasu razem.
Pańską nową książkę też znajdziemy przed Świętami na półkach, opowie pan o niej?
"Miłość na czterech łapach" to pozycja absolutnie wyjątkowa. To książka bardzo mocno mówiąca o tym, jak okrutni potrafią być ludzie, ile krzywdy zwierzętom zrobić. To bardzo ważna lektura, szczególnie w tym przedświątecznym okresie. Bo dorośli często chcąc zrobić dziecku przyjemność, kupują pod choinkę zwierzę. Często są to nieprzemyślane prezenty. Musimy zdawać sobie sprawę z tego, jak duża odpowiedzialność za tym idzie.
Książka pokazuje też dzieciom, że są takie miejsca, jak schroniska dla zwierząt, a w nich cudowni ludzie. Jeśli jesteśmy pewni, że chcemy zaprosić do naszego życia zwierzę, to tam powinniśmy zacząć go szukać, bo w schroniskach są zwierzęta, które bardzo potrzebują miłości i ludzkich przyjaciół. To mocna historia, ale myślę, że pięknie uświadamia dzieciom, jak wielką odpowiedzialnością jest zwierzę. Tam można jechać, odwiedzić zwierzęta, zawieźć karmę, koce, ale i swoją uwagę.
To też piękny pomysł na wspólny czas z dzieckiem. Wiele schronisk szuka wolontariuszy, choćby do wyprowadzania psów.
Tak, warto choćby doraźnie pojechać w sobotę czy niedzielę, albo jakieś popołudnie, pójść z psem na godzinny spacer i w tym czasie pobyć z dzieckiem, porozmawiać. A jeśli dziecko chce psa, to regularne wizyty w schronisku są świetnym preludium do tego. Zresztą proszę zobaczyć, pokazujemy dziecku namacalnie, że ten nasz czas, to naprawdę dużo. Dla tego zwierzaka to ogromny dar.
Pięknie nam się to spina, bo znów poruszamy temat umiejętności miękkich, takich, których najlepiej uczyć się na żywym organizmie, a są nam bardzo potrzebne.
Do tych wspomnień, do tych wartości dziecko będzie wracać. Wspólne odwiedzanie schroniska pokazuje dziecku taki model człowieczeństwa, w którym myślimy nie tylko o sobie. Dziecko będzie nauczone tego, żeby dawać swój czas innym. To chyba najlepsze, co możemy zrobić.