Czujecie już magię świąt? Przychodzi ona do was wraz z ubieraniem choinki, a może z kupowaniem pierwszych prezentów? Czy możliwe jest jej odczucie, gdy z tej drugiej tradycji w dużej mierze się rezygnuje? Napisała do nas Malwina, która chce się podzielić, a raczej wytłumaczyć się ze swojego świątecznego zwyczaju. Niekupowania mężowi żadnego prezentu.
"Nie chcę mówić, że nigdy nie byłam materlialistką, a prezenty były dla mnie zbytecznym wydatkiem. Wprost przeciwnie. Uwielbiałam dostawać prezenty od mojego męża, szczególnie na początku związku. Im dłużej się znaliśmy (i nie oszukujmy się — im więcej pieniędzy zarabialiśmy), tym ciekawszymi prezentami sami siebie zaskakiwaliśmy.
Szybko jednak zauważyłam niepokojący schemat — najciekawiej było do otworzenia prezentów. Oczywiście cieszyliśmy się z ich zawartości, ale główną atrakcją było dla nas obdarowywanie się. Było tak w przypadku randek, urodzin i właśnie świąt.
Wszystko zmieniło się — jak zawsze — gdy pojawiły się dzieci. Najwięcej uwagi przykładaliśmy do tego, by to im na święta zrobić najciekawszą niespodziankę. I szybko okazało się, że kupowanie prezentu dla męża stało się dla mnie trochę obowiązkiem, na który nie do końca miałam czas i ochotę.
Podobnie czułam, gdy to on wręczał mi prezent. Myślałam o tym, co za te pieniądze moglibyśmy kupić dzieciom albo gdzie wspólnie pojechać. Zabrakło tej iskry radości, która zawsze towarzyszyła rozpakowaniu prezentowych niespodzianek.
Nie kupuję mężowi prezentów
Rozmawialiśmy o tym i mój mąż sam wyznał mi, jak trudno jest mu kupić mi prezent, szczególnie od kiedy przyznaję wprost, że nic takiego nie chcę. Powiedziałam, że właściwie każdy z nas sam robi sobie w ciągu roku prezenty, wydając pieniądze na własne zachcianki. Może w święta kompletnie zrezygnujemy z przygotowywania upominków dla siebie, a skupimy się na dzieciach. I tak właśnie zrobiliśmy.
I to była naprawdę jedna z lepszych decyzji w naszej relacji. Skończyła się presja na to, co kupić drugiej osobie, by nie wyjść na skąpca albo ignoranta. Przestałam się martwić kurczącym się czasem i zastanawiać nad kwotami, które mogę wydać na prezent.
Im mniej czasu i energii inwestowaliśmy w poszukiwanie prezentów dla siebie nawzajem, tym więcej go mieliśmy, by zastanowić się WSPÓLNIE, co możemy zrobić dla naszych dzieci. I to chyba była prawdziwa rodzinna decyzja.
Przestaliśmy marnować pieniądze, martwić się o domowy budżet, starać "na siłę", bo tak naprawdę obydwoje po 8 latach małżeństwa wiedzieliśmy zazwyczaj co i kiedy od siebie otrzymamy. Trudno było się zaskoczyć albo specjalnie usatysfakcjonować.
Zamiast tego zaczęliśmy się zastanawiać, jak sprawić przyjemność naszym dzieciom w święta. I nie chodziło tylko o prezenty, na które owszem mieliśmy więcej pieniędzy, dzięki rezygnacji z obdarowywania siebie nawzajem. Chodziło też o małe tradycje, które możemy wprowadzić w nasze święta.
Wspólne granie w planszówki, wieczorna impreza w świątecznych piżamach, wspólne przygotowywanie pierniczków czy innych świątecznych potraw. A przede wszystkich słuchanie naszych dzieci czy małżeńskie randki podczas, których kłóciliśmy się o to, co im kupić. Zamiast biegać po sklepach samotnie z presją, czy podarujemy sobie coś wystarczającego.
W te święta też nie kupuję mojemu mężowi prezentów. Wybieramy się razem na shopping dla dzieci. A potem urządzamy święta dla nich, a nie dla siebie nawzajem".