"Jej ubranie prowokuje kolegów!" – czyli o tym, jak 12-latka stała się obiektem seksualnym

Martyna Pstrąg-Jaworska
Seksualizacja dziewczynek w podstawówce to temat trudny, ale wciąż żywy i spotykany w szkolnych placówkach. Najgorzej, gdy takim spojrzeniem obdarza uczniów nauczyciel, bo pokazuje im, że taki wzór myślenia jest prawidłowy. Z takim problemem boryka się teraz nasza czytelniczka, której córce w szkole zarzucono, że ma "prowokujące" ubranie.
Traktowanie 12-latek jako obiektów seksualnych zaburza ich rozwój i postrzeganie świata. Nie mówiąc już o tym, że szkodzi ich edukacji seksualnej. East News/Adam Burakowski/REPORTER
Napisała do naszej redakcji Sylwia, której córka jest w wieku szkolnym i spotkała się z niemiłą sytuacją dotyczącą jej ubrania. Gdy nauczycielka nie mogła sobie poradzić z rozmawiającymi i wygłupiającymi się chłopcami, którzy przeszkadzali jej w prowadzeniu lekcji, kobieta zarzuciła córce naszej czytelniczki, że ta prowokuje kolegów swoim ubiorem.

Matematyczka nie umie skupić uwagi uczniów?

Oto co napisała w swoim liście do nas Sylwia: "Moja córka jest w 6 klasie szkoły podstawowej. Jakiś tydzień temu Dominika była w szkole ubrana w dżinsy, koszulkę na ramiączka, na której miała na wierzchu bluzę. Po lekcji wf-u córka była rozgrzana, więc jak sama później mi opowiedziała, zdjęła bluzę i siedziała w klasie na następnej lekcji w samej koszulce na ramiączka.


Według tego, co Dominika mi mówiła, w czasie trwania lekcji, nauczycielka od matematyki kilkakrotnie zwracała kilku chłopcom siedzącym na końcu sali uwagę, że się wygłupiają, śmieją, przeszkadzają w prowadzeniu lekcji" – rozpoczyna swój list nasza czytelniczka, a następnie przechodzi do relacji tego, co wydarzyło się po kolejnych zaczepkach kolegów z klasy Dominiki.

"W którymś momencie zaczęli zaczepiać osoby siedzące w pierwszych ławkach, wymieniać ich imiona i, gdy któraś się odwróciła, robili głupie miny. Wśród takich osób, które nabrały się na żarty, była moja córka. Gdy Dominika akurat się odwróciła, w tym samym czasie matematyczka nie wytrzymała i krzyknęła, by uspokoić dzieciaki. Córka była na tzw. pierwszej linii frontu, więc złość kobiety skupiła się po prostu na niej.

Gdy nauczycielka spojrzała na córkę, cały swój gniew i frustrację spowodowane zachowaniem chłopców wyładowała na mojej córce. Dominice nie tylko oberwało się za to, że koledzy w ostatniej ławce się śmiali i wygłupiali, ale dodatkowo usłyszała, że jest niestosownie ubrana, a jej odkryte ramiona dekoncentrują chłopców, którzy zachowują się tak, a nie inaczej.

I że ma przyjść na rozmowę z nią i dyrekcją razem ze swoimi rodzicami. Zostaliśmy o tym poinformowani przez szkolną sekretarkę jeszcze tego samego dnia późnym popołudniem. Pani, która zadzwoniła do mnie i do męża, powiedziała, że według nauczycielki od matematyki, nasza córka w szkole wygląda wyzywająco i należy coś z tym zrobić" – opowiada w dalszej części swojej wypowiedzi oburzona Sylwia.

Prowokacyjny strój u 12-latki…?!

W kolejnych zdaniach listu, Sylwia podkreśla: "Aż nie chciało mi się wierzyć. Ciekawe jak moja córka niby odciąga swoim wyglądem kolegów od tego, co nauczycielka mówi na lekcji?! A jak dowiedziałam się, że 'nieskromnym ubraniem', jak to określiła matematyczka, jest zwykła koszulka i dżinsy to coś się we mnie zagotowało. I wydawać by się mogło, że temat seksualizacji dzieci, a szczególnie małych dziewczynek, jest już tak często wałkowany i wracamy do niego przy tylu okazjach, że takie komentarze zupełnie nie powinny mieć miejsca.

Tymczasem to kobieta kobiecie (co prawda bardzo młodej, ale jednak) takimi zarzutami rzuca w twarz. Moja reakcja na to, to oczywiście szok, zażenowanie, trochę obrzydzenie i nawet spory lęk. Jeszcze nie byłam na rozmowie w szkole i nie wiem, jak się takim zarzutem będą tłumaczyli dyrektor i matematyczka, ale to nie zmienia faktu, że nie powinniśmy tego robić własnym dzieciom czy ich uczniom.

Czy ja faktycznie przesadzam? Czy reakcja nauczycielki nie jest seksualizacją, jeśli bezpośrednio oskarża moją córkę i jej strój jako sprawczynię głośnego i nieposłusznego zachowania jej kolegów z klasy?" – kończy swój list do naszej redakcji Sylwia.

Nie róbmy tego własnym i cudzym dzieciom

Seksualizacja dzieci to trudny i bardzo skomplikowany temat. I niestety postrzeganie dzieci jako obiektów seksualnych jest bardzo mocno zakorzenione w naszym społeczeństwie.

I taki też przekaz dostaje dziecko od dorosłych, np. tak jak w przypadku córki naszej czytelniczki – otrzymała od nauczycielki jasny komunikat, że jej strój jest wyzywający, rozpraszający skupienie – o zgrozo! – "mężczyzn", czyli chłopców w wieku około 12 lat. I że, nawet jeśli nie jest tego świadoma, to jej wina (i jej rodziców), bo to ona wybrała takie ubranie do szkoły.

Warto pamiętać, że edukacja seksualna jest potrzebna w życiu dzieci i młodzieży – dzięki tej wiedzy m.in. koleżanki i koledzy z klasy wyżej wspomnianej Dominiki wiedzieliby, że matematyczka nie ma racji i nie tu leży problem. No i sama dziewczynka nie czułaby się odpowiedzialna za całą sytuację, bo to nie jej zmartwienie, że koledzy się wygłupiali. I nie powinna czuć się obarczona winą za ich zachowanie, skoro tak naprawdę nie miało to związku z jej bluzką i spodniami.

Nie wolno uczyć dzieci, że seksualność jest czymś złym (lub dobrym), ona po prostu jest, to część każdego z nas jako człowieka. Ale seksualizacja to coś zupełnie innego, to widzenie osób przez pryzmat bycia atrakcyjnym dla kogoś pod względem seksualnym, a w przypadku dzieci – jeśli czynią to dorośli – jest to wręcz karalne.