Nic nie robię w domu na macierzyńskim? Nagle przestałam robić tych kilka rzeczy i oto co się stało

List do redakcji
Jesteś mamą, która opiekuje się dziećmi i ciągle słyszysz, że przecież nic nie robisz i masz mnóstwo czasu dla siebie, bo codziennie nie biegniesz przed 8.00 do pracy? To tekst dla ciebie – napisała do nas Dominika, która znalazła się w podobnej sytuacji i nagle odpuściła. Zobacz, jak zareagował jej mąż, dzieci i ona sama.
Bałagan w kuchni, nieodkurzona podłoga, rozrzucone zabawki, a mama w spokoju czyta sobie książkę... Pixabay
"Mąż i rodzina mówią, że mam tyle czasu, bo jestem na macierzyńskim w domu z 3-latkiem i półrocznym maluchem. Przez jeden dzień nie robiłam w domu nic z tego, co robię zawsze. Gdy mąż wrócił z pracy, przeraził go widok, który zastał" – napisała do nas Dominika, mama będąca na urlopie macierzyńskim.


"Jestem osobą bardzo pracowitą, zawsze potrzebowałam listy zadań do wykonania, bo bezczynne siedzenie sprawia, że mam wyrzuty sumienia. Tym sposobem byłam świetnym pracownikiem w korporacji – brałam na siebie wszystko, o co poprosił mnie szef, bo chciałam być ambitna, spełniać czyjeś oczekiwania. A potem zaszłam w pierwszą, a następnie w kolejną ciążę…" – pisze Dominika w dalszej części listu.

Mama na cały etat to wiecznie zmęczona kura domowa?

"Aktualnie jestem mamą na cały etat – na urlopie macierzyńskim, bo zajmuję się półrocznym synkiem, a dodatkowo mam pod opieką 3-letnią córeczkę, która zaczęła przygodę najpierw ze żłobkiem, a teraz z przedszkolem. Ale jak wiadomo, wśród dzieci dużo jest chorowania, więc i córka, i syn najczęściej są w domu ze mną. Nie ukrywam, że do tego jestem trochę pedantką i lubię mieć w domu czysto i porządek.

Przy tym uważałam, że wszystko zrobię najlepiej sama, więc mąż nie sprzątał w domu, bo wiedział, że później powiem, że coś zrobił nie tak. Albo zacznę po nim poprawiać. Wyobraź sobie teraz, jakie katusze przeżywam przy dwójce maluchów, które gdzie się nie obejrzę, robią bałagan taki, że głowa mała.

Przy mojej chęci ogarnięcia wszystkiego w domu, a dodatkowo siebie i dzieci, czasem brakuje mi sił, bo wiecznie coś sprzątam, gotuję, karmię czy ubieram. A do tego muszę ogarnąć zabawę z 3-latką i zmienienie pieluszki młodszemu synkowi" – opowiada Dominika. "Nie chcę, żeby ktoś mnie źle zrozumiał – kocham bycie mamą i to, że naprawdę wiele udaje mi się zrobić w ciągu dnia.

Taka ambicja, której sprostam, sprawia mi satysfakcję. I, mimo że często na koniec dnia przysłowiowo padam na twarz, to jestem szczęśliwa i spełniona. Jest tylko jeden szkopuł – rodzina i przyjaciele, którzy widzą mnie z boku, często się śmieją i sobie żartują: "Jesteś na urlopie macierzyńskim, siedzisz w domu z dziećmi, co ty masz do roboty? Pewnie pół dnia na kanapie spędzasz i oglądasz seriale…". Wtedy jest mi przykro, zaczynam się frustrować i już nie mam zwyczajnie siły, żeby z kimś dyskutować co do prawdziwości takiego podsumowania.

Kiedyś na jakiejś facebookowej grupie dla mam przeczytałam post dziewczyny, która miała podobne odczucia do moich. I pod spodem cała lista komentarzy innych matek – o tym, że one też są zmęczone, sfrustrowane, czasem im ciężko, więc samotnie płaczą wieczorem pod prysznicem, bo nikt ich nie rozumie, nawet mąż. Bo mąż od rana do wieczora jest w pracy, a jak przyjdzie wieczorem do domu, to zajmuje się miłą częścią opieki nad maluchami – kąpie je i pomaga położyć spać.

Wtedy pomyślałam sobie, że nie jestem w tym sama, bo wiele matek ma podobnie do mnie. I zaświtał mi pomysł, dzięki któremu może chociaż mąż zacząłby zauważać, ile w domu robię i nie robiłby mi wyrzutów, że wieczorem, zamiast z nim siąść i porozmawiać, to przysypiam na kanapie, kołysząc do snu synka" – żali się Dominika, która przyznaje, że czasami ma naprawdę wszystkiego dość.

Chwila oddechu i ciepła kawa dla mamy? Ależ proszę bardzo!

"A co by się stało, jakbym któregoś dnia przestała robić to wszystko, co robiłam do tej pory?"- zastanawia się nasza czytelniczka. "To znaczy, wiadomo – dzieciom muszę dać jeść, bo są zbyt małe, żeby samodzielnie przygotować sobie śniadanie czy obiad. Ale resztę naprawdę, krótko mówiąc, olałam – zajęłam się tym, o co wszyscy mnie właściwie podejrzewają: całodniową opieką nad dziećmi, czytaniu z nimi książek, zabawą, oglądaniem seriali i wypiciem ciepłej kawy, gdy maluchy były na drzemce.

Gdy mąż późnym popołudniem wszedł do domu, doznał szoku. W przedpokoju nie było przejścia, bo wszędzie pełno było klocków, którymi dzieci się bawiły, na podłodze okruchy z biszkoptów, które jedliśmy na podwieczorek. W kuchni cały zlew naczyń, bo wolałam iść z dziećmi na spacer podczas ładnej pogody, niż sprzątać brudne talerze i czyścić kuchenny blat. W pokoju dziennym i tym należącym do dzieci wszędzie rozłożone były zabawki i książki, którymi dzieci aktualnie się bawiły.

A ja siedziałam na kanapie i czytałam sobie w najlepsze książkę. Normalnie bym wszystko posprzątała, odkurzyła podłogi, posegregowała pranie i uprasowała je. W międzyczasie synkowi zmieniłabym pampersa i pobawiła się w tańczenie z córką. A tego dnia zrobiłam tylko to drugie – zajęłam się opieką nad dziećmi, uczeniem ich nowych rzeczy, zabawą z nimi i odpoczynkiem, na który czasem zasługuję" – przyznaje trochę z dumą Dominika.

Matce czasem też się należy

"I wiecie co? Nic nikomu się nie stało, świat nie przekręcił się do góry nogami. Dzieci były szczęśliwe, że nie odrywałam się od zabawy z nimi, żeby polecieć do łazienki i nastawić kolejne pranie. Ja byłam zadowolona, bo wreszcie odpuściłam domowe obowiązki i skupiłam się na dzieciach. A mąż wreszcie zobaczył, ile przez cały dzień mimochodem robię, między nakarmieniem dzieci a posprzątaniem sterty upranych ubrań.

Przeprosił mnie za swoją krótkowzroczność – powiedział, że wie, że przecież to wszystko samo się nie robi, ale dopiero, gdy tego nikt nie zrobił, zobaczył, jaka to diametralna różnica. Jak on zostawał z dziećmi, bo ja wychodziłam do lekarza, czy załatwić sprawy urzędowe, to on skupiał się tylko na opiece, nie myślał o sprzątaniu, gotowaniu itp. Nabrałam dystansu i wiem, że nie wszystko muszę robić na już, czasem należy mi się chwila oddechu, a brudne naczynia w zlewie nikomu nie zaszkodzą.

I raz na jakiś czas tak sobie wszystko odpuszczam, by trochę wyluzować i przestać się frustrować. Teraz gdy ktoś podczas spotkań ze znajomymi i rodziną zaczyna się śmiać, że jestem kurą domową, mąż zaczyna się złościć i zaciekle mnie bronić, wymieniając, jak wiele robię i że należy to doceniać…" – kończy swój list do naszej redakcji Dominika.

A wy jak uważacie? My jesteśmy zdania, że świat się nie zawali, gdy raz na jakiś czas odpuścimy sobie obowiązki, które naprawdę mogą zaczekać. A nasz odpoczynek i równowaga psychiczna są najważniejsze, bo bez zdrowia i spokoju mamy, dzieci też będą nieszczęśliwe.