Personel medyczny powinien być bardziej wyczulony na ślady przemocy wobec najmłodszych.
Personel medyczny powinien być bardziej wyczulony na ślady przemocy wobec najmłodszych. andreypopov / 123RF
Reklama.
Nie mam pewności, nic nie mówię?
O przemocy wobec najmłodszych niestety słyszy się coraz częściej. Ofiarami są coraz młodsze dzieci, a o ich tragicznej sytuacji dowiadujemy się zazwyczaj wtedy, gdy dziecko trafia do szpitala lub umiera. Padają wtedy pytania-gdzie byliśmy, dlaczego nikt nic nie widział i nie zareagował? Odpowiedź niestety często jest jedna. Ludzie boją się reagować. Gdy nie mają pewności, a jedynie cień podejrzenia, wolą udawać, że nic się nie dzieje. Oskarżenie innego rodzica o stosowanie przemocy rodzi spore konsekwencje prawne, więc ludzie starają się nie tworzyć problemów innym i sobie. Nabranie pewności i zgłoszenie policji, że dziecko jest bite, najczęściej odbywa się po trafieniu dziecka do szpitala w stanie krytycznym. Ono nie trafia tam wyłącznie z siniakami, z drobnymi skaleczeniami. Gdy oprawcy przywożą dziecko do szpitala, jego życie jest już zagrożone.
W Instytucie Pomnik-Centrum Zdrowia Dziecka zorganizowano konferencję „Dziecko krzywdzone- standardy postępowania medycznego oraz prawnego”. To właśnie na barki lekarzy i pielęgniarek organizatorzy konferencji chcieliby nałożyć więcej obowiązku moralnego i spostrzegawczości.
Personel medyczny rzadko wskazuje winnych
Rzecznik Praw Dziecka Marek Michalak zauważył, że to środowisko medyczne najrzadziej rozpoznaje i diagnozuje stosowanie przemocy wobec dzieci. Dlatego warto byłoby wprowadzić nowe standardy postępowania medycznego oraz nowe procedury prawne, gdy zajdzie podejrzenie przemocy wobec nieletnich. To lekarze według Marka Michalaka mają najczęściej kontakt z małymi dziećmi, które często pojawiają się w przychodniach przy okazji szczepień, czy powracających infekcji. Obserwacja takiego dziecka i niebagatelizowanie jakichkolwiek oznak stosowania wobec niego przemocy może uratować mu życie. Nie chodzi tu o zgłaszanie do organów ścigania każdego siniaka, ale przyglądanie się dziecku bardziej w czasie kolejnych wizyt. Jeżeli mały pacjent w trakcie następnych wizyt także będzie mieć na ciele niepokojące ślady, a przy tym inne objawy także będą wskazywać, że może dziać się coś niepokojącego, personel medyczny nie powinien lekceważyć problemu.
Czasem dzięki współpracy uda się pomóc!
Dowodem na to może być historia 3-miesięcznej dziewczynki z Łodzi, która została uratowana przez pielęgniarkę z przychodni. Po tym, jak do kobiety dotarła informacja, że rodzice mogą znęcać się nad dzieckiem, wezwała ich wraz z noworodkiem do placówki. Tam po zbadaniu dziecka, skierowała sprawę na policję, maluszek bowiem miał liczne sińce na całym ciele.
W tym przypadku połączone siły sąsiadów, którzy poinformowali pracownicę przychodni o możliwości popełnienia przestępstwa przez rodziców oraz jej szybka reakcja, pomogły być może uratować dziecko.
Takie sytuacje dowodzą, że pomoc dzieciom jest realna. Nie można przechodzić wobec podejrzeń obojętnie, licząc, że ktoś inny za nas zajmie się sprawą. Nie można też liczyć, że rodzic, który maltretuje dziecko nagle się zmieni i sam zaprzestanie złych praktyk. Siniaki, czy oparzenia, zdarzają się oczywiście każdemu dziecku, ale nie cały czas. Lekarze, nie bójcie się. Pielęgniarki nie obawiajcie się. Nieudzielenie dziecku pomocy, będzie dużo gorszym przewinieniem, niż zgłoszenie na policję obaw, które nie znajdą pokrycia w rzeczywistości.
Liczymy, że projekt wyznaczający standardy postępowania w tej sprawie zostanie szybko przygotowany i wdrożony.
żródło: Rzecznik Praw Dziecka