Historia 3-letniego Liama jest dowodem na to, że nie wszystkie kremy z filtrem, mające chronić naszą skórę przed słońcem, działają tak samo. Chłopiec podczas dnia spędzonego na plaży doznał poważnego oparzenia słonecznego skóry twarzy.
Mama Liama, Jennifer Bradford Sayers, opublikowała informację o poparzeniu syna na swoim Facebooku. Kobieta zapewnia, że kilkakrotnie w ciągu dnia smarowała synka jedną z dostępnych na rynku amerykańskim emulsji do opalania dla dzieci. Na etykiecie kremu umieszczona została informacja od producenta, że kosmetyk zapewnia ochronę skóry przed promieniowaniem UVA i UVB i zawiera faktor SPF 50+.
Kobieta informuje, że nie tylko Liam doznał oparzeń, ale jego siedmioletni brat, Caleb, również. Miał on poparzone ramiona, jednak stopień tych obrażeń był dużo mniejszy.
Mama we wpisie na portalu społecznościowym zapewnia, że obojgu chłopcom krem z filtrem został zaaplikowany przynajmniej pół godziny przed ekspozycją na słońce. Krem posiadał aplikator w sprayu, więc kobieta najpierw psikała niewielką jego ilość na swoje dłonie, a następnie dokładnie wsmarowywała kosmetyk w skórę dzieciaków.
Chłopcy byli smarowani olejkiem kilkakrotnie w ciągu dnia, także po kąpieli w morzu. Jennifer zapewnia, że za każdym razem aplikowała chłopcom krem zgodnie z instrukcją zamieszczoną przez producenta na opakowaniu kosmetyku. Mama po posmarowaniu skóry chłopców dawała im przekąski i nakazywała poczekać w cieniu aż krem się wchłonie, zanim rozpoczną dalszą zabawę w wodzie.
Rodzina spędziła na plaży około 4 godzin pomiędzy 11:45 a 16:00. Chłopcy przez pewien czas pobytu na słońcu mieli na sobie koszulki do pływania. W razie potrzeby mogli również schować się pod jednym z dwóch dużych parasoli.
Jennifer twierdzi, iż na plaży na skórze Liama nie były widoczne żadne objawy oparzenia słonecznego. Stan skóry pogorszył się po powrocie do domu, z każdą kolejną godziną twarz jej synka wyglądała coraz gorzej…
Dermatolog, dr. Whitney Bowe pracujący w klinice Mount Sinai Medical Center w Nowym Jorkuw wywiadzie dla Inside Edition podejrzewa, iż krem, którym mama Liama smarowała swoją pociechę, był przedatowany. Podkreśla również, iż konsumenci zwykle nie są świadomi tego, że data przydatności olejków do opalania mija w ciągu 2 lat lub mniej od czasu ich pierwszego użycia.
Jennifer, w odpowiedzi na komentarze pod jej postem, w których użytkownicy portalu dziwili się, jak mogła ona nie zauważyć, że produkt jest przedawniony, napisała: “Na opakowaniu balsamu do opalania dla dzieci, którego użyliśmy, nie było żadnej informacji o terminie jego przydatności. ŻADNEJ. W górnej części puszki znajdował się jedynie kod kreskowy. Jako konsumenci nie mieliśmy możliwości sprawdzić jak dawno krem został wyprodukowany lub jak długo stał na półce, zanim go kupiliśmy."
Dr. Bowe tłumaczy, jakie mogą być skutki, gdy użyjemy kremu, którego data przydatności już upłynęła:
Dermatolog podkreśla również, że podczas kąpieli słonecznych powinniśmy tak często używać kremów z filtrem, by na koniec sezonu zostało nam po nich jedynie puste opakowanie.
Pediatra, dr. Eric Freeman, w wywiadzie dla CBS 6 TV powiedział, iż nie jest w stanie dać swoim pacjentom gwarancji, że jeśli będą postępować zgodnie z instrukcjami lub zaleceniami, nie doznają oparzeń skóry. Udzielił również informacji, by dla szczególnie wrażliwych partii skóry, np. na twarz, stosować kremy zawierające w składzie tlenek cynku (Zinc oxide) lub dwutlenek tytanu (TiO2, titanium dioxide lub CI 77891) .
Wydaje mi się, iż najważniejszy wniosek, jaki powinniśmy wyciągnać z historii Liama jest taki, by przed każdym sezonem letnim kupować nowe kosmetyki ochronne do opalania i wyrzucać je na koniec lata nawet wtedy, gdy w opakowaniu wciąż pozostanie trochę kremu.
“Gdy minie termin przydatności kremu z filtrem, mogą się przydarzyć dwie rzeczy. Albo po prostu utraci on swoje działanie ochronne przed promieniowaniem UV albo zawarte w nim chemikalia, które normalnie mają chronić skórę, mogą zacząć jej szkodzić”.