Położne w szpitalu mi nie pomogły. Proponowały dokarmianie mlekiem, którego darmowe próbki były na oddziale
List do redakcji
16 kwietnia 2015, 19:28·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 16 kwietnia 2015, 19:28 Dziękuję Wam za podjęcie tego tematu.
Zdecydowałam się opisać Wam historię mojego karmienia piersią, bo myślę, że w Polsce aktualnie mamy do czynienia z terrorem laktacyjnym. Gdy mamy do czynienia z silną promocją karmienia piersią i z bardzo słabą edukacją (położnych, lekarzy, mam itd.), młode mamy czują się z jednej strony zobowiązane do karmienia (to najlepsze dla dziecka - zgadzam się), z drugiej brakuje im wiedzy, a romantyczna wizja dziecka, które bezproblemowo przystawia się do piersi promowana w mediach jeszcze ten problem pogłębia.
Urodziłam córkę dwa miesiące temu. Od początku chciałam karmić piersią, byłam zdecydowana, chętna, nie bałam się, że zabraknie mi pokarmu. Generalnie bardzo pozytywny stosunek.
Dziecko chciałam przystawić do piersi od razu po porodzie. Mała ssała słabo, ale próbowała. Kolejne cztery dni na oddziale noworodkowym były trudne, ponieważ Mała słabo chwytała pierś (małe brodawki, mała jej buzia, moja wielka pierś). Każda z położnych dawała mi inne rady, a dziecko dalej płakało. Prosiłam położne o pomoc, ale każda dawała mi inne rady, gdy szłam do nich do pokoju w desperacji, bo ona ciągle płakała, zbywały mnie mówiąc, że "musi się pani nauczyć swojego dziecka".
W szpitalu była wspaniała położna laktacyjna. Ale ona była jedna na cały oddział, inne położne dawały mi sprzeczne rady. Do domu pojechałam przerażona, jak to dziecko wykarmię.
Pierwsze dwa tygodnie KP to był koszmar. Mała jadła co 2 godziny, a przed każdym karmieniem było pół godziny strasznego płaczu, bo nie mogła złapać piersi.
Gdy miałam nawał i 39 stopni gorączki Mąż podał jej trzy razy mleko butelkowe. Chciałam zrezygnować i nie fundować całej rodzinie tego stresu. Sama byłam na skraju załamania, myślałam o sobie jako o złej matce, która ma (przepraszam za dosłowność) ch**owe piersi i własnego dziecka nie może wykarmić.
Emocjonalnie byłam wykończona i miałam o sobie jako matce jak najgorsze zdanie. Ale na szczęście miałam numer do mojej cudownej położnej laktacyjnej, która kazała mi przyjechać na oddział, w 15 minut pokazała jak dziecko przystawić, poprawiła błędy, dała namiar na fizjoterapeutkę, która jeszcze coś tam poprawiła, a na koniec ucieszyła się, że dziecko takie ładne. W jej oczach widziałam autentyczny zachwyt nad tym, że Mała tak ładnie rośnie. To kobieta z powołaniem, Anioł Laktacji!!!
Po jakimś czasie zadzwoniłam do niej jeszcze raz, żeby się pochwalić postępami, dostałam radę dotyczącą wzdęć u dziecka i po raz kolejny usłyszałam radość, że się nie poddałam i karmię dalej.
Od tego czasu karmię bez przerw na butle, nie stosujemy w ogóle mleka sztucznego. Mała w dwa miesiące utyła 2 kg, a ja straciłam dużo z obwodu bioder :)
Myślę, że karmienie piersią jest świetnym rozwiązaniem dla wszystkich i naprawdę warto je promować, ale nie w sposób romantyczny, ale realistyczny. Potrzebna jest konkretna wiedza, a wydaje mi się, że tej brakuje także położnym, które w moim przypadku tylko namieszały mi w głowie. Najgłupsza rada, jaką usłyszałam, gdy chciałam nakarmić płaczące wniebogłosy dziecko: niech ją pani położy przy piersi, jak się nawącha mleka to sama otworzy dzióbek i zacznie ssać. Leżała pół godziny i nic. Proponowały mi natomiast dokarmianie dziecka sztucznym mlekiem, którego darmowe próbki były na oddziale. Nie skorzystałam.
Planuję karmić piersią do roku, od 6 miesiąca wprowadzać inne pokarmy. Bardzo cieszę się, że się nie poddałam i że spotkałam Irenę - mojego Anioła Laktacji!! :)
Drogie mamy — piszcie do nas na adres: kontakt@mamadu.pl, opowiedzcie nam swoje historie, czy miałyście dość szczęścia? Czekamy na Wasze listy!
Już niedługo na MamaDu.pl wystartuje specjalna ankieta dla mam. Bądźcie z nami!
Akcja społeczna "Karmimy dzieci piersią? Naturalnie!", to przedsięwzięcie stworzone specjalnie, aby przyszłe i obecne mamy znalazły wsparcie i wiedzę. Niech karmienie piersią będzie dla nich oczywistym wyborem, a ich historie niech zawsze kończą się happy endem. "Mleko mamy rządzi!".