
Agnieszka Witkowska, znana jako Architekt Porządku, nie wiedziała, jak chce rodzić. Wystarczyło jednak spotkanie z koleżankami, by zrozumiała, jak rodzić nie chce. Ostatecznie w podjęciu decyzji pomogła jej przyjaciółka. Znała Agnieszkę bardzo dobrze, więc wiedziała, czego ta potrzebuje. To ważne, by w planowaniu porodu wziąć pod uwagę potrzeby i komfort rodzącej. "I lepiej nie nastawiać się na nic, bo można się mocno rozczarować" - mówi Witkowska.
Agnieszka Witkowska, czyli Architekt Porządku, gościła w naszym podcaście "Bliżej". Jak wyznała, była to jej pierwsza tak szczera, otwarta rozmowa - nie tylko o declutteringu, którym zajmuje się na co dzień, ale po prostu o niej.
Jednym z tematów, jaki z Witkowską poruszyły dziennikarki Natalia Hołownia i Martyna Wyrzykowska, były narodziny jej syna, Borysa. Agnieszka zdradziła, że choć pragnęli z partnerem zostać rodzicami, to do ciąży podchodzili spontanicznie, bez planu. Gdy już się przydarzyła, byli przeszczęśliwi, ale też... nie mieli pojęcia, kiedy dziecko przyjdzie na świat. – Bo nie wiedzieliśmy dokładnie, kiedy syn został poczęty - wspomina ze śmiechem Witkowska w podcaście "Bliżej". Najczęstszym pytaniem, jakie słyszała w ciąży, było: kiedy miała pani ostatnią miesiączkę? A ona nie umiała na nie odpowiedzieć. – Naprawdę nie wiedziałam, nie pamiętałam! - mówi.
Przez kolejnych dziewięć miesięcy Agnieszka i jej partner przeszli, jak mówi nasza rozmówczyni, "na luzie". Nie robili żadnych konkretnych planów, bo nie wiedzieli nawet, kiedy dokładnie dziecko przyjdzie na świat. A że żyli wtedy na dwa miasta, poród mógł zastać ich w zasadzie wszędzie. Witkowska czuła się w ciąży świetnie, tylko ostatnie dni, gdy już w końcu zrobiła sobie wolne od pracy, miała trochę gorsze. Bo woli być w ruchu. Wtedy też zaczęła spotykać się z koleżankami, a te - opowiedziały jej historie swoich porodów.
Architekt Porządku
Dlatego sama nie nastawiała się na żaden scenariusz jeśli chodzi o poród. Bo, jak słusznie zauważa Witkowska, bardzo często nie jest to nasza decyzja. – Jeżeli stawiasz to na półeczce "moje marzenie", a ktoś ci to po prostu zabierze... To jest trochę jak z karmieniem piersią. Jeżeli będę marzyć o tym, że to będzie moment mojego połączenia się z dzieckiem, a to się nie uda - a przecież nie zawsze mamy na to wpływ - to zrobię kuku sobie i dziecku też – tłumaczy.
Architekt Porządku
Z pomocą w kwestii tego, jak rodzić, przyszła Agnieszce jej przyjaciółka Magda.
– Ona widziała, jak słucham tych różnych historii – również tych bardzo szczęśliwych, i spojrzała na mnie i zapytała: To co, chcesz numer do mojego lekarza? (śmiech). Powiedziała: Ja wiem, jak ty lubisz. Chcesz przyjść na 9:00 w sobotę, dostać paseczek all inclusive i żeby o 13:00 było po wszystkim. I tak się da. Jeżeli to jest to, czego Ty potrzebujesz - pięknie to podkreśliła - to tak się da. Ona mi pokazała, że moje potrzeby są w tym wszystkim ważne. I jestem jej za to bardzo wdzięczna.
I rzeczywiście, w sobotę rano Witkowska poszła do szpitala, by urodzić syna. – Dla mnie to było fantastyczne. Mieliśmy z Pawłem luz, bardzo się śmieliśmy, wiedzieliśmy po kolei, co się dzieje. A najpiękniejszym momentem mojego życia było, jak zobaczyłam tę fioletową d*pkę i jak mój syn zaczął reagować na mnie. To było... - tu Agnieszka nie była w stanie powstrzymać wzruszenia. Zobaczcie sami:
