Oto brutalna prawda o polskiej szkole. Tak nauczyciele "przygotowują do życia"

Martyna Pstrąg-Jaworska
24 września 2024, 13:08 • 1 minuta czytania
W polskich szkołach od dawna mierzymy się z absurdami, które wymykają się spod kontroli. Praktyki, które na pierwszy rzut oka mogą wydawać się bez znaczenia, w rzeczywistości odbijają się na emocjach i psychice dzieci, zabierając im dziecięcą ciekawość i motywację do zgłębiania wiedzy.
Dzieci są zdemotywowane systemem cyfrowego oceniania. fot. pressmaster/123rf.com
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Tak uczą dzieci życia

O jednym z takich absurdów przeczytałam na facebookowej grupie dla rodziców. Sytuacja dotyczyła chłopca, który od września rozpoczął naukę w 1 klasie szkoły podstawowej. Okazało się, że jego wychowawczyni wyznaje zasadę przyzwyczajania dzieci do dalszych etapów edukacji od samego początku.


Nauczycielka stawia dzieciom umowne oceny (opisowe są tylko na koniec roku, bo tego wymaga szkoła) oraz zadaje prace domowe (choć nie są one bardzo wymagające). Na pierwszym spotkaniu z rodzicami powiedziała, że stawia oceny, bo to hartuje dzieci i uczy je systemu, który i tak będzie obowiązywał w 4 klasie.

O podobnej historii na swoim facebookowym profilu napisał też Mikołaj Marcela, wykładowca akademicki i pisarz. "Pierwsza klasa podstawówki, trzeci tydzień szkoły, uczennica dostaje swoją pierwszą ocenę niedostateczną. Absurdy w polskich szkołach to nie tylko zapisy w statutach, ale także codzienne praktyki...

Kiedy w zeszłym roku rozmawiałem ze znajomą o podobnej sytuacji w szkole jej syna, powiedziała, że nauczycielka tłumaczyła się przygotowywaniem uczniów do czwartej klasy, gdzie stopnie będą już wyrażone cyfrą. Według niej warto więc jak najszybciej zapomnieć o ocenach opisowych..." – czytamy w jednym z najnowszych wpisów autora.

Od pierwszego dnia presja na wynik

Tak, mówimy o 7-letnim dziecku, które dopiero co opuściło przedszkolne zajęcia oparte na zabawie i odkrywaniu świata. Zamiast wsparcia i wyrozumiałości, spotyka je brutalne zetknięcie z bezdusznym systemem oceniania i "przygotowanie do dorosłości". W swoim wpisie Marcela zauważa, że polski system, mimo że powoli staje się bardziej przyjazny wobec dzieci, wciąż jest przepełniony kultem osiągnięć i presją nastawioną na wyniki (szczególnie te wyrażone cyframi).

Czyżbyśmy zapomnieli, że pierwsze lata w szkole to czas, kiedy dziecko powinno rozwijać w sobie ciekawość świata, pasję do nauki, budować pewność siebie i zdobywać umiejętności, a nie martwić się ocenami?

Właściwie, kiedy się zastanowimy nad tym, to polski system edukacyjny cały jest nastawiony na sprawdzanie osiągnięć i wyniki liczbowe. Egzaminy, testy, sprawdziany i dążenie do bycia lepszym (ale nie w pozytywnym tego słowa znaczeniu) – to stało się codziennością każdego ucznia. W tym wyścigu po jak najlepsze wyniki zapomnieliśmy o najważniejszym – o samym uczniu. Jego indywidualnych potrzebach, tempie nauki i, co najważniejsze, emocjach.

Zamiast traktować dzieci z empatią i zrozumieniem, wielu nauczycieli stawia na twardą dyscyplinę i wyniki, jakby zapomnieli, że każdy młody człowiek jest inny, a niektórzy potrzebują więcej czasu, by się dostosować. Skupianie się na wypracowaniu mechanizmów obronnych nie powinno mieć miejsca w szkole.

Nauczycielom brakuje empatii

Ten brak empatii może wynikać z tego, że wielu nauczycieli też czuje presję, by spełniać oczekiwania narzucone przez system edukacyjny i rodziców. Czasem też to kwestia braku odpowiedniego przygotowania pedagogicznego – bo bycie dobrym nauczycielem to nie tylko kwestia znajomości przedmiotu, ale także umiejętności budowania relacji z uczniami. Być może niektórzy zapomnieli o jednym z fundamentów edukacji, czyli, że trzeba kształtować młodych ludzi, a nie tylko testować ich wiedzę.

Marcela wspomina, że jednak nie tak łatwo jest wybrnąć z takiej sytuacji, w której nauczyciel w klasach I-III z ogromną pewnością stawia uczniom oceny niedostateczne. Taki pedagog nie rozumie, że jego działanie może działać demotywująco.

"Najgorsze, że w takich sytuacjach naprawdę ciężko doradzić coś sensownego. Jasne, rozmowa to dobry początek, zarówno z nauczycielem/nauczycielką (by wytłumaczyć, że nie tędy droga i można inaczej) lub dzieckiem (by się nie przejmowało, bo te stopnie nie mają wielkiego znaczenia). Można ostatecznie też zmienić szkołę, jak moja znajoma..." – podsumowuje we wpisie wykładowca.

To trudne pytanie, na które ciężko znaleźć odpowiedź. Warto byłoby powiedzieć przede wszystkim o zmianie systemu i podejścia nauczycieli. Jeśli chcemy przygotować dzieci do życia, powinniśmy to robić z empatią, a nie bezduszną dyscypliną. Bo na końcu liczy się nie tylko to, co potrafią, ale także to, kim się staną.

Czytaj także: https://mamadu.pl/166099,jak-maja-polubic-szkole-lekcje-na-druga-zmiane-juz-wykanczaja-dzieci