Szkolna wycieczka? Kolejny wyjazd? Hola, hola! A skąd na to wszystko brać pieniądze? Do tego jeszcze kieszonkowe, smakowity prowiant na drogę i portfel kurczy się nieubłaganie. Rodzice żalą się na rosnące koszty wycieczek i wprost mówią o swoich wątpliwościach. Mama Kuby nie owija w bawełnę.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W teorii szkolne wycieczki powinny być połączeniem edukacji z rozrywką. To okazja do nawiązania lepszych relacji z rówieśnikami, zżycia się z grupą, a niekiedy i poznania pięknych zakątków naszego kraju. W rzeczywistości bywa różnie, co chyba dla nikogo nie jest tajemnicą. Listy otrzymywane od naszych czytelniczek są najlepszym dowodem.
To jest paranoja
Tym razem list dotyczący wycieczek szkolnych napisała do nas Ania.
"Mój syn Kuba jest uczniem trzeciej klasy podstawówki. Już od ubiegłego roku przyglądam się temu, co dzieje się na szkolnych wycieczkach i złość we mnie narasta. Negatywne emocje osiągnęły apogeum i musiały znaleźć ujście. W przeciwnym razie mogłabym wybuchnąć. Piszę ten list, by choć trochę wyrzucić z siebie tej wściekłości.
Do tej pory zawsze starałam się zapewnić mojemu synowi możliwość uczestniczenia w takich wyjazdach, jednak po ostatniej wycieczce postanowiłam – nigdy więcej. To był ostatni raz, kiedy udawałam, że nie widzę problemu.
Nie chodzi o same koszty wycieczki, choć te i tak są już wystarczająco wysokie, ale póki co jeszcze do zaakceptowania. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że dla mojego syna te wyjazdy są pretekstem do bezmyślnego wydawania pieniędzy. Kuba kupuje mnóstwo pamiątek, które po powrocie do domu lądują w koszu, bo nie mają żadnej wartości ani zastosowania.
To balonik z jakimś głupim napisem, który następnego dnia pęka, to muszelka kupiona w sklepie z pamiątkami za absurdalną cenę, to breloczek, który znika w czeluściach szuflady. Oj mogłabym tak wymieniać bez końca. Tych pierdół jest całe mnóstwo.
Jakby tego było mało, daje się również naciągać kolegom. Dzieci, które nie mają wystarczająco pieniędzy, często zwracają się do tych, które mają więcej. Mój syn oddaje swoje pieniądze bez zastanowienia, a ja zostaję z poczuciem, że sponsoruję inne dzieci.
Kiedy na ostatniej szkolnej wycieczce, w ciągu dwóch dni wydał równowartość połowy miesięcznego kieszonkowego, powiedziałam dość. Nie stać mnie na to, by płacić za jego lekkomyślność i dobre serce.
Zdecydowałam, że na kolejną wycieczkę nie pojedzie – chyba że będzie to wycieczka online, najlepiej bez wychodzenia z domu. Włączymy komputer, połączymy się z kolegami i koleżankami z klasy, do tego jakiś widoczek gór i gotowe. Wygodne, tanie i praktyczne. O i to jest rozwiązanie!".
Chętnie poznam twoje zdanie na temat wycieczek klasowych. Napisz na adres: klaudia.kierzkowska@mamadu.pl