
Są jedynki za brak zadania (niezgodne z prawem!), jedynki ze sprawdzianu, jedynki za brak zeszytu (i znów – niezgodne z prawem), z kartkówki, z odpowiedzi... W teorii powinny być sygnałem dla ucznia: nie opanowałeś materiału w wystarczającym stopniu. W praktyce bywa, że nauczyciele traktują je jak "zachętę", by następnym razem uczeń bardziej przyłożył się do nauki.
"Motywujące" jedynki demotywują
Na tę praktykę zwrócił uwagę jeden z użytkowników Twittera, wyrażając zdziwienie, że nauczycielom wciąż się wydaje, że wystawiając oceny niedostateczne, motywują. "Przykre, że niektórzy nauczyciele nadal myślą, że stawiając jedynki albo dwójki, będą motywować w ten sposób do nauki. Niespodzianka, jest totalnie na odwrót, zwłaszcza gdy ktoś faktycznie się stara, a oni chcą go na siłę ud***ć i udowodnić, że w sumie jest głupi", napisał.
Pod wpisem pojawiło się wiele komentarzy uczniów i uczennic, którzy przyznają, że podejście: "To teraz dostaniesz 1, następnym razem bardziej się postarasz" wywołuje efekt odwrotny od zamierzonego:
Jeden z komentarzy dotyczył dość częstej praktyki podnoszenia progów punktowych i procentowych, by zmotywować do pilniejszej nauki: "Nic mnie tak nie wk****a jak takie myślenie. Dosłownie podnieśli mi próg, że od 50 proc. nie ma 3, tylko jest 2, bo myśleli, że będą lepsze oceny. A tu du*a".
Jeśli celem dyrekcji i grona pedagogicznego jest uzyskanie lepszej średniej ocen wśród uczniów, być może próg powinien zostać obniżony, nie wywindowany? Tu pojawia się jednak pytanie, czy w takim razie stosowanie skali ocen 1-6 w ogóle ma sens, jeśli priorytetem jest uzyskanie konkretnej cyfry, nie rzeczywista wiedza czy umiejętności.
Uczniowie i uczennice są sfrustrowani, źli, niskie oceny obniżają ich poczucie wartości i demotywują, nie zachęcają do dalszej nauki. Czują się niedocenieni, a ocena niedostateczna "na zachętę" pogłębia myślenie: "Jestem beznadziejny(-a), do niczego się nie nadaję". Tylko czy to wystarczy, by nauczyciele stosujący tę praktykę wyszli z inicjatywą i zaproponowali alternatywę?