18 stopni, pot cieknie mu po buzi, na głowie ma CUDZĄ czapkę. Obrazek z przedszkola oburzył rodziców
- W pięciolatkach bez czapeczki nie ma spacerów, nawet jeśli termometr dobija 20 stopni.
- Rodzic-pediatra zdradza "wiedzę tajemną", dlaczego nie wolno przegrzewać dzieci, ale nauczycielka wie lepiej.
- Czy walka o czapeczki nigdy się nie skończy? Powiedzmy to głośno: czapka nie jest dziś niezbędna, więc nie noś jej do przedszkola.
Powiedz mamie, żeby kupiła czapeczkę
"Igor ma 5 lat, do przedszkola chodzi już trzeci rok. Niewiele choruje, myślę, że w znacznej mierze dzięki temu, że nigdy go nie przegrzewaliśmy. Mąż jest pediatrą i od początku kładł duży nacisk na to, żeby syn był ubrany odpowiednio do pogody. Odkąd zaczął chodzić, a właściwie biegać, często ma na sobie cieńsze ubrania niż my, dzięki aktywności jest mu zwyczajnie cieplej" - zaczyna swój list kobieta.
Rodzice Igora jeszcze w marcu zmienili jego garderobę na lżejszą. Ewa zaznacza, że do przedszkola odwozi syna autem, więc nawet w mroźne poranki wełniana czapka była zbędna. "Wiosenne słońce, to genialna i naturalna dawka witaminy D, której zwykle mamy za mało. A umówmy się, na przedszkolnym spacerze trudno o udar słoneczny, bo dzieci są na dworze bardzo krótko" - wyjaśnia kobieta.
"Któregoś dnia rano Igor zapytał, czy może dostać czapkę. Zapytałam go skąd ten pomysł, przecież mama i tata też nie noszą jej o tej porze roku. Synek powiedział, że pani z przedszkola kazała mu poprosić nas, żebyśmy kupili czapeczkę, bo tylko on w całej grupie nie ma. Zatkało mnie" - przyznaje Ewa.
Po co ta czapka
Mama przedszkolaka postanowiła zapytać nauczycielkę, czy aby na pewno syn dobrze ją zrozumiał i skąd pomysł, że 5-latek powinien nosić czapkę, gdy termometr pokazuje 17 stopni! "Nauczycielka popatrzyła na mnie, jakbym była niespełna rozumu. Zasugerowała, że jeśli nie uzbroję syna w komin i czapkę, to nie zabierze go na kolejny spacer" - czytamy w liście.
Młoda mama po powrocie do domu poruszyła temat z mężem, ten mocno się zdenerwował i ogłosił, że wybierze się do przedszkola. "Jacek umówił się na spotkanie z dyrektorem i zaproponował, że może jako lekarz poprowadzić serię darmowych spotkań z nauczycielkami i rodzicami, o tym, jak ważne jest nieprzegrzewanie dzieci" - pisze Ewa.
Dyrektor zareagował entuzjastycznie, ale zaznaczył, że to nauczycielka decyduje, czy dziecko ma odpowiedni strój na spacer i może się zdarzyć tak, że... Igora na spacery bez czapeczki nie zabierze. "Te spotkania były naprawdę fajne, rodzice dziękowali za wskazówki, wiele z nich przyznawało, że nie mieli pojęcia, jak ważne jest, żeby dziecku nie było za gorąco" - kontynuuje autorka listu.
Nauczycielki raczej sceptyczne
"Zaskoczyło nas, że nauczycielki tak bardzo stanęły w kontrze. Wiele z nich głosiło teorie, że potem rodzice będą mieć pretensje, że dziecko przeziębiło się na spacerze. Niestety argumenty naukowe do nich nie trafiają. Dzieci chorują przez wirusy i bakterie, a nie przez chodzenie bez czapeczki, kiedy jest piękny wiosenny dzień. Przegrzewanie malucha tylko obniża jego odporność, czyli mały organizm nie umie się obronić przed patogenami" - denerwuje się kobieta.
Jak zaznacza Ewa, napisała oficjalne pismo skierowane do nauczycielki i dyrekcji przedszkola, że bierze pełną odpowiedzialność za strój dziecka w przedszkolu i nalega, aby Igor chodził na spacery. "Teraz zerknęłam na stronę przedszkola i widzę moje dziecko na spacerze - pot cieknie mu po buzi, na głowie ma CUDZĄ czapkę. Na dworze u nas jest w tej chwili 18 stopni. Ręce opadają" - kończy kobieta.
Stanowczo i konsekwentnie
Niestety sytuacja, którą opisuje Ewa, nie jest w żaden sposób odosobniona. Wiele osób, które spotykamy na swojej drodze, jest przekonanych, że wiedzą lepiej niż my, czego potrzeba naszemu dziecku. Również w kwestii czapeczki, która nieomal staje się symbolem walki międzypokoleniowej (obok kapciuszków).
Tu niestety sprawa powinna zakończyć się kolejną interwencją rodziców. Z deklaracją, że nie życzą sobie, aby dziecko nosiło ubrania innych dzieci. W razie konieczności pozostaje jeszcze oficjalna skarga do dyrekcji lub organu prowadzącego placówkę. W dalszej kolejności kuratorium.
To rodzice, a nie nauczyciel, decydują o tym, jak ubrane jest dziecko. Sytuacja jest wyjątkowo nielogiczna, kiedy wychowawca poddaje w wątpliwość rzetelną wiedzę medyczną. Ale cóż, płaskoziemców nie brakuje w żadnej branży.
Czytaj także: https://mamadu.pl/162073,list-moja-corka-nie-dostala-sie-do-przedszkola-na-co-ida-moje-podatki