
"Jestem mamą czteroletniej dziewczynki, która jeszcze do niedawna z radością chodziła do przedszkola. Niestety, wydarzenia z tegorocznego Dnia Dziecka sprawiły, że moja córka wróciła do domu zapłakana" – czytam w nadesłanym przez naszą czytelniczkę liście.
Smutny Dzień Dziecka
"W przedszkolu zorganizowano dzieciom Dzień Dziecka. Taki z zabawami, atrakcjami i lodami. Niby drobnostka, a jednak dla małego dziecka ogromne wydarzenie. Problem w tym, że moja córka nie może jeść lodów ze względów zdrowotnych – wcześniej o tym wielokrotnie informowałam wychowawczynię.
Ustalono, że w takich sytuacjach dziecko dostanie alternatywny smakołyk, żeby nie czuło się wykluczone. Tak było do tej pory. Raz dostała jakąś muffinkę, innym razem biszkopciki.
Tym razem jednak o mojej córce zapomniano. Wszystkie dzieci jadły lody, aż się oblizywały. Ona siedziała z boku smutna. Dla niej nie było nic. Żadnej zastępczej słodyczy, nawet najmniejszego gestu. Czuła się pominięta, gorsza. To nie był Dzień Dziecka – to był dla niej dzień upokorzenia, zapomnienia i zlekceważenia.
Po rozmowie z nauczycielką usłyszałam coś, co nie daje mi spokoju: 'Oj, zapomniałam, nie mieliśmy już potem niczego pod ręką. Przepraszam. Może damy jej coś jutro'.
Jak można tak po prostu zapomnieć o dziecku? O dziecku, które z góry zgłoszono jako wymagające szczególnego podejścia w takich sytuacjach? Jak można tak bagatelizować uczucia małego człowieka, który patrzy, jak wszyscy wokół się cieszą, a jemu nie dano nawet szansy?
Moja córka tak lubiła chodzić do przedszkola, w samych superlatywach opowiadała o swoich nauczycielkach. Nazywała je: 'ciociami', czasami siadała im na kolanach. Byłam szczęśliwa, że udało nam się znaleźć takie fajne miejsce i trafić do takiej ciepłej grupy. Wystarczyło jedno zdarzenie, jedno niedopatrzenie, by cały czar prysł.
Wyszła z przedszkola ze łzami w oczach i powiedziała, że więcej tam już nie pójdzie. A moje serce pękło na milion kawałków. Nawet nie wiedziałam, jak wytłumaczyć jej to, co właśnie się stało".
