Na forum zdradziła, że sypia ze szwagrem. "Żalą się w internecie, a potem płacz, że ktoś doniósł"
Swoboda w internecie
Nie mogę zrozumieć, jak naiwne są niektóre kobiety. Należę do wielu grup dedykowanych paniom, w których m.in. szukam porad rodzicielskich, recenzji kosmetyków, ubrań, rzeczy dla malucha, czasem wskazówek zdrowotnych, które traktuje raczej jako luźne sugestie a nie internetowe porady lekarskie. Sama opublikowałam może cztery czy pięć postów w życiu w takich grupach, a wszystkie dotyczyły takich mało ekscytujących rzeczy jak wybór wózka dla dziecka czy kremu pod oczy.
No i takich rzeczy ani nie wstydzę ani nie boję się publikować pod swoim nazwiskiem. Ale niektóre internautki czują się w internecie tak swobodnie, a z kilkoma tysiącami obcych kobiet czują się takie solidarne, że nie mają żadnego problemu, żeby na forum omawiać swoje prywatne sprawy. I wcale nie używają do tego możliwości udostępniania anonimowych wpisów.
Wszystko może się wydać
Ja rozumiem, że nie każdy ma pod ręką mamę, przyjaciółkę, siostrę, a wygadać się musi. Że ktoś może nie wiedzieć, jaką decyzję podjąć, szuka wsparcia i rady. Ale kompletnie nie rozumiem jak można być tak pozbawionym instynktu samozachowawczego, że ze swojego profilu, na którym każdy bez problemu znajdzie komplet danych ze zdjęciami włącznie, publikuje się szczegóły romansu. Do tego z bratem swojego męża, czyli ze wskazaniem kochanka. Przecież nie trzeba hakera, żeby przy otwartym profilu w mediach społecznościowych znaleźć te osoby w kilkadziesiąt sekund.
I potem taka internautka, która chciała się zwierzyć, pożalić na swojego męża i opisać jak to ukojenie znalazła w ramionach jego brata, jest zdziwiona, że ten mąż się dowiedział. Ba, dostał nawet zdjęcie jej wpisów w internecie. I jest draka.
I potem jest obrażanie się na świat, na internet, wątpienie w kobiecą solidarność, kolejne żale. A wystarczyło zastanowić się, co się robi. Przecież dużo mniejsze prawdopodobieństwo byłoby, że ten romans się wyda, gdyby dzień przed Bożym Narodzeniem stanęła na środku centrum handlowego w sobotnie popołudnie i to wykrzyczała.
Zdrada to nie koniec
Ale zdrady to nie wszystko, co można znaleźć na forach internetowych. Można wymieniać bez końca, bo kobiety nie mają żadnych zahamowań. Pytają o to, czy ZUS się zorientuje, że mąż zatrudnił je fikcyjnie w czasie ciąży, bo przecież chcą mieć pieniądze z macierzyńskiego. Albo o to, czy dorabianie sobie w branży erotycznej w tajemnicy przed partnerem, to zdrada czy nie. Wystarczy chwila, żeby wejść w profil autorki takiego wpisu i znaleźć tego partnera. I droga wolna, każdy może z tym zrobić, co chce.
Poza tym, że w takich grupach zawsze może znaleźć się jakaś uczynna znajoma, to kto powiedział, że nieznajoma też nie doniesie? Przecież ludzie są różni i niektórym satysfakcję sprawiają sytuacje, w których mogą komuś wejść w życie z buciorami.
Czasami sama też bym doniosła
Ale są takie posty, po których sama mam ochotę donieść na ich autorki. Ostatnio widziałam komentarz kobiety, która chwaliła się, że jest antyszczepionkowcem i "wystawiała" dzieci, by zaraziły się ospą. W tym malucha, który nie skończył nawet roku.
Takie wpisy naprawdę wyprowadzają mnie z równowagi i zazwyczaj odpowiadam tym kobietom, co o tym myślę. Jednak już to, kto z kim sypia i jak sobie dorabia, wywołuje u mnie jedynie zażenowanie. Właśnie dlatego, że autorki tych postów publikują je pod swoim nazwiskiem. Kobiety, hamujcie się trochę!
Od redakcji
Faktycznie tego typu posty pojawiają się w internecie, a niektórzy internauci zdają się zapominać, że uzewnętrzniają się na forum obcych ludzi. Jednak skoro autorka listu jest świadoma konsekwencji tego typu działań, to najlepszym rozwiązaniem byłoby upominanie na bieżąco autorek tych wpisów. Przyglądanie się z boku, wiedząc, jak takie sytuacje się skończą, nie jest dobrym wyjściem.
Z kolei posty, które opisują zachowania ryzykowne dla zdrowia lub życia innych, w tym przypadku dzieci, powinny być zgłaszane. I nie jest to "donoszenie" na innych czy wtrącanie się w nie swoje sprawy.