Patrycja zaczęła pracować na kamerce dokładnie w swoje 20 urodziny. Ze studia przeniosła się na pracę na własnych zasadach. W domu. Kręciła nawet autorskie filmy pornograficzne. Teraz ma 27 lat, mieszka w Szczecinie, nadal pracuje jako camgirl i prowadzi
instagramowy profil jako @kitty_tease. Zgodziła się opowiedzieć mi, jak wygląda praca na seks kamerkach.
Moja rozmówczyni jako jedna z niewielu pracownic seksualnych w Polsce pojawia się w mediach pod własnym nazwiskiem, by uświadamiać ludzi na temat sexworkingu i walczyć ze stygmatyzacją osób pracujących seksualnie.
Hasło "praca na kamerce" totalnie rozpala naszą wyobraźnię. Co dokładnie robi się przed taką kamerką?
Tak naprawdę możesz robić wszystko (na co pozwala regulamin czatu). To zależy od osoby, która streamuje, najczęściej są to kobiety. Każda sama decyduje, jak wygląda jej show. Ja przez pierwszy rok w ogóle się nie rozbierałam, bo pracowałam w takim studiu, w którym nie można było się rozbierać.
Potem, gdy przeszłam na pracę w domu, to przez pierwsze dwa miesiące pokazywałam się maksymalnie topless, później zaczęłam robić więcej. Już prawie 7 lat pracuję przed kamerką z domu. Najczęściej wykonuje striptiz, dotykam się i to właściwie tyle.
Masz na myśli masturbację?
Mam na myśli dotykanie swojego ciała. Dotykam się w miejsca intymne, ale nie nazywam tego masturbacją, bo masturbuję się prywatnie dla przyjemności, a nie w pracy. Mężczyźni oczywiście mogą się masturbować na kamerce.
Poza tym ja wykonuję pokaz bardzo podstawowo, inni robią bardziej wymyślne show. Rozmawiam też oczywiście z tymi mężczyznami, zależy, czego chce klient. Chociaż oczywiście nie robię wszystkiego, czego sobie życzy – to ja ustalam granice i zasady.
Na czym one polegają?
Te granice są u mnie ruchome, najtwardszą granicą jest właśnie to, że nie rozmawiam z klientami bezpośrednio – nie słyszą mojego głosu, tylko z nimi piszę.
Mówiłaś, że przez pierwszy rok w ogóle się nie rozbierałaś. Na czym może polegać praca na kamerce bez pokazywania ciała?
Polegało to głównie na rozmowie, mogłam przed tą kamerką seksownie się poruszać, robić jakieś pozy, ale bez rozbierania się.
Praca na kamerce brzmi dla wielu osób jako coś, co robi się po godzinach pracy, pod osłoną nocy, na czarno i w tajemnicy. Ty prowadzisz Instagrama, na którym mówisz wprost o swojej pracy, pokazujesz nie tylko swoje ciało, ale także swoją twarz. Nie boisz się?
Wszyscy od początku wiedzieli, czym się zajmuje, więc nie mogę bać się, że ktoś mnie rozpozna czy zaszantażuje.
Moi bliscy nie mają problemu z tym, co robię, dzięki temu mogę wprost mówić o tej pracy, edukować ludzi, choćby przez Instagram i to dla mnie bardzo ważne. Dopiero po 2 latach mojej pracy na kamerce zaczęłam udzielać się publicznie.
W ogóle tego nie planowałam, wyszło to przez przypadek. Gdy odeszłam ze studia i zaczęłam pracę zdalną z domu, to założyłam sobie Twittera do promowania się tam.
Widziałam dużo osób z tej branży zza granicy, które się tam udzielają, i sama zaczęłam to robić. Gdy zaczynałam, to też nie do końca rozumiałam striptizerki czy eskortki.
Kim są eskortki?
To osoby, które sprzedają seks bezpośrednio. Nie powinniśmy używać słowa prostytutka, bo ma pejoratywny wydźwięk. Staramy się używać neutralnych słów, które upodmiotawiają osoby pracujące seksualnie.
Uważałaś się za lepszą od nich?
Tak i uważałam, że nie robię tego, co one. Do tej pory moja praca ogranicza się do występowania przed kamerą, ale to przecież też jest rodzaj pracy seksualnej. Doedukowałam się i zrozumiałam, że myśląc takim klasistowskim tonem "robię
do własnego gniazda".
Na Twitterze miałam kontakt z wieloma osobami, które mimo pracy jako camgirl nie czuły się lepsze od eskortek. Na Twitterze ktoś się do mnie odezwał, udzieliłam pierwszego wywiadu i tak się zaczęła moja obecność w mediach.
Zaczęłam być bardziej rozpoznawalna, udzielałam wywiadów i założyłam mojego Instagrama. Zostałam też członkinią Sex Work Polska, które zrzesza osoby pracujące seksualne, organizuje warsztaty edukacyjne, pomaga pracownikom seksualnym w razie potrzeby.
Pomagają także wyjść z tej pracy, załatwiają kontakt z prawnikiem czy psychologiem.
Zajmują się też outreachem, czyli wychodzeniem do pracowników seksualnych pracujących na ulicy czy w agencjach. Rozmawiają z nimi, pytają o ich potrzeby,
rozdają też prezerwatywy czy lubrykanty.
Praca seksualna w Polsce owiana jest takim tabu, że nie do końca wiemy też, jak to funkcjonuje prawnie. Czy w dokumentach istnieje zawód "camgirl"?
Jeśli chodzi o "pracę seksualną", to jest to termin parasol, pod którym są także eskortki czy striptizerki. Eskortki podlegają innemu prawu, nie mogą się rozliczać ze swojej pracy, ponieważ w Polsce mamy model abolicyjny. Przez to nie mają żadnych praw pracowniczych.
Osoby, które pracują na kamerkach czy kręcą porno, mogą się rozliczać, bo Fiskus traktuje je jako artystki, czy same camgirl traktuje jako porno, a z porno też można się rozliczać.
Jak zaczęła się twoja praca jako camgirl?
Zaczęło się dokładnie w moje 20 urodziny. Szukałam jakiekolwiek pracy i zaczęłam od studia kamerkowego, w którym nie można było się nawet rozbierać. To była zagraniczna strona (w studio pracowało się na wielu zagranicznych stronach) i do tej pory pracuje tylko na takich.
Na początku nie miałam o tym żadnego pojęcia, a dzięki pracy w studiu miałam ten komfort, że to oni wszystko za mnie robili, dopóki sama się nie nauczyłam. Ja musiałam tylko być przed kamerą. Operator pomagał mi w rozmowach z klientami, w poruszaniu się na stronie.
Dopiero po jakimś czasie zaczęłam rozumieć, o co chodzi w tym wszystkich. Jak przeliczać żetony, jak ustawić kamerę, jak robić to dobrze. Samej byłoby mi bardzo trudno zacząć.
I tak bardzo ci się to spodobało, że postanowiłaś zostać w tej pracy na dłużej?
Właściwie nie planowałam odchodzić z tej pracy, żeby pracować samodzielnie. Mój ówczesny partner powiedział, że właściwie mogłabym pracować w domu i nie dzielić się zarobkami ze studiem. Po kilku miesiącach odeszłam i zaczęłam pracować sama.
A sama praca oczywiście ma wiele zalet. Po pierwsze nie mam nad sobą szefa, nie muszę się tłumaczyć, gdy chce wziąć wolne czy dzielić się z kimś zarobkiem – nie pracuję dla nikogo.
Po drugie mam elastyczny grafik, bo sama decyduję, kiedy pracuję. Co nie oznacza, że jestem ciągle dyspozycyjna. Pracując z domu, trzeba być bardzo zdyscyplinowanym, szczególnie, żeby z tego się utrzymywać. Traktuje to jako normalną pracę na pełny etat, więc nie robię sobie wolnego, gdy tylko mam ochotę.
Gdy finansowo mam słabszy miesiąc, to wiem, że muszę więcej pracować i jednocześnie więcej zarobię, co rzadko zdarza się w pracy na etat. Tyle że ten zarobek nigdy nie jest pewny, nigdy nie wiem, ile w danym miesiącu zarobię, jest bardzo różnie.
Największą zaletą tej pracy jest wolność i wygoda, połączenie bardzo elastycznego grafiku pracy z dobrymi zarobkami. Trudno byłoby znaleźć inną pracę, która by to łączyła.
Czyli na byciu camgirl można dobrze zarobić, ale dopiero gdy pracujemy same dla siebie?
Niekoniecznie, nawet w studiu, w którym zaczynałam, to były duże pieniądze. Nie każdy zresztą umie na początku pracować samodzielnie, więc ta pomoc studia jest ważna. Wygodniej jest przyjść do pracy na etat i pracować tam od 8 do 16 i mieć wszystko gdzieś.
Mieć kogoś, kto zakłada ci kilka czatów, tworzy ci opisy i robi zdjęcia, prowadzi rozmowy za ciebie, jeśli tego chcesz, a ty musisz tylko pozować przed kamerką. Więc jest to bardzo wygodna opcja dla osób, które nie chcą wiele robić przed kamerą albo po prostu nie wiedzą, jak się do tego zabrać.
Studio też musi dbać o zarobki, jeśli widzi, że na stronie jest mało ruchu, to robi dziewczynie nową sesję zdjęciową. Oczywiście, jeśli studio przykłada się do swojej roboty, bo można trafić różnie. Ja na zarobki w studiu nie narzekałam, ale zdecydowałam się odejść.
Czyli jeśli chciałabym od jutra zacząć pracować na kamerkach, to wystarczy znaleźć w
Internecie stronę, najlepiej zagraniczną, by zachować anonimowość, mieć kamerkę umieć rozmawiać po angielsku?
I tak, i nie. Angielski nie musi być na super poziomie, wystarczy pomoc translatora. Jeśli klient rozumie, co masz do przekazania, to wystarczy. Chociaż przyznaję, że na rozmowach można zarobić więcej niż na samym rozbieraniu się.
Jeśli się rozbierzesz, to rozmowa szybko się skończy. Najlepiej połączyć rozmowę z rozbieraniem się, bo rozmową zatrzymasz klienta na dłużej i wtedy więcej się zarobi.
Potrzebna jest jeszcze dobra kamera, taka w laptopie raczej nie wystarczy i oczywiście szybki Internet. Przydałby się także porządny komputer. Ja pracuję na stacjonarnym komputerze, bo jest wydajniejszy i pociągnie dłużej, jeśli chodzi o lata. Najważniejszy jest wyraźny, dobrej jakości obraz.
Gadżety i ubrania wcale nie są konieczne na początek. Można zaczynać bez nich i systematycznie dokupować sobie takie narzędzia.
A o czym rozmawia się z klientami? Wyłącznie o seksie?
O wszystkim. O codzienności. Jeśli ma się stałego klienta, to można porozmawiać o tym, jak minął wam dzień. Camgirl musi mieć jednak jakąś umiejętność rozmowy z klientami i grać na czas w tych rozmowach.
Jeśli klient o czymś mówi to dopytywać o szczegóły. Klienci często opowiadają o swoich problemach, o relacjach z partnerkami. Seks i fantazje to oczywiście też temat, który ciągle się przewija. Jest mnóstwo możliwości rozmowy.
Czy twoi klienci z zagranicznych stron wiedzą, kim prywatnie jesteś? Obserwują twojego Instagrama czy Twittera?
Czasem się to zdarza, tylko że na Instagramie też nie podaję swoich danych. Nie przeszkadza mi o, że obserwują mojego Instagrama, bo chcą mnie jeszcze oglądać poza czatem. Twittera za to zakładałam typowo pod pracę. Zupełnie prywatnego mam tylko Facebooka, którego nigdy nie podaję.
Czemu właściwie pracujesz wyłącznie z klientami zagranicznymi, skoro i tak pokazujesz swoją twarz? Nie jesteś już w Internecie anonimowa.
Zaczęłam pracę na stronie zagranicznej, bo tak po prostu pracowało studio, do którego przyszłam i nigdy nie myślałam o pracy na polskiej stronie.
Teraz też nie chciałabym mieć polskich klientów. Nie chciałabym przede wszystkim rozmawiać z klientami po polsku, dlatego, że jest to mój pierwszy język, który jest dla mnie po prostu intymniejszy. Te same słowa, które piszę po angielsku, po polsku po prostu nie przeszłyby mi przez klawiaturę.
Nie dlatego, że są „brzydsze”, po prostu z moim językiem jestem bardziej związana. Po polsku mogę rozmawiać z mężczyznami, którzy są dla mnie bliscy. Po polsku jest zupełnie inaczej. Angielski język pomagał mi wejść w rolę przed kamerą.
I nadal czujesz się „w roli”, gdy włączasz kamerkę?
Oczywiście to nie jest tak, że przed kamerką jestem nienaturalna, ale wchodzę w pewną rolę, jestem w pracy, jest to czysto zawodowe. Ja też nigdy nie mówię przed kamerką, słychać mój głos, odgłosy, jakie wydaję, gdy się dotykam, ale nie wypowiadam słów.
Mam włączony dźwięk, by klienci słyszeli, co się u mnie dzieje, ale wyłącznie z nimi piszę. Mówienie jest dla mnie po prostu bardziej intymne. Przez klawiaturę przejdą wszystkie słowa po angielsku, przez gardło w tej pracy już niekoniecznie.
A po polsku wielu z tych słów bym nawet nie napisała. Takie są moje granice i nie przekraczam ich.
Wielu osobom wydaje się, że na kamerce robi się wszystko, o co tylko klient poprosi. Okazuje się, że zwykła rozmowa może być najintymniejszą częścią takiego pokazu.
Osoby, które spotykają się z klientami czy pokazują się na kamerkach, same wyznaczają granice. To nie jest tak, że klient, który zapłaci, ma nagle jakieś prawo do naszego ciała i może zrobić wszystko.
To nie jest tak, jak w tym obrzydliwym seksistowskim powiedzeniu, że pracownicy seksualnej nie da się zgwałcić. Wystarczy, że dana osoba zgodziła się na seks waginalny, a doszło do seksu analnego i to jest właśnie gwałt.
Istnieje taki toksyczny pogląd, że można z nami robić wszystko, tylko dlatego, że się zapłaciło. To nieprawda. Gdy zaczynałam pracować, to przez mój pierwszy miesiąc pokazywałam się tylko topless.
Miałam na sobie więcej zakrywających ubrań, nie miałam nawet żadnych gadżetów erotycznych i zarobiłam wtedy najwięcej jak do tej pory, a pracuje już 7 lat.
Klienci byli bardziej zainteresowani rozmową i delikatnym striptizem niż wyuzdanym show?
Klienci lubią, jak się im sprzedaje fantazje, nie pokazuje się wszystkiego od razu.
Jeśli klient wchodzi, a ty jesteś po minucie naga, to nie jest dobra strategia. Im szybciej on skończy tę rozmowę, tym mniej zarobisz.
Oni chcą mieć z tego fun – żebyś rozbierała się powoli, kusiła rozmową, delikatnie ruszyła nogą, zapytała, czy mu się podoba, powiedziała coś seksownego. Jeśli on wchodzi, a ty zrzucasz ubrania to żadna zabawa, ani dla mnie, ani dla niego. To może znaleźć wszędzie.
Jakie są wady albo zagrożenia pracy na kamerce?
Dla osoby, która chce być anonimowa, taka praca na pewno wiązałaby się z ciągłym strachem, że zostanie rozpoznana. Oczywiście twarzy nie trzeba pokazywać, ale wystarczy, że ktoś rozpozna pokój. To wymagałoby dużego przygotowania, zmieniania wystroju miejsca.
Na większości stron można blokować polskie IP, ale to też jest do obejścia. Ktoś może nie tyle znaleźć cię na czacie, ile dowiedzieć się, bo nieopatrznie powiedziałaś komuś niezaufanemu.
Taka praca może wiązać się z szantażami, to powód, dla którego powiedziałam moim bliskim o pracy, bo wolałam, żeby się dowiedzieli ode mnie niż żeby ktoś z Internetu wysłał im jakiegoś screena.
Nie wiedziałam, jak zareagują, ale to było lepsze niż strach przed odkryciem, czy
wiadomością, że ktoś komuś powie. Największą wadą tej pracy jest to, jak jest stygmatyzowana i dyskryminowana przez społeczeństwo.
Gdy widzę komentarze pod wywiadami ze mną, to jest tam mnóstwo hejtu, którego na przykład w ogóle nie doświadczam na Instagramie. Te komentarze są po prostu straszne, dotykają też moich rodziców.
Gdybym chciała w przyszłości zmienić pracę, chociaż wcale tego nie planuję, to też mogłabym mieć z tym problemy, bo pracowdawca mógłby nie chcieć zatrudnić kogoś z branży seksualnej.
Minusów jest mnóstwo, tak jak mówiłam, ja mogę rozliczać się zgodnie z prawem, ale eskortki nie i przez to tracą wszelkie pracownicze przywileje. Taka praca może też być niebezpieczna przez stalkerów, którzy mogą cię szantażować, śledzić. Dla mnie to bezpieczniejsze, bo pracuję na zagranicznej stronie.
Czy trudno utrzymać relacje miłosne, partnerskie, pracując jako camgirl?
Ja od prawie 5 lat nie jestem w żadnym monozwiązku, a pracuję jako camgirl od 7 lat. Na początku mojej pracy zaczęłam być w związku, przez 2 lata związku pracowałam przed kamerką i facet nie miał nic przeciwko, wiedzieli także jego bliscy i wszystko było dobrze.
Na pewno jest trudniej znaleźć kogoś, komu będzie pasowała taka praca partnera, ale ja też nie szukam kogoś za wszelką cenę. Gdybym miała z kimś być, to przecież z
kimś, kto szanuje moją pracę i plany.
Gdy spotykam się z jakimś mężczyzną, to mówię mu, czym się zajmuję, żeby później nie było jakiejś nieprzyjemnej sytuacji.
Widziałam, że na Instagramie udostępniłaś wiadomość od mężczyzny, który namawia cię na spotkanie. Często dostajesz takie propozycje?
Non stop je dostaję, to są propozycje od anonimowych kont, zablokowanych, gdzie nie ma żadnych zdjęć. Nie mam pojęcia, kto to jest i miałabym się nagle z nim spotkać? Nie wiem, jak obcy mężczyźni bez wcześniejszej rozmowy ze mną mogą liczyć, że spotkam się z nimi w ciemno. To są jeszcze śmieszne sytuacje.
Gorzej, gdy dostaje wiadomości o charakterze seksualnym, gdy ktoś wysyła mi opis swoich fantazji. To jest dla mnie obrzydliwe. Wchodząc na czat, jestem przygotowana do tego, co zobaczę. To mnie ani grzeje, ani ziębi.
Zupełnie czym innym jest to, że rozmawiam tak z klientami w czasie pracy, na moich zasadach i oni mi za to płacą, a czym innym dostawanie takich wiadomości w moim prywatnym czasie, bez ostrzeżenia, na Instagramie.
Mężczyźni wysyłają mi też zdjęcia swojego nagiego ciała, klatki piersiowej czy penisa. Ni stąd, ni zowąd. Przecież ja mogę to zdjęcie otworzyć w każdej sytuacji, np. jedząc obiad z rodziną.
To jest po prostu molestowanie seksualne i bardzo źle się z tym czuję. Wole dostać hejt niż taką wiadomość. Hejt mnie śmieszy, piszą to sfrustrowane osoby, a molestowanie jest obrzydliwe.
To wszystko wiąże się ze stereotypami, które ciążą na pracownicach seksualnych. Ktoś wchodzi na twój profil i myśli „jest camgirl, pokazuje swoje ciało, na pewno też sprzedaje, więc mogę się tak zachować”.
Przecież, nawet gdybym była eskortką, to nie znaczy, że ktoś ma prawo pisać do mnie seksualnie i wysyłać mi swoje zdjęcia. Znam mnóstwo eskortek i one mają swoje ogłoszenia na przeznaczonych do tego stronach.
Jeśli ktoś do nich pisze na Instagramie, to odpowiadają, że nie umawiają się na tej aplikacji. Trzeba oddzielać życie od pracy. Myślę, że mężczyźni nie uważają, że jestem eskortką, nie sądzę nawet, żeby zachowywali się tak, bo jestem camgirl. Piszą do mnie, tak jak do innych „zwykłych” dziewczyn w social media, które dodają na swoje profile tylko selfie.
Wystarczy, że jesteś kobietą i już musisz liczyć się z molestowaniem w Internecie. Bo wielu mężczyznom po prostu wydaje się, że mają prawo narzucać się ze swoją seksualnością. Dosłownie nas molestować.
Gdy poruszasz na swoim profilu temat molestowania słownego, wielu mężczyzn odpisuje ci, pytając: "Czego się spodziewałaś, wrzucając takie zdjęcia", piszą, że sama siebie uprzedmiotawiasz.
To jest dla mnie taka sama argumentacja, jak „czego się spodziewała, ubierając się wyzywająco, powinna się liczyć z tym, że ktoś ją zgwałci”. To wszystko opiera się na kulturze gwałtu, założeniu, że skoro ja pokazuję swoje ciało w kontekście seksualnym, to nagle mężczyźni mają prawo zrobić z nim, co chcą.
Moje podejście, względem mnie samej jest podmiotowe i to się liczy przede wszystkim. A to, jak ktoś na mnie patrzy czy mnie uprzedmiotawia, to nie czyni to ze mnie przedmiotu, to nie znaczy, że ja się sama uprzedmiatawiam. To mówi coś bardzo niepokojącego o tej osobie.
Uprzedmiotowić człowieka można w każdej sytuacji, nie tylko seksualnej. Możesz uprzedmiotowić człowieka, patrząc na niego na ulicy. Widzisz w nim przedmiot, nie liczysz się z jego uczuciami, nie szanujesz go z jakiegoś powodu. Czy on nagle jest mniej wartościowym człowiekiem, bo ty stojąc obok niego na ulicy, masz takie myślni? No nie.
Ważne jest, jak sami się czujemy i czy sami traktujemy się podmiotowo. Mogę wymienić masę osób, które pracują tak, jak ja pracuję, i one mają doświadczenia uprzedmiotowienia z innych prac.
Często mówią, że w tej pracy czują się lepiej niż w tych „tradycyjnych”, gdzie było
szejmignowanie, mobbingowanie przesz szefa.
Oprócz pracy na kamerkach zajmowałaś się także nagrywaniem filmów pornograficznych, na których występowałaś solo, ale zdecydowałaś się zrezygnować.
Kosztowało mnie to bardzo dużo pracy, szczególnie cały marketing z tym związany. Samo kręcenie nie było dla mnie wymagające, ale robienie wokół nich reklamy, robienie zdjęć, zajmowanie się ścieżką ich promowania. To było moje drugie źródło dochodu, bo na co dzień pracowałam na kamerce.
Stwierdziłam, że kosztuje mnie to bardzo dużo czasu i pracy, szczególnie nie mając nikogo do pomocy. Sama nagrywałam filmy, promowałam je, zajmowałam się reklamą. Odbijało się to na moim czasie wolnym, jeśli robiłam sobie od tego kilkudniową przerwę, to moje filmy spadały w rankingu i musiałam trochę „zaczynać od nowa”. Najzwyczajniej w świecie nie chciałam się już tym zajmować.
Wiele osób myśli, że praca camgirl to kilka godzin spędzonych przed kamerką po północy. Jak wygląda twój typowy dzień w pracy?
Pracuję o różnych godzinach, zależy od dnia. Czasami pracuję od rana, czasem po południu, zdarza mi się też walnąć nockę. Pracuję na zagranicznych stronach, a tam zawsze są ludzie.
Nie mam ustalonych godzin pracy „od do”, ale ustalam sobie dniówkę, którą bym chciała zarobić. Czasami zajmie mi to 3 godziny, czasami 6 godzin, a czasami więcej. Jeśli nie dobiję do dniówki, to czasem staram się popracować jeszcze dłużej, ale jeśli widzę, że daleko mi do zarobienia tej kwoty, to odpuszczam.
Bywają słabe dni, ale też takie, w których przez 3 godziny nic się nie dzieje, a potem robię całą dniówkę w kilka godzin. Do tej pracy potrzebna jest cierpliwość.
A ile można zarobić jako camgirl?
Nie da się tego wycenić w żaden sposób. Niektóre dziewczyny nie są w stanie tam nawet dorobić, inne mogą utrzymać się, zarabiając duże pieniądze.
To jak być na kamerce dobrą i dużo zarobić?
To zależy od masy czynników. Bywają tam dziewczyny piękne, seksowne, ubrane w dopracowane stroje, które nie mają klientów. Albo dziewczyny określane mianem „girl next door”, które nie przyciągają wzroku mężczyzn na ulicy, nie pokazuje dużo na kamerce, a mają mnóstwo zainteresowanych klientów.
Na pewno trzeba być naturalną w zachowaniu i umieć nawiązać kontakt z klientami. Na pewno nie zakładać, że im więcej pokażę, tym więcej zarobię. Na swoim przykładzie wiem, że to nie zawsze się sprawdza.
Trzeba umieć wyznaczać granicę i nie robić wszystkiego, tylko dlatego, że prosi nas o to klient. Bo potem my same będziemy się czuły niekomfortowo. Pieniądze tego uczucia nie zrekompensują.
Czy to jest praca, którą mogłabyś polecić innym dziewczynom?
Trzeba sobie zdawać sprawę z wad tej pracy. Z tego, że jest się bardzo stygmatyzowanym i dyskryminowanym i można sobie z tym nie poradzić. Tak nie powinno być i powinniśmy coś z tym zrobić.
Trzeba edukować ludzi, że nie można wykluczać pracowników seksualnych, ale tak jednak jest i trzeba się z tym liczyć, wchodząc w ten zawód, oczywiście przeciwstawiać się temu, ale mieć świadomość, jak to może wyglądać.
Nie wiadomo, czy osoby z twojego otoczenia to zaakceptują. Nie musisz się oczywiście przed nimi outować, ale jeśli tego nie zrobisz, to będziesz musiał ciągle kłamać i bać się szantażu. Trzeba zadać sobie pytanie, czy damy sobie radę psychicznie, jeśli nasi bliscy nas wykluczą.
Ta praca najcięższa jest przez społeczeństwo. To nie klienci nas stygmatyzują, a podejście innych ludzi do nas. Niełatwo jest psychicznie sobie z tym poradzić. Klienci też bywają lepsi i gorsi, ale jak w każdej pracy. Jak masz w niej doświadczenie, to potrafisz takich odsiewać.
Jeśli ja pożalę się komuś na słabego klienta, to słyszę, żebym zmieniła pracę. Osoby z każdego innego zawodu, gdy skarżą się na mobbing czy złą atmosferę albo są wysłuchiwane i zrozumiane, albo słyszą, że muszą zacisnąć zęby "bo tak bywa w pracy, tacy są szefowie". Ja mam moją pracę nagle rzucić.
Jak ludzie w Polsce powinni traktować sexworking i pracownice seksualne?
Najważniejsze, by o sexworkingu mówiły osoby faktycznie pracujące seksualne. By to z nimi przeprowadzać wywiady, zapraszać je do programów, pytać o realną sytuację sexworkerów. A nie tylko z psychologami i seksuologami, którzy często nie mają pojęcia o tym, jak ta praca wygląda w praktyce i często jeszcze bardziej nas patologizują.
Zwracać się choćby do osób z Sexwork Polska, które mają kontakt z pracownicami seksualnymi. Najważniejsze, by nie oceniać tych osób, nie stygmatyzować, ale żeby było to możliwe w Polsce, musiałoby się zmienić podejście do seksualności w ogóle.
U nas seks jest tabu, a co dopiero mówienie o seksualnej pracy. W Polsce kobiety, które mówią wprost, że są aktywne seksualnie, są strasznie oceniane, a co dopiero takie, które biorą za to pieniądze.
Kiedy obraża się lub krytykuje osoby pracujące seksualnie, obraża się też wszystkie kobiety aktywne seksualnie. Bo gdy chce się obrazić kobietę, nawet w kontekście nieseksualnym, i tak wyzywa się ją od kurew, dziwek, czyli dosłownie zarzuca im, że lubią uprawiać dużo seksu.
To bardzo nas dzieli i ma podstawy w klasizmie. "Jeśli uprawiam seks bez pieniędzy, to jestem lepsza niż ktoś, kto robi to samo, za pieniądze". Bojąc się takich słów, używając ich, same wspieramy patriarchalną kulturę.
Jako kobiety powinnyśmy się wstawiać za pracownicami seksualnymi, a gdy usłyszymy słowo "ku***a", zapytać "co to znaczy?". W moim słowniku nie ma takich słów jako bluźnierstw i nie obraziłyby mnie, bo jeśli "ku***a" oznacza kobietę, która lubi seks, to co w tym złego? Co miałoby mnie w tym obrazić?
Jak powiedziała Kamila (Raczyńska-Chomyn) z "Dobre ciało": "Nie możesz mnie zawstydzić moją seksualnością, jeśli ja się jej nie wstydzę". Gdy nie wstydzimy się swojej seksualności, odbieramy broń osobom, które chcą nas ją zawstydzić.