Dorosłe dzieci rodziców helikopterów zapełnią kozetki psychologów. Chcesz to zrobić swojemu dziecku?

Martyna Pstrąg-Jaworska
Często żyją w bałaganie, mają problem z ogarnięciem życia i nie potrafią podejmować życiowych decyzji czy stanąć na wysokości zadania. Oto jak żyją dorosłe dzieci rodziców helikopterów. Też chcesz to zrobić swojemu dziecku?
Rodzic helikopter swoim podejściem sprawi, że dziecko będzie dorosłym, który nie umie poradzić sobie w życiu. Pixabay

Każde pokolenie ma swój typ rodzicielstwa

Każde pokolenie rodziców na nowe metody wychowawcze i uważa, że wie, co jest najlepsze dla naszych dzieci. Dziś wiemy, jakie błędy wychowawcze popełnili nasi rodzice, bo wiele z nas odkrywa to na terapiach, które są coraz bardziej powszechne.


Nikt rodziców za te błędy wychowawcze nie wini, bo sami byli tak wychowani i ze swoimi dziećmi zrobili to tak, jak potrafili najlepiej. Od ponad 2 dekad mamy do czynienia z wieloma przypadkami drugiej skrajności – rodziców helikopterów.

To typ rodzicielstwa, który jest mocno zaangażowany w rozwój dziecka (także społeczny, edukacyjny), nieco apodyktyczny i jak sama nazwa wskazuje – krąży nad dzieckiem niczym helikopter, żeby – broń boże – nie stała mu się nawet najmniejsza krzywda.

Nasze babcie z politowaniem mówiły na takich rodziców, że chowają dziecko pod kloszem i jest w tym ziarno prawdy. Rodzic helikopter szkodzi samodzielności dziecka i sprawia, że wyrasta z niego dorosły, który kompletnie nie umie poradzić sobie w życiu.

Dorosłe dziecko rodzica helikoptera

Wiele osób, których rodzice byli helikopterami, teraz w dorosłym życiu uważa, że jest przez to "rozsypanych" czy "przepełnionych bałaganem". Najczęściej mają problem ze znalezieniem satysfakcjonującej pracy, nie wiedzą, czego w życiu chcą.

A gdy coś już im się uda, boją się, że za sukcesem stoi zaraz jakieś niepowodzenie i kogoś rozczarują swoim zachowaniem. Jeden z użytkowników forum dla rodziców napisał anonimowo: "Czuję się niespokojny. Duszony.

Rodzice helikoptery mieli takie nierealistyczne oczekiwania wobec mnie, że nie umiałem im jakkolwiek podołać. I nie chcieli (nadal nie chcą) zaakceptować, że ich dzieci są teraz dorosłe. Mama dzwoni do mnie średnio 1-2 razy dziennie, pytając, czy dotarłem do pracy i zjadłem ciepły obiad, a mam już 31 lat".

Posiadanie takich nadopiekuńczych rodziców sprawia też, że sami nie chcemy być podobnym typem rodzica. Matka mojej koleżanki doprowadziła ją do takiego stanu, że dziewczyna bardzo długo wzbraniała się przed odpowiedzialnością i zakładaniem rodziny.

Gdy już została matką, stała się zupełną odwrotnością swoich rodziców – jest tak wyluzowana, że bagatelizuje nawet to, ze dziecko jest chore, tłumacząc, że zwykły katar nikogo jeszcze nie zabił.

I żywi urazę do własnej matki o to, że wcześniej zawsze ratowała ją z opresji przed czasem i nigdy nie doprowadziła do tego, żeby nauczyła się życia na błędach i porażkach.

Wierzy, że dzięki wyluzowanemu podejściu jej dzieci lepiej poradzą sobie w dorosłym życiu, bo będą maksymalnie samodzielni: nauczeni wartości pieniądza, oszczędzania, gotowania, sprzątania i umiejętności podejmowania decyzji.

Szaleją, gdy idą w dorosłe życie

Wiele osób, które wychowywały się z rodzicem helikopterem, ma problem w dorosłym życiu, tzn. gdy kończy szkołę ponadpodstawową. Taki człowiek wchodzący w dorosłe życie musi wybrać studia, znaleźć pracę.

A gdy dziecko wydostaje się spod skrzydeł rodzica helikoptera, zaczyna chwytać się wszystkiego, czego nie mógł mieć, będąc "pod kloszem". Często zatraca się w imprezowaniu, alkoholu, nieumiejętności poradzenia sobie z problemami dnia codziennego.

Kończy się to tak, że zostaje zwolniony z pracy, wydalony z uczelni i musi prosić o pomoc rodzica, który – a jakże – z powrotem przyjmie go pod swoje skrzydła. Przez to nie nauczy się na swoim błędzie, będzie miał poczucie, że jest niezniszczalny, a rodzice zawsze mu pomogą.

Stąd się bierze stereotyp wrednej teściowej

Dorośli, którzy mieli rodziców helikoptery, nie potrafi się od nich odciąć, nawet gdy jest już dojrzałym człowiekiem z własnym domem, małżonkiem i dziećmi. Stąd biorą się stereotypy o złej teściowej - synuś mamusi, która jest nadopiekuńcza; córeczka, która o wszystkie decyzje życiowe pyta mamę, bo sama nie wie, czego chce.

Wiele z takich osób jest niezdolnych do podejmowania nawet najprostszych decyzji, odsuwa od siebie odpowiedzialność i nie umie po prostu rozwiązywać problemów. Zawsze czeka, aż ktoś mu pomoże, poinstruuje go.

Jesteś opiekuńcza? Stawiaj granice

Rola rodzica polega na wychowaniu dziecka, ale także powolnym "usuwaniu się z ram jego obrazu". Oznacza to, że musimy prowadzić nasze dzieci, uczyć je, ale stawianie granic, nauka samodzielności od najmłodszych lat jest niezwykle ważna.

Nie pozwól 4-latkowi na to, by tatuś karmił go obiadem. Zastanów się 2 razy, gdy następnym razem będziesz – żeby było szybciej – ubierała 5-latka w przedszkolnej szatni. Niech maluch już na takich prostych przykładach uczy się tego, czym jest samodzielność.

Później będzie umiało samo zrobić sobie śniadanie, pomóc przy robieniu prania… Ta trudna sztuka przyda mu się w dorosłym życiu. Warto też włączać dzieci w rodzinne decyzje, pokazywać im, że rodzice też popełniają błędy i doświadczeniem uczą się czegoś.

Nie wychowaj maminsynka

To trudne i czasem brutalne, ale potrzebne, byśmy nie wychowali kolejnego pokolenia maminsynków, które w wieku 25 lat nie będzie umiało samodzielnie włączyć pralki. Nie chce być krytyczna wobec takich osób, bo przecież to nie ich wina, tak zostali wychowani i dla nich to codzienność.

Są też różne dzieci, bo niektóre mają na tyle silne charaktery i osobowości, że nie pozwolą na to, by rodzice "rządzili" ich życiem do tego stopnia. Ale jeśli jest się dorosłym, to trzeba być świadomym tego, że jesteśmy odpowiedzialni za swoje decyzje, wybory i postawy i nie możemy tego obowiązku zrzucić na rodziców.

A co w sytuacji, gdy rodzica zabraknie? Co zrobi dorosłe dziecko rodzica helikoptera, gdy będzie musiało się zmierzyć z życiem po śmierci rodziców?