Jedna z najstarszych szkolnych zasad jest niezgodna z prawem. Chodzi o oceny z poprawy

Ewa Bukowiecka-Janik
Poprawa oceny - najczęściej wygląda to w szkołach tak, że na koniec z pierwszej i drugiej oceny wyciąga się średnią. A według prawa oświatowego powinno być tak, że tylko poprawiona ocena liczy się do średniej, bo to osiągnięcie ucznia. Ale szkoła musi mieć o tym zapis w statucie.
Czy poprawa ocen jest zgodna z prawem oświatowym? Rozwiewamy wątpliwości rodziców i uczniów. Eastnews/PIOTR KAMIONKA

Poprawa ocen a prawo oświatowe

Poprawa ocen to jedno z praw ucznia według prawa oświatowego. Pojawiają się jednak wątpliwości, czy uczeń ma prawo poprawić każdą ocenę i czy ta poprawiona ocena będzie liczyć się do średniej.


Według prawa oświatowego szkoła musi określić w swoim statucie, czy uznaje tylko ocenę z poprawy, czy także tę uzyskaną przy pierwszym podejściu i wtedy z dwóch ocen wyciągana jest średnia (co jest krzywdzące dla ucznia). Może być też tak, że uznaje się tylko ocenę poprawioną, co działa na korzyść ucznia, który poprawił ocenę.

Prawo oświatowe w kwestii poprawy oceny mówi, że oceniane powinny być tylko osiągnięcia ucznia, a takimi jest poprawa oceny, bo uczeń ma wiedzę, której wcześniej nie posiadał (co jest jego osiągnięciem). Według prawa oświatowego więc, do średniej powinna liczyć się tylko poprawiona ocena.

Spór o poprawę ocen

Na facebookowym profilu fundacji EDU-klaster jej założyciele prowadzą cykl postów pt. "Mitologia szkolna". W jednym z wpisów pojawił się wątek ocen z poprawy.

"Mit 1: Po napisaniu poprawy do 'średniej' wliczają się obie oceny (ze sprawdzianu i poprawy)

Fakt 1: Zgodnie z ustawą o systemie oświaty oceniane mogą być jedynie osiągnięcia ucznia. Jeżeli uczeń w czasie poprawy zdobył 'piątkę' to znaczy, że takie jest jego osiągnięcie dotyczące danego zagadnienia. Z punktu widzenia ustawy nie ma znaczenia to kiedy taką kompetencją się wykazał. Jeżeli w szkolnych systemach oceniania znajdują się inne zapisy, oznacza to, że te systemy nie są zgodne z ustawą. Ustawa jest nadrzędnym dokumentem" - czytamy w poście. Podstawą prawną do obalenia mitu jest art. 44b ustawy o systemie oświaty punkt 1: "Ocenianiu podlegają: 1) osiągnięcia edukacyjne ucznia". Jak wiadomo, szczegółowy system oceniania w każdej szkole określa jej statut. Dokument ten powinien być zgodny z zapisami ustawy o systemie oświaty. Jeśli jest inaczej, rodzice i uczniowie mają prawo sprzeciwić się zapisom w statucie.

Prawo ucznia do poprawy każdej oceny

"Osiągnięcia edukacyjne ucznia", które podlegają ocenie to (na logikę) ocena, która odzwierciedla, jak uczeń opanował daną część materiału. Czyli powinna liczyć się tylko ocena z poprawy. Uczniowie nie powinni mieć też tylko jednej szansy na poprawkę i mają prawo poprawić każdą ocenę, nie tylko niedostateczną (tzw. jedynkę).

Prawa ucznia do poprawy oceny

Temat ocen z poprawy bardzo poruszył rodziców. Wielu pisze, że ta jawna niesprawiedliwość, którą pamiętamy ze szkół sprzed wielu dekad, dotyka ich dzieci do dziś i nikt nie miał świadomości, że to niezgodne z prawem.

Rodzice zastanawiają się, czy uczeń ma prawo poprawić każdą ocenę i czy poprawiona ocena liczy się do średniej. Ponadto - tak na logikę - jakie ma znaczenie czy uczeń opanował daną część materiału w marcu czy w czerwcu?

Jeśli udało mu się przed zakończeniem roku uporządkować wiedzę na piątkę, to dlaczego piątka mu się nie należy?

Czy poprawiona ocena liczy się do średniej?

W prawie oświatowym jest zapis, że do średniej liczą się oceny, które są osiągnięciem ucznia, czyli teoretycznie te, które są ocenami po poprawieniu, jeśli uczeń na poprawę ocen się zdecydował.

Tym bardziej kontrowersyjne i krzywdzące okazują się sytuacje, w których dziecko łapie niskie oceny z klasówek po nieobecności w szkole z powodu choroby. Zaległości po chorobie to naturalna kolej rzeczy.

W normalnym (czyt. sprawiedliwym) świecie, człowiek powinien dostać czas na dojście do siebie i ich nadrobienie. Ale nie w polskiej szkole. Termin klasówki jest święty – jesteś w szkole? Piszesz sprawdzian.

Nawet jeśli jeszcze dwa dni temu przez chorobę byłeś wyłączony z normalnego funkcjonowania. W takich okolicznościach nietrudno złapać dwóję. Mijają tygodnie, dziecko opanowuje materiał i przystępuje do poprawy oceny. Do dziennika wpadają piątki.

Przychodzi moment wystawiania oceny semestralnej lub rocznej. Nauczyciel zbiera do kupy wszystkie oceny. Z danej części materiału, którą dziecko opanowało na 5 po poprawie, wychodzi mu ocena 3 z plusem. Szanse na czwórkę "na koniec" są coraz mniejsze...

Ocena końcowa to średnia?

Nauczyciele na forach tłumaczą to w ten sposób: ocena końcowa to wynik nie tylko ostatecznych umiejętności ucznia, ale również systematyczności w nauce. I nie chodzi tu o osiągnięcia, za którymi stoi właśnie poprawiona, lepsza ocena, bo przecież uczeń w końcu opanował materiał.

Zgoda, jednak wszyscy wiemy, że ostatecznie oceny to tylko numerki na świadectwie, które uśrednione dają liczbę punktów do paska, nagrody lub innego konkursu świadectw.

"Przepisy oświatowe regulują kwestię podwyższania rocznej oceny klasyfikacyjnej, nie precyzują natomiast kwestii podwyższania pozostałych ocen. Zgodnie z art. 44b ust. 10 ww. ustawy szczegółowe warunki i sposób oceniania wewnątrzszkolnego określa statut szkoły" – zaznacza Ministerstwo Edukacji i Nauki, gdy poproszono je o rozstrzygnięcie niejasności.

Czyżby to kolejna przesłanka zdradzająca mentalność "czerwonego długopisu"...? A gdyby tak w szkołach zastosować metodę akademicką? Studenci zazwyczaj dostają kilka szans już na wejściu – egzamin ma termin zerowy, termin właściwy, potem poprawkowy.

Po pierwsze to student wybiera moment, w którym jest gotowy zdawać (to byłoby zbawienie dla uczniów chorujących). Po drugie, nie przypominam sobie, by ocena z pierwszego podejścia miała jakieś znaczenie.

Pamiętam za to, że gdy szło bardzo kiepsko, niektórzy wykładowcy nie wpisywali nic i polecali, by na egzamin zgłosić się, gdy "będzie o czym rozmawiać". Czy to zdemoralizowałoby uczniów? Rozłożyłoby system na łopatki? Zdezorganizowało misternie układany plan lekcji?

Nie wiem, ale wyobrażam sobie, że przy takim podejściu dzieciaki przynajmniej miałyby poczucie, że szkoła jest dla nich szansą, a nie karą. W szkołach jednak obowiązuje system, który naprawdę potrzebuje rekonstrukcji, a czego nie ma "w systemie", szkoły zapisują w swoich statutach, często z efektem krzywdzącym dla ucznia.