Zdecydowana większość z nas jest przeciętna. Zdecydowana większość naszych dzieci jest przeciętna. Jednak wszyscy bierzemy udział w tym irracjonalnym wyścigu szczurów – w przedszkolu, w szkole, w pracy, nawet w gronie przyjaciół czy najbliższych członków rodziny.
Bo koleżanka z działu dostała awans, a przecież wszyscy widzą, ile czasu spędza na plotkach i kawkowaniu. Bo brat znowu jedzie na wakacje all inclusive do egzotycznego kurortu, a ty ciułasz, żeby spędzić przynajmniej tydzień na Mazurach. Bo Amelka znów dostała od pani w przedszkolu złotą gwiazdkę, a twój Jasiu tylko zielone serduszko. Wiadomo przecież, że zielone serduszko to prawie niebieska chmurka.
Ze wszystkich stron jesteśmy atakowani komunikatami: "Musisz być najlepszy!", "Musisz postarać się bardziej!", "Chcesz osiągnąć sukces, musisz się wyróżniać!", "Wytrwałość jest kluczem w osiągnięciu perfekcji", "Nie zadowalaj się bylejakością", "Rozwój jest niezbędny do osiągnięcia szczęścia". Co za bzdury. To nie można być szczęśliwym w miejscu, w którym się jest? Trzeba tak się zarzynać, ulegać presji, trzeba na każdym kroku udowadniać, że jest się lepszym, że jest się wyjątkowym?
Kiedy trafiłam na film Lisy Conselatore, pomyślałam: "Oho, to nie spodoba się wielu rodzicom...". A potem: "...i właśnie dlatego powinni tego posłuchać".
Lisa przyznaje, że ma dość. Jest zmęczona, jest sfrustrowana. Gonitwa, w której my, dorośli, bierzemy udział, przelewa się na dzieci. Sami to robimy. Od maleńkości wmawiamy dzieciom, że są wyjątkowe. Że są jedyne w swoim rodzaju. Że odbiegają od reszty. W pewien sposób są – dla każdego rodzica jego dziecko jest wyjątkowe, najlepsze, najpiękniejsze, najmądrzejsze. Dla reszty społeczeństwa – niekoniecznie. Nie ma w tym nic złego.
– Wychowywanie dzieci tak, żeby myślały, że są wyjątkowe, to robienie im ogromnej krzywdy. Wiem, że twoje dzieci są dla ciebie wyjątkowe. Moje dzieci są wyjątkowe dla mnie. Jednak żadne z nich, nigdy, nie jest najważniejszą, tą jedną wyjątkową osobą w pokoju. Nikt nie jest. Żyjemy przecież w społeczeństwie, musimy się wzajemnie szanować, a szacunek polega też na rozumieniu, w którym momencie możemy coś dodać od siebie, a w którym mamy po prostu słuchać innych – przekonuje Conselatore.
– W tej walce o to, by każdy czuł się wyjątkowy, by każdy czuł się najcudowniejszą osobą pod słońcem, zawalaliśmy. Przez to dzieci nie mogą zrozumieć i znaleźć swojego miejsca w świecie – dodaje.
Nie zgadzam się ze wszystkim, o czym mówi Lisa. W dalszej części filmu nauczycielka przekonuje, że dzieci nie powinny czuć się równe dorosłym. Że kiedy rodzice traktują je jak przyjaciół, a nie jak dzieci, rodzi się w nich przekonanie, że to one rządzą. Skoro rządzą w domu, mogą rządzić też w przedszkolu, w szkole, w grupie rówieśników.
Nie zgadzam się również z podejściem, że dorosłemu czy starszemu od nas zawsze należy okazywać szacunek przez sam fakt różnicy wieku – szacunek nie ma nic wspólnego z tym, ile mamy lat. Szacunek to dla mnie wrażliwość na drugiego człowieka, chęć usłyszenia go, nawet jeśli się z nim nie zgadzam. Są jednak dorośli, którzy na nasz szacunek nie zasługują. Dlaczego mamy szanować kogoś, kto realnie wyrządza nam krzywdę, np. przemocowego rodzica? Tylko dlatego, że jest od nas starszy i jest rodzicem? Dzieci na szacunek nie muszą "zasłużyć", on im się po prostu należy. Tak jak respektowanie ich granic, emocji.
Tego właśnie brakuje mi w wypowiedzi Lisy. Podkreślenia, że dzieci mają prawo czuć wszystko to, co czują, że nikt nie może im tego odebrać czy karać je za ich uczucia. Choć, jednocześnie, należy je uczyć, że emocje innych osób są równie ważne.
Na koniec przytoczę komentarz, który pojawił się pod filmem Lisy: "Zawsze powtarzam moim dzieciom, że nie są bardziej wyjątkowe niż inni ludzie, ale są tak samo wyjątkowe jak oni". O to chyba właśnie chodzi.