Wspomnienia z przedszkola
Każdy z nas, kto, będąc dzieckiem, chodził do przedszkola, ma z niego szereg wspomnień. Czasem miłych, jak np. spotkania z Mikołajem, czasem takich, które okazały się traumami na całe życie. Sama do dziś wspominam chwile, kiedy na balu przebierańców odliczałam minuty do przyjścia po mnie rodziców, bo byłam bardzo chora i absolutnie nie miałam ochoty na zabawę z przedszkolnymi koleżankami i kolegami.
O swoich doświadczeniach w przedszkolu napisała też na grupie facebookowej pewna kobieta, której przemyślenia zaczęły się od innego postu na profilu Szkoły Minimalnej, dotyczącego monitoringu w placówkach edukacyjnych. Napisała o tym, jak w przedszkolnej sali panie nauczycielki kazały dzieciom usiąść w kółeczku i czekać.
Dzieci nie miały pojęcia na co (a być może po prostu autorka postu tego nie pamięta, co sama przyznaje), ale prawdopodobnie panie musiały wykonać jakąś pracę w spokoju. Być może chodziło o chwilę ciszy i spokoju, by mogły odetchnąć? Tego już się raczej nie dowiemy, ale to nie to jest najważniejsze w komentarzu kobiety.
Karanie dzieci za niesłuchanie pań nauczycielek
Wspomnienie kobiety dotyczy przede wszystkim tego, że dzieci dostały zakaz rozmów, który autorka postu złamała, rozmawiając z kolegą. Dzieci, jak to dzieci — starały się uszanować nakaz, rozmawiały szeptem, ale nie umiały oprzeć się pokusie pochwalenia się sobie zabawkami, które przyniosły ze sobą do przedszkola (pisownia oryginalna – przyp. red.):
"Pamiętam, że mieliśmy siedzieć i czekać po turecku (w kokardkę), nie zmieniać miejsc i w ciszy... Miałam tego dnia w przedszkolu Indianina na koniu. Był dla mnie bardzo ważny i chciałam się pochwalić nim koledze. Kolega też miał jakąś figurkę. Rozmawialiśmy o nich szeptem, siedząc obok siebie. Ale przecież nie wolno było się odzywać.." – pisze w publikacji kobieta.
To, co jest jednak najbardziej szokujące w jej opowieści, to, jak zareagowały na zachowanie dzieci nauczycielki. Maluchy w środku zimy za karę zostały wystawione na taras, na którym było zimno i wszędzie leżał śnieg. W ubrankach, w których były wcześniej w Sali, a drzwi za nimi zamknięto. To była kara za niezastosowanie się do nakazu. Pomyślcie sobie, co byście poczuli w takiej chwili – nie tylko jako dzieci, ale nawet jako dorośli. Taka kara za złamanie zakazu rozmów jest okrutna i kuriozalna, a panie powinny odpowiedzieć za to prawnie.
Sama autorka też tak uważa i zaznacza, że być może nie doszłoby do tej sytuacji, gdyby w przedszkolu był monitoring. Bo panie nie czułyby się bezkarne, nie traktowałyby dzieci przedmiotowo, a z szacunkiem dla nich i ich granic. Dodatkowo problemem jest też to, że system kar funkcjonował i nadal funkcjonuje w placówkach edukacyjnych – i ma się bardzo dobrze, bo wciąż wiele rzeczy jest zamiatanych pod dywan. W tym konkretnym przypadku kara była szczególnie okrutna i negatywnie wpływająca na ich zdrowie fizyczne i psychiczne.
Cały post można zobaczyć tutaj.
Okrutna kara, która mogła zniszczyć zdrowie
Rozumiemy, że te kilkanaście (lub kilkadziesiąt?) lat wstecz świadomość w wychowywaniu dzieci była zupełnie inna, stosowano metody wychowawcze, o których dziś otwarcie się mówi, że są krzywdzące. Ale to także naruszenie podstawowych praw człowieka, stosowanie przemocy wobec dzieci. I najgorsze w tym wszystkim jest to, że bohaterka postu jako dziecko nie widziała tego w ten sposób.
Bo nikt z nią nie rozmawiał, nie uświadamiał dziecka, że ma prawo zaprotestować, powiedzieć rodzicom lub zareagować w jakikolwiek sposób. Że to niezgodne z prawem, narusza jego granice i dodatkowo sprawia, że czuje się jeszcze winna swojego zachowania: "Za karę zostaliśmy wystawieni na taras - w ubraniach takich, w jakich siedzieliśmy, a przypominam, że była to zima, a na tarasie śnieg... Drzwi tarasowe zostały zamknięte... Nie pamiętam, jak długo, ale myślę, że nie ma to najmniejszego znaczenia... Z punktu widzenia mnie, jako dziecka w tamtym czasie - zostałam słusznie ukarana. Nie powiedziałam o niczym rodzicom, ponieważ było mi wstyd, że byłam nieposłuszna (w końcu przecież złamałam zakaz rozmów!)..." – napisała w poście kobieta.
Uczcie dzieci reagowania
Nasz apel i lekcja, którą warto wyciągnąć z tej opowieści, są jasne. Rozmawiajcie ze swoimi dziećmi o ich prawach, o tym, że mają prawo czegoś nie akceptować, że są sytuacje i zachowania, które mogą naruszać ich granice. I że jeśli tylko znajdą się w sytuacji, która nie będzie dla nich komfortowa, powinni o tym powiedzieć rodzicom. Kolejnym problemem jest to, że ich poczucie bezpieczeństwa i prawo do ochrony zdrowia (psychicznego i fizycznego) są naruszane w placówce edukacyjnej, gdzie są pod opieką wykwalifikowanej kadry.
To nauczycielki powinny najlepiej wiedzieć, jak tragiczne skutki mają takie zachowania wobec dzieci. To one mają wykształcenie pedagogiczne i powinny wiedzieć, że naruszanie granic dziecka, karanie go w taki sposób sprawi, że wiele z tych maluchów w dorosłym życiu wyląduje na kozetce psychologa. To one powinny im zapewnić spokój i poczucie bezpieczeństwa, a tymczasem wymierzają dzieciom kary w okrutny sposób, którego być może by nie było, gdyby posiadały w sobie cień empatii wobec maluchów.
Dzieci to przecież ludzie, którym czasem trudno zastosować się do wymagań dorosłych. I trzeba to wiedzieć i rozumieć, szczególnie jeśli decydujemy się na pracę z dziećmi. Bo ich rodzice pokładają w nich wiarę, że dobrze zaopiekują się ich pociechami i wypełnią swoje zawodowe obowiązki.