Zaczynamy w zasadzie jeszcze przed przedszkolem. Spieszymy się na zakupy albo do lekarza, więc pomagamy dziecku się ubrać, a w zasadzie mimo jego protestów i powtarzania "ja siam", robimy to za nie. Karmimy łyżeczką, bo nie chce nam się sprzątać bałaganu. Tłumaczymy przy tym cierpliwie, bo chcemy, żeby dzieci były samodzielne, a frustracja i zmęczenie narastają.
Reklama.
Reklama.
Rodzice dzielą się na nauczycieli i tych wyręczających. Różnice między nimi są widoczne na pierwszy rzut oka.
Rodzic wyręczający sam dodaje sobie obowiązków i uczy dziecko, że nie musi o niczym pamiętać i z niczym się zmagać. Rodzic wszystko zrobi za nie.
Nauczyciel wymaga, godzi się na brak perfekcji i wychowuje człowieka silniejszego psychicznie i bardziej samodzielnego.
Nawet jeśli czasem się potkniesz, nie poddawaj się - warto zostać nauczycielem dziecka. Skorzystacie na tym oboje.
Takie zachowanie cechuje rodziców wyręczających. Drugi popularny typ, to nauczyciele. Ale czy każdy z nas ma dość cierpliwości, by zostać nauczycielem własnego dziecka i czy jest się o co zabijać?
Rodzic wyręczający
W codziennym pośpiechu wiesz, że ty zrobisz pewne rzeczy szybciej i lepiej niż dziecko. Bierzesz na siebie jego obowiązki. Ogarniasz pokój, pakujesz szkolny plecak i bieliznę na kolonie. Jesteś spokojniejsza, że wszystko zostanie zrobione tak, jak trzeba. Perfekcyjnie. Chcesz mu pokazać, jak robić to dobrze, wydajnie, szybko, bez zbędnego przeciągania.
Jednocześnie, kiedy o czymś zapomnisz, masz wyrzuty sumienia, bo jesteś dorosła, odpowiedzialna i sama nadałaś sobie te obowiązki. "Moja wina" - bijesz się w piersi, a można tego uniknąć. Wiesz przecież jak, tylko wtedy musiałbyś odpuścić. Może zaakceptować brak perfekcji, może bałagan, a może patrzeć, jak dziecko mierzy się z porażką, zawodem...
Rodzic wyręczający często jest zmęczony, sfrustrowany, przeładowany. Nic dziwnego, przecież musi wykonywać obowiązki dwóch, trzech lub jeszcze więcej osób.
Rodzic-nauczyciel
Często się spóźnia, bo czeka, aż dzieci się ogarną. W oczach wielu nic nie robi, ale tak naprawdę jest zaangażowany, pomocny, jest przewodnikiem i jest gotów nieść pomoc dzieciom. Ale się nie wyrywa. Obserwuje zmagania, pomaga sprzątać, ale nie robi za dziecko. Pokazuje cierpliwie, jak wykonać czynność, ale też wymaga, żeby dziecko podejmowało próby.
Zdaje sobie sprawę, że rola rodzica to nie sprint, a maraton. Skupia się na tym, żeby dziecko było samodzielne. Daje mu prawo do słabości i popełniania błędów. Podpowiada, jak wyjść z opresji, jest wsparciem, ale pozwala też ponosić naturalne konsekwencje. Nawet kiedy pęka mu serce.
Zamiast pakować dziecku walizkę, pomaga sporządzić mu listę, co przyda się na koloniach. Wierzy, że jeśli dziecko zapakuje ją samo, będzie wiedziało, gdzie co ma. Rodzic-nauczyciel do przedszkola z dzieckiem przychodzi wcześniej, aby zdążyło się samo przebrać, pozwala mu spokojnie samodzielnie zjeść obiad, nawet ten niedzielny u babci, kiedy ryzyko zabrudzenia najlepszej sukienki jest duże.
Czyje dziecko ma łatwiej?
A to zależy. Pytasz o tu i teraz, czy o przyszłość? I jeszcze jedna kwestia - czy łatwiej znaczy lepiej? Łatwiej pewnie jest dziecku nie uczyć się wiązać butów, ale prędzej czy później będzie musiało osiągnąć tę umiejętność. Rodzic-nauczyciel załatwi sprawę wcześniej, bo to w przyszłości przyspieszy wychodzenie z domu, choć dziś trwa to wieki. Wyręczający załatwi szybkie wyjścia teraz, ale straci więcej czasu w przyszłości.
Wyręczający uchroni dziecko przed wieloma porażkami, bo zadba, żeby praca domowa była odrobiona, a lektura przeczytana. Ale działa na dziecko trochę jak Librus - pamięta za nie. Nauczyciel nie raz zobaczy łzy na twarzy swojego dziecka, bo zapomniało oddać na czas pracę na konkurs i wygrana przeszła mu koło nosa, ale może być pewien, że dziecko w końcu zacznie zapisywać w kalendarzu, co ma do zrobienia.
Tu i teraz ma łatwiej ten, za kogo robi mama czy tata, ale kiedyś przestaną. A wtedy łatwiej będzie miał ten, którego rodzice nauczyli samodzielności. Proste i logiczne, ale to nie jedyna różnica między tymi dziećmi.
Dzieci wyręczane
Rodzic wyręczający uczy dziecko, że jedyna słuszna droga, to dążenie do perfekcji. Jeśli nie jest w stanie jej osiągnąć, jest gotowe tworzyć wokół siebie iluzję, żeby nikt się nie zorientował. W jego głowie rodzi się przekonanie, że nie jest w stanie sprostać oczekiwaniom rodziców. Czuje, że nie jest dla nich dość dobre.
W przyszłości musi się nauczyć później tego, co rówieśnicy już umieją. Oczywiście można dziecko pakować jeszcze na studiach, ale w końcu będzie musiało zmierzyć się i z wymaganiami świata i z samodzielnością i z porażką. Przepuściło wcześniej wiele cennych lekcji, więc jest to dla niego doświadczenie nowe i trudne.
Wychodzi z rodzinnego domu bez narzędzi, które pomogłyby mu poradzić sobie z trudnymi emocjami. W jego mózgu nie ma połączeń, do których mogłoby się odwołać, żeby przejść przez tunel emocji. Część z nich poradzi sobie z tym samodzielnie, inni zalegną na kozetce psychologa.
Dzieci uczone
Skarżą się nie raz w wieku wczesnoszkolnym, że koleżanki mama, jak u niej są, przynosi lody i zabiera miseczki. W ich domu tak się nie dzieje. Same drepczą do zamrażarki, nakładają odpowiednie porcje i muszą po sobie posprzątać. Pranie muszą składać z mamą lub tatą i ćwiczyć tę umiejętność, a potem powkładać rzeczy do szafek. Jeśli nie wyniosą brudnych ubrań - nikt ich nie wypierze.
Te dzieci szybko uczą się, że ich działanie (lub jego brak), ma konsekwencje, nie zawsze przyjemne. Ale kiedy muszą same coś zrobić, zwykle wiedzą, jak się za to zabrać. Wiedzą, jakie mają danego dnia lekcje i pamiętają, żeby kupić koledze prezent urodzinowy.
Są samodzielne, lepiej osadzone w realiach i pełne wiary we własne możliwości. Nie raz doświadczają drobnych porażek, ale wyciągają wnioski i wytwarzają własne strategie wychodzenia z opresji. Wiedzą, że nie da się wiedzieć wszystkiego, więc nie boją się prosić o pomoc. Wiedzą, że bardziej doświadczeni (na początku rodzice, potem inni ludzie), mogą podpowiedzieć im rozwiązania.
Jak zostać nauczycielem dziecka
Każdy rodzic czasem potyka się, a nawet upada. To zupełnie naturalne, że w gorsze dni zdarza nam się postępować, jak ten wyręczający, choć chcemy być nauczycielem. Ale to też jest lekcja - dajemy sobie i dzieciom prawo do słabości. Nigdy jednak nie daj sobie wmówić, że jeden błąd przekreśla miesiące pracy.
Nie raz zdarzy się, że spotkasz się z oporem dziecka, kiedy poprosisz, żeby zrobiło coś samodzielnie. To normalne, zwłaszcza jeśli dotąd je wyręczałaś. Czasem i ono może mieć słabszy dzień i oczekiwać więcej wsparcia. Dla dziecka wychodzenie ze strefy komfortu i przejmowanie nowych obowiązków też nie jest łatwe, ale bardzo cenne. Za każdym razem uczy się czegoś nowego.
Robienie kanapek czy mycie podłogi jest dla ciebie proste, bo robiłaś to już milion razy. Ale dziecko nie. Pamiętaj, że jego wyobraźnia i zdolności manualne są inne od twoich. Zanim zrobi to naprawdę dobrze, musi spróbować kilkanaście, a może kilkadziesiąt razy. Czasem trzeba się zgodzić na mniejszą precyzję, czasem przymknąć oko, nigdy nie poprawiać, a jedynie podpowiadać.
Chwal zawsze starania, nie tylko efekty. Mów o tym, że jesteś dumna, że doceniasz pomoc. Zachęcaj i ułatwiaj, ale nie wyręczaj. Przynajmniej niech to nie będzie stałą praktyką.