W czwartek na nas wszystkich spadła jak grom z jasnego nieba informacja o sytuacji w Ukrainie. U dorosłych wywołała niepokój, ale i silną mobilizację. Co jak co, ale my, Polacy, gdy potrzeba potrafimy pomagać jak nikt inny. W samym środku tego, co się dzieje, znalazły się także nasze dzieci, których życie po raz kolejny w przeciągu 2 lat mocno się zmieniło. Ich poczucie bezpieczeństwa znowu zostało wystawione na próbę.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Rozmowy o wojnie nie są łatwe, ale potrzebne zarówno dorosłym, jak i dzieciom.
Nie chodzi tylko o tłumaczenie, czym jest wojna, ale o rozmowy o wszystkim, na co wpłynęła.
Nie można udawać, że nas nie dotyczy. Jeśli twoje dziecko chodzi do szkoły, możesz być pewna, że w szkole zdobyło niebezpieczną mieszankę informacji.
Ostatnie dni to dla nas wszystkich trudny czas, ale jest on też trudny dla naszych dzieci. Specjaliści apelują, by zwracać uwagę na to, jakie informacje docierają do naszych pociech, gdyż te niedostosowane do wieku mogą na nie mieć bardzo negatywny wpływ. Eksperci są zgodni, że jeśli dziecko pyta o wojnę, koniecznie należy na te pytania odpowiadać. Ale co jeśli nie pyta? A może to my zajęci przeżywaniem sytuacji, pomaganiem, nie słyszymy i nie widzimy, jak reagują? To od nas dorosłych będzie zależało, jak nasze dzieci poradzą sobie z tym, co aktualnie dzieje się w Ukrainie i na świecie. Wojna to kolejna w krótkim czasie informacja (po pandemii), która może zachwiać poczuciem bezpieczeństwa naszych dzieci. Jedna rozmowa to zdecydowanie za mało.
W szkole dowie się wszystkiego
Moja córka ma 8 lat i sama z siebie nie zapytała o wojnę ani razu. Zgodnie z zaleceniami ekspertów, nie zaczynałam tematu. Nie posadziłam na kanapie i nie powiedziałam "bo wiesz, u naszych sąsiadów jest wojna". Ale córka ma w szkole i klasie dzieci z Ukrainy, więc miałam pewność, że temat się pojawi. Czekałam, podpytywałam delikatnie, ale córka w czwartek absolutnie nie podejmowała tematu. W piątek wróciła ze szkoły przerażona, nadal nie chcąc powiedzieć sama z siebie, co się stało.
Nie będę pomagać!
Pierwszą informacją, jaką dostałam od dziecka o wojnie, było to, że ona nie zamierza nikomu pomagać, "bo Rosja nas zaatakuje". Wystarczyły dwa dni w szkole, by dzieci wymieniły się informacjami, że grozi nam (matkom i dzieciom) niewola, a ojcowie pójdą z broni a walczyć na front. Szczegóły udało się wydobyć w długim i delikatnym procesie dopytywania. Zaczęłam od ukraińskich flag rozwieszonych w szkole, a ona tylko powiedziała, że jej się to nie podoba i nie chce się solidaryzować...
Jedna rozmowa to za mało
Dzieci mają małą wiedzę o świecie, tak wiele rzeczy jeszcze nie rozumieją. To nie tak, że raz przeprowadzimy jedną rozmowę i będzie ok. Co więcej, nie możemy zapominać, że dzieci, idąc do szkoły, będą ciągle wymieniać się "nowo zdobytymi" informacjami. Weekend był ciężki. Był procesem rozmów wyjaśniających, uspokajających i tłumaczących. Przytulania i bliskości. Jednak dziś jestem pewna, że córka wróci ze szkoły z nową porcją informacji, które trzeba będzie przepracować i uporządkować, a część pewnie sprostować.
Nie tylko w domu
Po sytuacji, która miała miejsce, natychmiast zgłosiłam sprawę do wychowawczyni. Uważam, że skoro dzieci są tak rozemocjonowane w szkole, szczególnie że część kolegów urodziła się w Ukrainie i ma tam rodziny, należy poruszyć temat w klasie. Nie każdy rodzic wie, jak rozmawiać dziećmi, część na pewno nie rozmawiała w ogóle. Nie ma tu miejsca na to, by to była tylko sprawa poruszona w domu. Pamiętajmy, że w szkołach są psychologowie, którzy mogą wesprzeć wychowawców i rodziców w rozmowach dziećmi. Jeśli szkoła sama z siebie tego nie zrobiła, prośmy o to!
Dziś dostałam informację, że szkolna psycholożka przygotowała wszelkie materiały dostosowane do wieku dzieci, tak by wychowawcy mogli rozmawiać na tematy, które nurtują najmłodszych. Ale pamiętajmy, że to nie tylko zadanie szkoły. Niezwykle ważne jest to, gdzie teraz nasze dzieci spędzają czas, co mówią dziadkowie, co słyszą na ulicy i co mówi wujek, czy ciocia, co mówi pan w sklepie. Zwróćmy uwagę, jak przy dziecku mówi się o Rosjanach i o Putinie, jakich określeń się używa i jakie emocje nam towarzyszą. Co słyszy dziecko, gdy rodzic ogląda filmik na telefonie, co mówią w radiu. Kto jak kto, ale dzieci chłoną jak gąbki, a ze skrawków informacji tworzą obraz nie zawsze zgodny z prawdą, ale często przerażający.
Potrzebna rozmowa, ale nie tylko o wojnie
Pamiętajmy również, nie chodzi tylko o nasze dzieci. Dyrektor szkoły mojej córki zwrócił uwagę na fakt, że w szkole są nie tylko dzieci z Ukrainy, ale i z Rosji. Niezrozumienie ze strony dzieci także może sprawić, że kolega, który do tej pory był lubiany, zostanie odrzucony, bo jest Rosjaninem. Rozmawiajmy o tym, że to nie wina dzieci, że mogą lubić i bawić się ze swoimi kolegami bez względu na ich pochodzenie.
Wielu z nas teraz bardzo skupia się na pomocy i jest to piękne. Szkoła od razu zaangażowała się w zbiórkę i inne formy pomocy, ale nie brakuje także oznak solidarności z Ukrainą. Zaangażowane są dzieci, ale o tym także koniecznie trzeba rozmawiać. Przeraziło mnie, że moje dziecko, które zawsze chętnie pomaga, oddaje zabawki potrzebującym, zbiera pieniądze na WOŚP, w tej sytuacji nie chce absolutnie pomagać. Oczywiście jest to zrozumiałe, że przestraszyła się o swoje bezpieczeństwo i bezpieczeństwo swojej rodziny. Ale dlatego też tak ważne jest wyjaśnienie, dlaczego pomagamy.
Przy pierwszej szykowanej przez nas paczce miała mieszane uczucia. Sama podjęła decyzję, co z listy kupimy i sama zaniosła. Nie miała poczucia, że robi dobrze, bo nadal w tle był lęk. Zadała pytanie, czemu "musimy pomagać"? Nie wystarczy powiedzieć, że tak wypada i tak trzeba. Z każdą kolejną paczką jest lepiej, ale widzę, że to proces wymagający wielu rozmów.
Nowe informacje
Dziś dzieci wrócą ze szkół z nowymi informacjami, zupełnie innymi niż w zeszłym tygodniu. Jedno z dzieci może ma pod dachem obcą rodzinę z Ukrainy, inne wie, że ciocia już przekroczyła granicę i jest bezpieczna, ktoś może wie, że dziadek tam został, bo jest zbyt schorowany na podróż. Kogoś wujek został w Ukrainie, bo nie mógł przekroczyć granicy, a inny wyruszył z Polski, by walczyć. W weekend zadziało się wiele i nadal wiele będzie dziać. Czyjaś mama cały weekend sortowała paczki, a tata pojechał na granicę, by wozić ludzi. Ktoś nie pojechał do babci na Lubelszczyznę, choć taki był plan.
Nie da się dzieci od tego odciąć, sami przeżywamy, puszczają emocje, płaczemy, mobilizujemy się i pomagamy, staramy się nie dopuszczać informacji, że może to spotkać nas ten sam los, a czasem ukradkiem szykujemy podręczny bagaż i sprawdzamy ważność paszportów. Dzieci widzą i czują, że w każdym domu w czwartek zmieniło się absolutnie wszytko.