Reklama.
Nie mogę już znieść tej zbiorowej maniery (o ile tak to można nazwać) krytykowania matek przez matki. Czy nie mogłybyśmy się opamiętać? To toksyczne, niezdrowe i niszczące! Wszystko wiemy najlepiej. Wiemy, jak wychowywać cudze dzieci, jak je leczyć, jak wybierać im nianię, jak rozmawiać z ich ojcem, żeby dziecko nie miało zwichrowanej psychiki. Doprawdy skoro same jesteśmy takie mądre, jak to możliwe, że ponosimy wychowawcze porażki?
Ot, choćby sytuacja sprzed kilku dni. Wyszłam z dzieckiem na plac zabaw, do parku. Akurat spadł śnieg, chcieliśmy zrobić bitwę na śnieżki.
Nigdy nie lubiłam placów zabaw. Rozmów o karmieniu, kupach, chorobach o tym i owym. Najbardziej jednak nie znosiłam długich i gorących dyskusji na temat innych matek (oczywiście nieobecnych). Ta jest nieodpowiedzialna, bo pozwala bawić się córkom w piaskownicy bez butów, inna ubiera niemowlaka za lekko, trzecia przegrzewa, a czwarta. Ba, czwarta, to już najgorsza patologia. „Ona w ogóle nie zajmuje się małą, cały czas wisi na telefonie".
Tym razem było podobnie. Grupa „pleciuszek" przystępowała z nogi na nogę. „A Kaśka to się rozwodzi. Bardzo kiepsko znosi to jej Anielka, dlaczego nikt z nią nie poszedł jeszcze do psychologa. Nie uważacie, że to dziwne?". „A u Kowalskich to wciąż się kłócą, biedne te maluchy". Minuta przysłuchiwania się tym „uroczym" dialogom (naprawdę nie było za bardzo gdzie stanąć, żeby tego nie słuchać) doprowadziła mnie do palpitacji serca. Czułam się jak wyżęta ścierka. Cała dobra poranna energia wypłynęła ze mnie Licho Wie Gdzie.
Idźmy dalej. Wchodzę na jedno z internetowych forum dla matek. Inicjatywa piękna. Zbawienie dla matek młodych, niedoświadczonych, szukających wsparcia. Sama mam mnóstwo wspaniałych koleżanek poznanych dzięki jednemu z takich forum (całuje was, kochane!) Wszystko byłoby idealne gdyby nie fakt, że na niektórych tych forach poziom jadu zabiłby nawet tyranozaura. Niektóre z nas nie potrafią napisać po prostu: „Wiesz, kiedy ja byłam w podobnej sytuacji zrobiłam to i to. Może w czymś ci to pomoże". Wolą przywalić: „Co za durne pytanie", „Jak możesz tego nie wiedzieć", „Nie wiem, jak matka mogła dopuścić do czegoś takiego". „Powinnaś to i tamto". Doprawdy gratuluję każdej z nas, która wie co „ta druga" powinna. Jaką trzeba mieć wiedzę, doświadczenie, intuicję, żeby odważyć się na takie sformułowanie nie znając dokładnie historii życia drugiej kobiety, jej emocjonalności, szeregu takich, a nie innych przypadków, które wpływają na to kim jesteśmy i jak żyjemy.
Ja też słyszę non stop uwagi dotyczące tego, jak wychowuje syna. Czasem są kierowane do mnie bezpośrednio, czasem koleżanka koleżance, a ja i tak się dowiaduję (wszystkie przecież wiemy, jak to działa). „To niedobrze, że on słodzi herbatę miodem", „Dlaczego nie wysyłacie go teraz na obóz?", „Jest nadopiekuńcza!", „Nie jest w ogóle opiekuńcza" „Powinna zmusić go, żeby był bardziej aktywny". „Nie powinna go do niczego zmuszać". Bardzo cieszę się, że tak wiele z was wie, jak powinnam wychowywać syna. Ale przepraszam, to ja go wychowuję. Nie doradzajcie mi, szczególnie, gdy o to proszę, nie pytam. Przestańcie lepiej ode mnie wiedzieć, czego potrzebuje mój syn, mój mąż i moja rodzina.
Obiecuję to samo. Nie jestem święta, wiem. Pewnie rzadziej mówię, częściej myślę. Ale od dziś będę łapać się na tym ocenianiu i zastanawiać się nie nad tym, jak mam zmienić drugą matkę, tylko dlaczego w ogóle coś takiego przychodzi mi do głowy.
A dlaczego przychodzi mi (nam) to do głowy? Bo wszystkie mamy pewien „wdrukowany" schemat, jak ma wyglądać macierzyństwo i ciężko nam dopuścić, że macierzyństwo może być różne. Bez wartościowania. Bo czujemy się bezpiecznie krytykując innych (bo przecież to znaczy, że my jesteśmy świetne, poza tym fajnie jest występować w roli eksperta). Bo to w końcu odwraca naszą uwagę od własnych „macierzyńskich" błędów, uwalnia od poczucia winy i lęku, że w czymś się nie sprawdzamy. Zawsze lepiej skrytykować trawę sąsiada, niż zobaczyć, ze nasza nie jest idealna, prawda?
PS. Jednocześnie dziękuję wszystkim moim bliskim koleżankom i przyjaciółkom, które POPROSZONE przeze mnie o pomoc, SŁUCHAJĄ mnie i bez surowego OCENIANIA doradzają delikatnie, co mogę zrobić, by być lepszą matką.