Zaniepokoił mnie płacz dobiegający z pokoju dziecka. Miało czytać lekturę

Redakcja MamaDu
24 września 2024, 12:56 • 1 minuta czytania
Wielu rodziców zauważa, że uczniowie niechętnie czytają lektury. Jednak to nie lenistwo! Daje do myślenia fakt, że często nawet te dzieci, które uwielbiają czytać i chętnie sięgają po książki, mają kłopot ze szkolnymi propozycjami. Nasza czytelniczka zastanawia się, czy problemem są same lektury, a może to kwestia tego, jak należałoby do nich podchodzić?
Jak to możliwe, że jednego dnia dziecko pochłania całą książkę, drugiego płacze nad lekturą? Fot. 123rf.com
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

"Córka właśnie zaczęła czwartą klasę szkoły podstawowej. To duża zmiana po edukacji wczesnoszkolnej, ale widzę, że staje się coraz bardziej samodzielna i całkiem nieźle odnajduje się w nowych obowiązkach. Do tej pory sporo pomagałam Ali w nauce, teraz oczywiście nadal chcę ją wspierać, ale uważam, że to najwyższa pora, by sama planowała naukę i pilnowała terminów. Tyczy się to także samodzielnego czytania lektur.


Takie powinny być lektury?

Alicja dobrze radzi sobie z czytaniem i generalnie bardzo lubi czytać książki. Z lekturami jednak bywa różnie. Świetnie to sama pamiętam ze swojej szkoły. Dla mnie to było skutecznie zniechęcania do czytania. Gdy córka przyniosła do domu 'Kajko i Kokosz: Szkoła latania', ucieszyłam się. Pomyślałam, ale fajnie, że wśród lektur teraz są komiksy. Dobry pomysł na początek roku szkolnego: mało tekstu i lekka forma. A przynajmniej tak mi się zdawało.

Nagle zaniepokoił mnie płacz dobiegający z pokoju córki. Ala poszła czytać lekturę, ale pomyślałam, że coś się stało w szkole i teraz odreagowuje. Córka wyznała jednak, że chodzi o książkę, a raczej o to, że absolutnie nie rozumie tego, co czyta. Byłam w szoku.

Choć czyta dużo i bez problemu, to ta 'lekka' lektura okazała się nie lada wyzwaniem. Choć sama coś niecoś pamiętam z historii Kajko i Kokosza z własnego dzieciństwa, to gdy zasiadałam nad tym komiksem, zrozumiałam, że dla współczesnych dzieci to absolutna abstrakcja.

Pomijając fakt zupełnie nieczytelnej czcionki, w treści znalazło się sporo słow, które dla dzisiejszych 10-latków są na tyle niejasne, że nawet ciężko złapać kontekst, np.: imitator, do kroćset, lelum polelum, szlafmyca, negliż, splądrować... To im nic nie mówi.

Zbyt trudna koncepcja

To nie pierwsza lektura, która stanowi wyzwanie dla dzieci. Z jednej strony to dobrze, bo powinny poszerzać swoje horyzonty. Mam jednak wrażenie, że mimo zmieniającego się kanonu lektur trafiają na listę pozycje, które zamiast zachęcać, to nadal zniechęcają dzieci do czytania.

To kolejna lektura, która wywołała łzy i frustrację u mojego dziecka. I może to nie jest kwestia samych książek a podejścia do ich czytania? Ta sytuacja udowodniła, że jednak muszę czytać z córką, nie dlatego, że nie potrafi tego dobrze sama, ale dlatego, że absolutnie nie rozumie tego, co czyta i potrzebuje na bieżąco tłumaczenia niektórych słów, zwrotów czy objaśniania zachowań bohaterów. Nie każde dziecko może jednak na to liczyć. Może rozwiązaniem byłoby czytanie w klasie?

Zdawałoby się, że wiele pozycji jest ponadczasowych, ale nasze dzieci żyją w zupełnie innej rzeczywistości i warto to wziąć pod uwagę. W innym wypadku totalnie zniechęcimy je do czytania czegokolwiek, a chyba nie o to chodzi?".

Czytaj także: https://mamadu.pl/177001,ta-lektura-szkolna-powinna-byc-wycofana-szkola-zabija-milosc-do-ksiazek