Dobór szkolnych lektur to jeden z problemów w polskim systemie edukacji, z którym nadal walczą nauczyciele, rodzice i dzieci. Lista jest obszerna, a wiele rekomendowanych pozycji jest zbyt trudnych dla uczniów. Pewien ojciec pokazał na przykładzie sprawdzianu, dlaczego dzieci nie chcą czytać lektur.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
O tym, jak źle dzieje się w polskim systemie edukacji, chyba nie trzeba już nikomu mówić. Każdy, kto ma w szkole dzieci albo pracuje w placówce edukacyjnej, widzi, ile wysiłku należy włożyć w naprawę polskiej szkoły. To, jak potrafi niszczyć w dzieciach naturalną ciekawość świata, chęć zgłębiania wiedzy, pokazujemy często na przykładzie różnych sprawdzianów czy kartkówek. O jednej z takich sytuacji na swoim profilu na platformie X (dawniej Twitter) napisał Grzegorz Marczak, właściciel i redaktor naczelny portalu Antyweb.pl związanego z technologiami.
Dziennikarz zamieścił zdjęcie stosu arkuszy, które były sprawdzianem w szkole podstawowej jego dziecka. Do zdjęcia dołączono tekst: "Przypomniał mi się rok 2019, kiedy opisywałem kuriozalną sytuację: 'Takie wyzwanie funduje pani od j. polskiego w podstawówce. Po przeczytaniu jak na ten wiek niełatwej lektury pani przesłała pytania do książki jako formę sprawdzianu. Na każdą z 12 ksiąg Pana Tadeusza jest ok. 30 pytań, na które dziecko ma odpowiedzieć, pisząc ręcznie na wydrukowanych arkusza. Łącznie jest więc ok. 360 pytań!!!'. I dlatego po podstawówce wypisałem dzieci z tego systemu".
Rozumiecie? 360 pytań z jednej książki. Kiedy widzę to zdjęcie i słowa Marczaka, przypomina mi się własna szkoła i wiele sprawdzianów z tego, jakiego koloru oczy miała Zosia w "Panu Tadeuszu" i jak nazywał się sąsiad Justyny Orzelskiej w "Nad Niemnem".
Szkoła dzieciom obrzydza książki
Sama kochałam książki, ale to, jak egzekwowane jest w szkołach czytanie lektur to jakiś żart. Poza tym, kto to słyszał dawać do czytania taką skomplikowaną książkę w podstawówce? Wiem, że to jedna z najważniejszych pozycji w polskiej literaturze. Sama w pełni ją zrozumiałam i umiałam czerpać przyjemność z jej czytania dopiero na studiach, jako dorosła osoba, która dobrowolnie zdecydowała się studiować literaturę.
Zamiast nauczyć dzieci czytania dla siebie, zarażania ich pasją do książek i ciekawych historii, to na języku polskim wypytuje się na wyrywki z drobiazgów. Jakby to faktycznie miało potwierdzić fakt, że uczeń czytał książkę. Jeśli znał odpowiedzi na wszystkie pytania, to zapewne dokładnie przeczytał streszczenie albo repetytorium z kluczem odpowiedzi.
Nie ma co się łudzić, że uczeń zapamiętał takie drobiazgi po faktycznym przeczytaniu książki. Szczególnie jeśli, tak jak Marczak, mówimy o "Panu Tadeuszu", który jest napisany wierszem, czyli nie do końca naturalnym językiem dla uczniów szkoły podstawowej.
Niedziwne, że uczniowie są niechętni do czytania. Jeśli w szkołach zamiast zarażania miłością do książek wciąż daje się małym dzieciom do czytania książki napisane przestarzałym językiem, wypytuje tylko o drobne szczegóły i rzeczy, które w naturalnym czytaniu dzieła mogą umknąć, to potem nie ma co się dziwić, że dzieci nie chcą czytać lektur szkolnych i mają w ogóle uraz do czytania...