
Zamiast uczyć, muszę nadążać za politykami
Zawsze mnie dziwiło, że o tym, jak powinno wyglądać nauczanie w szkołach, decydują osoby, które nie mają bladego pojęcia o rzeczywistości szkolnej. Politycy, którzy często nie mają dzieci w wieku szkolnym, a ich doświadczenie ze szkołą kończy się na latach własnej edukacji, powinni przestać narzucać swoją wolę nauczycielom, którzy codziennie walczą z realiami pracy w szkole. Ostatni pomysł pana Mentzena o tym, żeby uczelnie były płatne, też był jakąś ideologią z jego bańki.
Jako nauczycielka, która przez lata uczyła historii i WOS-u, a teraz będzie uczyć edukacji obywatelskiej, czuję się zobowiązana do podzielenia się moimi emocjami. Każdy dzień w szkole to nie tylko prowadzenie lekcji, ale także walka z ciągłymi zmianami. Przedmioty się zmieniają, podstawy programowe ewoluują, a my, nauczyciele, musimy nadążać za tymi przepisami, które zmieniają się jak w kalejdoskopie.
Zamiast skupić się na tym, co naprawdę ważne – na uczniach, na ich nauczaniu i przygotowaniu do dorosłości – jesteśmy zmuszeni do ciągłego przystosowywania się do nowych wymagań, które są często oderwane od realiów. Wprowadzanie nowych przedmiotów, zmiana programów nauczania, wydłużające się procedury oceniania, to wszystko sprawia, że nasze obciążenie zawodowe staje się coraz większe.
Nikt nie pyta ekspertów, ustalają przepisy bez konsultacji
Do tego dochodzi kwestia matury. Przygotowanie do matury to prawdziwa próba sił. Politycy, którzy wprowadzają zmiany w tym zakresie, nie zdają sobie sprawy, jak ogromne to obciążenie – zarówno dla uczniów, jak i dla nauczycieli. Naszym zadaniem nie jest tylko nauczanie, ale także pomoc uczniom w przejściu przez tę trudną ścieżkę edukacyjną.
Ciągłe zmiany w wymaganiach i organizacji sprawiają, że zamiast dawać im to, czego naprawdę potrzebują, my, nauczyciele, zostajemy zmuszeni do biegania za zmieniającymi się wymaganiami. Jak można decydować o edukacji, nie rozumiejąc jej podstawowych zasad? Tymczasem w MEN ciągle wymyślają jakieś rzeczy, które później nijak się w prawdziwym życiu szkolnym nie sprawdzają. Już dość czytamy przez rok na temat tego, jak zadziałała likwidacja obowiązkowych prac domowych w podstawówkach.
To skandaliczne, że politycy, oderwani od rzeczywistości szkolnej, którzy rzadko rozmawiają z nauczycielami, nie rozumieją, jak bardzo jesteśmy obciążeni i jak trudna jest nasza praca. Być może warto w końcu wysłuchać głosu nauczycieli, którzy każdego dnia zmagają się z tymi wyzwaniami. To my znamy naszych uczniów, to my znamy ich potrzeby i to my najlepiej wiemy, jak wygląda codzienność w polskiej szkole.