Szkolne realia zasmucają. Brak papieru w toalecie to dopiero początek łamania praw

Martyna Pstrąg-Jaworska
20 kwietnia 2023, 11:40 • 1 minuta czytania
W polskich szkołach nagminnie i na wielu płaszczyznach narusza się prawa uczniów. To już nawet nie teza, a potwierdzony badaniami fakt. Stowarzyszenie Umarłych Statutów opublikowało wyniki ankiet uczniów, które pokazują smutną prawdę o szkolnictwie. Polskie szkoły nie pozwalają uczniom na samodzielność, a przy tym sprawiają, że dzieci w szkole czują się po prostu źle.
Badanie o prawach ucznia w szkołach pokazuje, jak smutna jest szkolna rzeczywistość. fot. GAZETA WROCLAWSKA PIOTR KRZYZANOWSKI/POLSKA PRES GRUPA/Polska Press/EastNews
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Czy pełnoletni uczniowie mogą sami o sobie decydować?

W Polsce od 2018 roku działa Stowarzyszenie Umarłych Statutów (oficjalnie zarejestrowane w 2020 roku), które najpierw zajmowało się badaniem respektowania praw uczniów pełnoletnich w szkołach. Organizacja sprawdzała, czy szkoły zgadzają się na to, by pełnoletni uczniowie faktycznie mogli sami o sobie decydować, bo tak przewiduje prawo m.in. oświatowe. W praktyce oznacza to zgodę placówki np. na samodzielne usprawiedliwianie nieobecności i rezygnowanie z lekcji religii bez udziału rodziców. Według prawa oświatowego pełnoletni uczniowie w szkołach ponadpodstawowych mogą:

W prawie nie ma jednak regulacji dotyczącej np. tego, czy pełnoletni uczeń może w czasie przerw opuszczać teren szkoły i czy może zastrzec wgląd w swoje oceny rodzicom. Młodsze dzieci są zobowiązane do pozostania w czasie trwania zajęć lekcyjnych w szkole (nawet jeśli mają tzw. okienko), bo według prawa w czasie lekcji są pod opieką nauczycieli. Gdyby im się coś stało, odpowiedzialność spoczywa na pedagogach.

W przypadku pełnoletnich uczniów nie jest to do końca jasne, bo nad nimi nauczyciel nie ma obowiązku sprawować nadzoru. Uczeń posiadający 18 lat może "zrezygnować" z opcji sprawowania nad nim opieki przez nauczyciela. W przypadku ocen i ich jawności dla rodziców raczej jasne jest, że każdy rodzic ma dostęp do elektronicznego dziennika, więc po skończeniu przez ucznia 18 lat, może on wystąpić o to, by tylko on miał dostęp do własnych ocen. Nie ma bowiem żadnych przepisów regulujących to lub wprost tego zakazujących.

Szkolny statut w wielu punktach łamie prawo

Stowarzyszenie Umarłych Statutów przyjrzało się, jak prawo działa w polskich szkołach. Zbadało funkcjonowanie placówek i zapytało uczniów pełnoletnich o to, czy faktycznie w praktyce mogą o sobie decydować. Według raportu z badań, który opublikowano w formie e-booka "Prawa uczniów w Polsce. Raport z badań", ogromnym problemem w szkołach jest szkolny statut.

Wiele przepisów, które w szkolnych statutach się znajdują, nie jest do końca zgodnych z prawem. Jak się ma bowiem zakaz noszenia wyzywających ubrań lub wymaganie od uczniów "zadbanego i schludnego wyglądu", jeśli weźmiemy pod uwagę podstawowe prawa człowieka do wolności osobistej i nietykalności, które wiąże się również z zewnętrznym wyglądem i ubiorem?

We wspomnianym raporcie możemy przeczytać: "W demokratycznym państwie prawnym nie jest do zaakceptowania sytuacja, w której statut szkoły zabrania uczniom farbowania włosów, noszenia kolczyków czy makijażu Podobnie jest w przypadku obniżania ocen z zachowania za nieodpowiedni strój, nierespektowanie przepisów dotyczących np. wystawiania ocen. Zdarza się, że i kary określone w statucie szkoły są niezgodne z prawem. Co prawda brak w u.p.o. bliższych wytycznych co do tego, w jaki sposób można karać uczniów. Nie oznacza to w żaden sposób, że szkoła w tym obszarze dysponuje pełną swobodą".

Uczniowie przyznają, że nikt nie szanuje ich praw

W raporcie przybliżona została też sytuacja dotycząca respektowania praw uczniów w kwestiach oceniania, wyznania, uczestniczenia w lekcjach religii, ale również – ostatnio tak istotnej – zapewnienia sfery wsparcia emocjonalnego i społecznego. Wyniki badania są po prostu smutne: nie pokazują, jak często naruszane są prawa ucznia, a raczej, że rzadko kiedy te prawa są w pełni respektowane.

Największa liczba ankietowanych to obecni uczniowie szkół ponadpodstawowych, w większości publicznych. Wśród uczniów pytanych o szanowanie ich praw byli przedstawiciele wszystkich płci. Najwięcej było uczniów w wieku 20 lat (10,5 proc.), 19 lat (18,1 proc.), 18 lat (16,9 proc.) oraz 17 lat (14,1 proc.), czyli teraźniejszych uczniów liceów, techników i szkół branżowych.

Młodzież, zapytana o respektowanie ich praw, mówi wprost, że szkoła rzadko zwraca uwagę na to, że jakieś zachowanie jest naruszeniem prawa. Gdy uczniowie zaczynają się buntować i próbować egzekwować to, do czego mają prawo, najczęściej otrzymują kary, zakazy albo tłumaczenie dyrekcji, że to przecież rodzice podpisywali ze szkołą umowę.

Z religii całkiem łatwo zrezygnować

Na szczęście większość szkół respektuje przepis, że pełnoletni uczniowie samodzielnie mogą decydować o uczestniczeniu w lekcjach religii. Widać to w statystykach rezygnacji z tego przedmiotu: ci, którzy nie chcą chodzić na religię, ale rodzice nie chcieli dać zgody na rezygnację, zaraz po ukończeniu 18 lat samodzielnie składali wniosek o wypisanie z lekcji religii. Można się jednak też spotkać z opiniami z ankiet, że religia – niby nieobowiązkowa – odbywała się dla całej klasy albo w godzinach utrudniających odbywanie się innych lekcji ciągiem:

"Obecność na lekcji religii obowiązkowa nawet dla uczniów nieuczęszczających (tylko nie bierze się udziału w lekcji)" – napisał w ankiecie jeden z uczniów. Inny wspomniał też o obowiązku udziału w rekolekcjach wielkopostnych lub adwentowych dla niewierzących uczniów.

Nagminne jest też umieszczanie lekcji religii w środku planu lekcji, tak by nieuczęszczający uczniowie mieli okienko w środku zajęć (w trakcie którego nie mogą wyjść ze szkoły) i po którym mają np. tylko jeszcze jedną lekcję. "Przez cztery lata technikum miałam okienko na przedostatniej lekcji z powodu religii, zgłaszałam sprawę i zawsze mnie zbywali, mówiąc, że powiedzą, komu trzeba, a na religię chodziła mniejszość klasy" – przyznaje jedna z ankietowanych.

Usprawiedliwienia nieobecności tylko od rodziców lub lekarza

W przypadku usprawiedliwiania sobie nieobecności chyba jest największy problem. Szkoły stosują zakazy, aby zmusić uczniów do uczestnictwa w zajęciach. Wszystko dlatego, że uczniowie samodzielnie nagminnie usprawiedliwiali sobie np. wagary. W ankiecie wielu przyznało, że szkoły wprowadzają obostrzenia, by samodzielnie nie usprawiedliwiać sobie nieobecności – wymaga się m.in. zwolnień lekarskich lub zabiera możliwość samodzielnego usprawiedliwiania z powodu drobnych przewinień.

Co więcej, młodzież jest zdania, że ich oceny są np. zależne od tego, czy dany nauczyciel ich lubi i że są oceniani niezależnie od tego, jak bardzo się starają. Takie przyzwyczajenia sprawiają, że system oceniania jest demotywujący wobec zgłębiania wiedzy i rozwijania się. Uczniowie są w szkole nie tylko traktowani z góry i lekceważeni. Zabiera im się również podstawowe prawa do poszanowania intymności i godności, np. pytając o to, gdzie uczeń wychodzi, jeśli idzie do toalety.

Nie mówimy już o tym, że szkoła powinna zapewniać uczniom mydło, ręczniki papierowe i papier toaletowy w szkolnych łazienkach, a w wielu placówkach dyrekcji po prostu szkoda na to funduszy. Tłumaczą się tym, że uczniowie dóbr wspólnych nie szanują, że papier jest poniewierany na podłodze i używany w innych celach niż higieniczne. Nie oznacza to jednak, że najlepszym rozwiązaniem w tym wypadku jest zabranie go i ograniczenie uczniom godnych warunków w toaletach.

Smutna prawda o kondycji polskich szkół

Podsumowując to, co w raporcie się znalazło, można śmiało powiedzieć, że szkoła niewątpliwie może przyczyniać się do kiepskiej kondycji psychicznej uczniów w wieku nastoletnim, szczególnie tych w szkołach ponadpodstawowych. Nie szanuje się bowiem w placówkach praw uczniów, wymaga coraz więcej, a nie daje w zamian możliwości decydowania o sobie samych. A przecież młodzież powinna uczyć się samodzielności i odpowiedzialności.

Dzieci według ankiet czują się dyskryminowane, nieszanowane i mają poczucie, że nie mogą być w pełni sobą. Poczucie bycia dyskryminowanym dotyka 17,5 proc. uczniów, natomiast już ponad połowa ankietowanych twierdzi, że w szkole czuje się po prostu źle. Placówka i nauczyciele nie zapewniają poczucia bezpieczeństwa, które jest potrzebne, by w pełni być sobą.

Uczniowie nie mają też poczucia sprawczości, która dawałaby im pewność siebie. Gdy próbują dochodzić swoich praw, starają się walczyć o swoje, to najczęściej spotyka ich za to kara i negatywne konsekwencje, a szansa zmian jest przy tym niewielka. Te wyniki wcale nie napawają optymizmem, pokazują, że polska szkoła to miejsce, które w żaden sposób nie jest dla uczniów przychylne. Autorzy badania apelują, by starać się temu przeciwdziałać. Za parę lat naruszanie praw uczniów może stać się normą, której nikt nie będzie sprawdzał i egzekwował.

Czytaj także: https://mamadu.pl/170684,szkoly-lamia-prawa-uczniow-ingerujac-w-ich-wyglad-rpo-wkracza-do-akcji