Tak źle nie było od 20 lat. Choroba wraca do przedszkoli - ważny apel lekarzy

Martyna Pstrąg-Jaworska
18 października 2022, 14:19 • 1 minuta czytania
Wszy to nadal temat tabu. Rodzice szepczą na szklonych i przedszkolnych korytarzach, gdy widzą komunikaty we strony placówki. Nikt się głośno nie przyznaje, że to dotyczy ich dziecka i każdy jest zdania, że "jesteśmy czyści i dbamy o higienę, więc to nas nie dotyczy". Tymczasem lekarze apelują, by sprawdzać głowy dzieci, bo tak źle, jeśli chodzi o wszawicę, nie było od ponad 20 lat.
Wszy u dzieci to wciąż żywy problem, który wielu rodziców lekceważy i udaje, że to nie dotyczy ich dziecka. Piotr Mecik/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

To dotyczy wszystkich dzieci, twoje nie jest wyjątkiem

Jak bardzo byśmy chcieli, żeby problem wszy nie istniał – szczególnie jeśli mówimy o ich przenoszeniu się u dzieci w wieku przedszkolnym i szkolnym, tak wiemy, że na wszy nie pomoże wypieranie problemu. A tak jest obecnie w wielu placówkach edukacyjnych. Mimo wielu alarmów, które podnoszą nauczyciele i opiekunowie przedszkolni, coraz częściej słyszy się, że rodzice na takie sygnały nie reagują.

Udają, że sprawa wszy u dzieci nie dotyczy ich dziecka, zamiatają sprawę pod dywan i nie podejmują żadnych kroków, by wszy się pozbyć i zaprzestać ich rozprzestrzeniania się wśród uczniów czy dzieci z przedszkolnej grupy. I twierdzą, że wszy to wstyd. A tak naprawdę wstydem powinno być lekceważenie tematu i udawanie, że sprawy nie ma. Bo problem z wszami u dzieci jest i to wcale nie mały – eksperci apelują, by sprawdzać dzieciom głowy, bo takiego "wysypu" wszy nie było od ponad 20 lat.

Może tak być właśnie dlatego, że rodzice nie reagują, nie leczą dzieci i nie zawiadamiają placówek i innych rodziców. Wszy to nie jest zamierzchły problem z przeszłości, gdy nie było bieżącej wody i wszędzie spotykało się brud. Można je znaleźć u naprawdę zadbanych dzieci w przedszkolach, jak i u uczniów, którzy wracają ze szkolnej wycieczki czy kilkudniowego obozu. W komunikacie z Polskiej Agencji Prasowej możemy przeczytać apel ze strony lekarzy, by rodzice regularnie przeglądali włosy swoich dzieci, bo dzięki temu można szybko zdiagnozować i leczyć wszawicę, a dodatkowo uniknąć rozprzestrzeniania się choroby.

Problem po wielu latach wraca ze zdwojoną siłą

Dr n. med. Jolanta Popielska w rozmowie z PAP zaznaczyła, że od wielu lat nie było takiego problemu z wszawicą, jak ostatnio: "Kiedyś, co ja pamiętam z dzieciństwa, przed wejściem do klasy stała pani nauczycielka i przeglądała skórę głowy każdego dziecka. Sprawdzała, czy przez przypadek nie ma tam wszy. Teraz – od wielu lat – już tego nie robimy (...). Temat jest do tego wstydliwy, więc ludzie się nie chwalą. Zakaźność jest jednak na tyle duża, że problem występuje".

Lekarka zauważyła, że wszami głowowymi nie można zarazić się od zwierząt, bo to typowo ludzki patogen (choć wszy zwierzęce również istnieją, ale nie żerują na człowieku), którym zarażamy się przez bezpośrednio kontakt: przez grzebień, ręcznik czy pościel. Dlatego też najczęściej słyszy się o przypadkach wszawicy, która rozprzestrzenia się po koloniach, kilkudniowych wycieczkach dzieci. W przedszkolu to dużo prostsze, bo dzieci podczas zabawy nie zachowują dystansu, na leżakowaniu śpią obok siebie. Zdarzają się też zabawy we fryzjera czy inne, w których używa się do skóry głowy jakichś zabawkowych narzędzi.

Sprawdzajcie głowy, to najlepsza profilaktyka

W związku z tym, że cykl życia wszy trwa ok. 3 tygodnie, wszawicą przez bezpośredni kontakt może w dość krótkim czasie zarazić się sporo dzieci. Do tego wszy żywią się ludzką krwią na skórze głowy i mogą złożyć ogromną ilość jaj, jeśli u dziecka będą zaniedbane zabiegi higieniczne, takie jak regularne mycie głowy. Najczęściej niestety wszy osiedlają się na głowach dzieci z dłuższymi włosami – tam też je trudniej zobaczyć i pozbyć się ich. Jedynym leczeniem, które na wszawicę działa, jest stosowanie specjalnych szamponów, które zabijają dorosłe osobniki i jaja wszy (gnidy) na skórze głowy.

Najskuteczniejszą zaś profilaktyką jest sprawdzanie skóry głowy i włosów dziecka. Nie ma co się zapierać, że żyjemy w higienicznym czystym środowisku, a nasze dzieci są zadbane. Wszy mogą zdarzyć się u każdego, a między dziećmi mogą się przenosić w zastraszającym tempie. Co ciekawe, sprawdzanie głów dzieciom wraca do niektórych placówek szkolnych.

Nie jesteśmy jednak do końca przekonani do tej metody, która może stygmatyzować dzieci. Poza tym najczęściej badanie przeprowadza pielęgniarka, a bywa, że każde z dzieci bada w tych samych rękawiczkach i tym samym również może przenieść wszy – warto więc, będąc rodzicem, samodzielnie sprawdzać głowę swojego dziecka.

Czytaj także: https://mamadu.pl/zdrowie/134493,wszawica-w-szkolach-rzecznik-praw-dziecka-apeluje-do-dyrektorow