Okres zimowy w przedszkolach to również niestety czas chorowania. Przedszkolaki często łapią infekcje, bo w ten sposób budują swój układ odpornościowy, ale rodzice nie są z tego powodu szczęśliwi. Teraz mama dwójki przedszkolaków napisała nam o epidemii grypy w placówce, do której chodzą jej dzieci.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Dorota, mama dwójki dzieci napisała wiadomość do naszej redakcji na temat przedszkola: "Jestem mamą 3-letniego Jasia i 6-letniej Zosi. Moje dzieciaki chodzą do małego prywatnego przedszkola, bo bardzo zależało mi na tym, by rozwijały się w małych grupach, w których nauczycielki mogą bardziej poświęcić dzieciom czas niż w dużych publicznych placówkach, w których są wielkie grupy dzieci.
Okazuje się jednak, że nawet w takich małych wcale nie jest idealnie. Wiele zależy nie tylko od przedszkola, ale i od rodziców, którzy współpracują z nauczycielkami i dyrekcją. Zawsze staram się być wobec wszystkich w porządku, ale co z tego, skoro inni rodzice mają totalnie gdzieś dobro ogółu.
Przed sylwestrem przedszkole normalnie działało, więc moje dzieciaki chodziły do placówki, bo oboje z mężem nie mogliśmy wziąć w tym czasie urlopu (to jest kolejny powód wyboru prywatnej placówki – nigdy nie ma problemu z dyżurami itp.). Niby były to tylko 2 dni, ale tyle wystarczyło, żeby sylwestra i Nowy Rok moje dzieci spędziły w łóżkach z gorączką, dreszczami i bólem mięśni" – opowiada w mailu nasza czytelniczka.
Zaraziły się w przedszkolu
Kobieta przyznaje, że była zmartwiona i myślała, że choroba jest jej winą: "Objawy typowo grypowe, potwierdziła to lekarka na świątecznej pomocy. Przepisała dzieciom lekarstwa, podpowiedziała, co robić, żeby szybciej zbić gorączkę i wyjść z grypy w ciągu kilku dni. Byłam pewna, że winna temu jestem ja sama, bo w święta widzieliśmy się z naprawdę wieloma osobami z naszej rodziny. Myślałam, że ktoś mógł być chory i zaraził moje dzieci.
Napisałam na grupie dla rodziców, jaka jest sytuacja, chcąc ostrzec i przeprosić, bo moje dzieciaki po świętach były w przedszkolu i mogły kogoś zarazić. Nawet nie wiecie, jakie było moje zdziwienie, kiedy jednak z matek ze starszej grupy bez wstydu przyznała, że jej syn też miał grypę, chociaż ciut wcześniej. Inna dodała, że jej córka była tylko jeden dzień, bo później właśnie zaczęła już gorączkować. Bardzo szybko okazało się, że w obu grupach moich dzieci ponad połowa właśnie przechodzi lub dopiero co przeszła grypę.
Zaczęliśmy wymieniać się informacjami, kto i kiedy chorował i tak dalej. Na grupie u młodszego syna dołączona jest wychowawczyni. Pani w jednej z wiadomości przyznała, że nie będzie wytykała palcami, ale było w przedszkolu dwoje dzieci po świętach, które przyszły w kiepskim stanie, a w ciągu dnia dostały gorączki i to być może od nich zaczęła się przedszkolna epidemia.
Przyznaję, byłam zła. Ludzie widzą, że ich dziecku zaczyna coś dolegać, a i tak ładują w nie lekarstwa i wysyłają do przedszkola. Takie chore dziecko nie tylko się męczy, ale zaraża też innych. Efekt jest taki, że za tydzień w przedszkolu jest bal karnawałowy, a połowy dzieci na nim nie będzie. Wszystkie będą leżały w domu z grypą. A to wina wygodnych rodziców, którzy lekceważą choroby swoich dzieci i wybierają pracę, mając za nic dobro dzieci" – podsumowuje zdenerwowana mama przedszkolaków.