Na placu zabaw spędzam sporo czasu. Jako matka lubię te chwile – dzieci biegają, śmieją się, zdobywają kolejne "szczyty" na zjeżdżalniach. Ale czasem to, co usłyszę, wywołuje u mnie ciarki. "Co ty robisz?!", "Czy ty jesteś nienormalny?!" – krzyczy matka do syna, który zszedł z huśtawki nie w taki sposób, w jaki chciała.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Co pada na placu zabaw? Zasłyszane słowa, które ranią
Nie musisz długo stać na placu zabaw, żeby usłyszeć słowa, które nie powinny tam paść. Oto tylko niektóre z nich, które usłyszałam na własne uszy:
"Co ty wyprawiasz, idioto?!".
"Zobacz, inne dzieci się ciebie śmieją!".
"Jak się nie uspokoisz, to pójdziesz do domu!".
"Nie rób z siebie głupka, wszyscy patrzą!".
"Przestań płakać, jak jakaś głupia baba".
Czasem są to wykrzyczane groźby, czasem ledwie syknięcie przez zęby, ale efekt zawsze jest taki sam – wszystkie dzieci zamierają. I nie tylko te, do których skierowano słowa. Wszystkie, które są w pobliżu, przestają się bawić i patrzą.
Pewna sytuacja mną wstrząsnęła
Stałam przy huśtawce na placu zabaw i obserwowałam dzieci. Było tam kilku chłopców w wieku około 6-7 lat, w tym jeden, który zdawał się trzymać na uboczu. Nie odzywał się, nie śmiał się, tylko cicho stał z boku i patrzył, jak inni się bawią. Wtedy pojawiła się jego matka. Zaczęła coś do niego mówić, a on próbował wejść na huśtawkę, jakby chciał się w końcu włączyć do zabawy. Ale gdy tylko nie trafił na siedzisko, ona wybuchła: "Idioto, co ty robisz? Nie umiesz takiej prostej rzeczy, wszyscy na ciebie patrzą!".
Chłopiec zamarł, spojrzał na nią przerażony i spuścił wzrok. Już nie próbował się huśtać. Nie mówił nic. Tylko odwrócił się i powoli odszedł na ławkę.
W tamtym momencie coś we mnie pękło. Zrozumiałam, że zapewne to nie jest pierwszy raz, kiedy słyszy takie słowa. Pewnie od dawna jest przyzwyczajony do tego tonu, do upokorzeń, które przychodzą w najmniej oczekiwanych chwilach. I dlatego milczy – bo wie, że cokolwiek powie lub zrobi, może zostać wyśmiane albo skrytykowane.
Nie potrafiłam przestać o tym myśleć. Jak często dzieci tłumią swoje emocje, rezygnują z zabawy, a nawet radości, tylko dlatego, że boją się reakcji swoich rodziców?
Co czują dzieci, gdy słyszą takie słowa?
Dziecko, które usłyszy: "Czy ty jesteś nienormalny?", prawdopodobnie poczuje się… nienormalne. Bo jak ma inaczej zrozumieć te słowa? Dla niego mama czy tata to autorytet, osoba, która wie wszystko i ma zawsze rację. Jeśli rodzic mówi coś takiego, to znaczy, że to musi być prawda.
Ale co czują inne dzieci? One też są zagubione. "Dlaczego ten rodzic tak krzyczy?", "Czy ja też mogę tak oberwać od swojego rodzica?". Dla nich także jest to stresujące i niepokojące. Zabawę zastępuje poczucie napięcia i niepewności.
Dlaczego to grozi więcej niż tylko złym humorem?
Rodzic, który mówi: "Zaraz oberwiesz!", pewnie nie myśli, że wyrządza tym jakąś krzywdę. Ale prawda jest taka, że słowa ranią. Tego typu komunikaty mogą obniżać poczucie własnej wartości u dziecka. Jeśli słyszy, że jest "nienormalne" czy "głupie", z czasem zaczyna w to wierzyć.
Kolejną rzeczą jest budowanie strachu. Dziecko, zamiast uczyć się przez zabawę, boi
się, że znowu zrobi coś źle. Takie zachowanie może też negatywnie wpływać na relacje między dzieckiem a rodzicem. Jeśli dziecko czuje się krytykowane i poniżane, trudniej mu zaufać rodzicowi.
Reagować czy nie? Trudne pytanie
Czasami stoję na placu zabaw i zastanawiam się: czy powinnam coś powiedzieć? Przecież nie znam tej rodziny, jestem dla niej zupełnie obcą osobą, może to ich "normalny" sposób komunikacji? Ale z drugiej strony, czy to jest normalne?
Raz zdarzyło mi się zareagować. Pamiętam, że spróbowałam wówczas łagodnego podejścia. Gdy pewna matka krzyczała na swojego syna: "Znowu robisz z siebie błazna!", powiedziałam półżartem: "Chyba każdy z nas czasem robi z siebie błazna? Taka już nasza ludzka natura!". Kobieta spojrzała na mnie dziwnie i zamilkła.
Nie zawsze jednak jest łatwo. Jeśli krzyki są naprawdę ostre, można podejść i zapytać: "Czy wszystko w porządku? Może mogę jakoś pomóc?". Czasem takie słowa wystarczą, żeby ktoś zrozumiał, że przesadził. Pytanie – ile osób reaguje, gdy staje w obliczu takich sytuacji?
Nie jestem naiwna
Wiem, że wychowywanie dzieci bywa trudne. Sama miewam momenty, kiedy jestem zmęczona, sfrustrowana, kiedy chciałabym po prostu krzyknąć: "Przestań natychmiast!". Ale zawsze próbuję w ciszy policzyć do dziesięciu. Uświadomiłam sobie, że słowa, które wypowiadam, zostaną z moim dzieckiem na długo, więc warto na nie uważać.
Ale czy możemy zmienić to, co dzieje się na placach zabaw? Jakie macie zdanie na ten temat?