W przedszkolach przewija się wiele dzieci, które przychodzą do placówki mimo choroby. Rodzice lekceważą objawy infekcji i złe samopoczucie dziecka, a dodatkowo nie informują placówki o chorobie. Napisała do nas Agata, której dziecko zaraziło się w przedszkolu szkarlatyną.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Jestem mamą 3-letniej dziewczynki, która od kilku miesięcy uczęszcza do przedszkola. Córka uwielbia chodzić tam, jest duszą towarzystwa i nawet adaptacja przebiegła całkiem sprawnie w jej przypadku. Problemem jest jednak to, że Julcia wciąż choruje. Jako mama pracująca trochę już nie mam siły – wciąż jestem z nią na zwolnieniu lub pracuję zdalnie, bo córka co chwilę ma katar, anginę albo ospę" – rozpoczyna swój list Agata, mama 3-letniej dziewczynki.
"Rozumiem, że gdy dziecko zaczyna uczęszczanie do placówki, musi nabrać odporności, więc co chwilę łapie jakieś infekcje. W przypadku mojego dziecka jest to jednak bardziej skomplikowana sytuacja. Nie dość, że jej odporność obecnie jest marna, bo nawet z byle kataru rozwija jej się zapalenie ucha albo kaszel, to jeszcze rodzice w przedszkolu bezczelnie lekceważą choroby dzieci".
Najpierw ospa, teraz szkarlatyna
Kobieta uważa, że rodzice powinni informować innych rodziców i placówkę o chorobach dzieci: "Kiedy moje dziecko zachorowało na ospę niecałe 2 miesiące temu, od razu napisałam na grupie dla rodziców. Uważam, że warto informować opiekunów dzieci, że ich pociechy miały styczność z chorobą zakaźną – ja bym chciała wiedzieć. Jak się okazało, moje dziecko ospą zaraziło się w przedszkolu: dopiero gdy napisałam na grupie, któraś z matek przyznała, że jej dziecko też przechodziło dosłownie 2 tygodnie temu.
Tak mnie to zirytowało, że jeszcze przez ponad 2 tygodnie po ospie Julka nie chodziła do przedszkola, by nie złapać nowego wirusa czy innej infekcji. Niestety, jak tylko wróciła, zaczęło się od nowa – pochodziła niecały miesiąc, a tu już kolejne choroby zakaźne. Teraz – jak się okazało – córka ma szkarlatynę. Nie gorączkowała, ale miała wysypkę, która swędziała, co mnie zaniepokoiło, więc któregoś dnia zamiast do przedszkola, poszłyśmy do pediatry" – przyznaje zaniepokojona mama przedszkolaka.
Rodzice nie informują o chorobach dzieci
"Okazało się, że teraz dużo dzieci przechodzi szkarlatynę bez gorączki. I znowu – jak tylko napisałam na grupie, że Julcia jest chora i że to choroba zakaźna, ktoś tam napisał, że Maciuś też w domu, bo jest przeziębiony, a Igorek ma jakąś wysypkę, chyba z alergii. W międzyczasie córcia mi powiedziała, że Maciek też ostatnio w przedszkolu płakał, że go swędzi brzuszek, który był czerwony.
Nikt więc nie przyznaje wprost, ale do grupy przyprowadza się chore dzieci, lekceważy choroby zakaźne i naraża inne maluchy na zarażenie. Rozumiem, że dzieci w przedszkolu po prostu muszą swoje wychorować, ale to już jest jakieś kuriozum. Szczerze powiedziawszy, rozważam przepisanie córki od września do innej grupy lub całkiem innej placówki, tutaj i tak jej więcej nie ma, bo ciągle coś łapie od innych dzieci..." – kończy list zdenerwowana czytelniczka.
Zatajenie chorób to nieodpowiedzialność
Początki przygody z przedszkolem bywają różne: niektóre dzieci mają większe problemy z rozstaniami z rodzicami, inne muszą nabyć odporności poprzez częstsze chorowanie. Można zadbać o odporność różnymi sposobami, ale oprócz tego rodzicom jedyne, co w tym czasie pozostaje, to cierpliwość. W większości przypadków w kolejnych latach uczęszczania do przedszkola jest łatwiej.
Problemem jednak wydają się rodzice, którzy nie informują placówki o problemach zdrowotnych dziecka. Podobne sygnały otrzymujemy od rodziców innych dzieci w przedszkolach i szkołach, że zatajany jest problem np. z pasożytami (owsiki lub wszy).