"Chcę powiedzieć, że się da" - napisałam do wydawczyni, proponując, że napiszę o szkole moich dzieci. Zgodziła się, bo o tej placówce opowiadam prawie codziennie. Moje dzieci chodzą do średniej wielkości wiejskiej szkoły publicznej. Tu nadrzędną zasadą jest dobro dzieci.
Reklama.
Reklama.
Tytułem wstępu chciałabym powiedzieć, że moje najstarsze dziecko ze zdiagnozowanym zespołem Aspergera było jednym z głównych powodów naszej ucieczki na wieś. W Warszawie, gdzie mieszkaliśmy wcześniej, w naszej rejonowej szkole uczyłby się na trzy zmiany.
Moloch, bo inaczej nie dało się określić tamtej placówki, był przygotowany na 850 dzieci, uczyło się w niej w tamtym czasie około 2000 dzieciaków. Teść mojej przyjaciółki był pracownikiem gospodarczym w owym przybytku. Jego zdaniem hałas i zamieszanie były trudne do wytrzymania nawet dla dzieci bez zaburzeń, Zeta tam nie widzieliśmy.
Postawiliśmy wszystko na jedną kartę i 12 sierpnia 2017 roku przeprowadziliśmy się na wieś. Nie znaliśmy tu nikogo, nie mamy żadnych koligacji rodzinnych ani towarzyskich z nauczycielami i włodarzami. To ważne, bo nie ma mowy o żadnym specjalnym traktowaniu. Tu wszystkie dzieci są ważne.
1. Zajęcia terapeutyczne
Psycholog, terapia integracji sensorycznej, zajęcia rewalidacyjne, trening umiejętności społecznych i nauczyciel wspomagający na każdej lekcji - dla wielu rodziców to brzmi, jak fikcja z orzeczenia dziecka. Dla nas to codzienność. W publicznej (będę to podkreślać) szkole moich dzieci orzeczenia są realizowane.
Kiedy był potrzebny logopeda, zajęcia z nim także się odbywały. Nie od przypadku do przypadku, choć w wielu szkołach tak właśnie się dzieje. Na dzieci z orzeczeniem szkoła dostaje subwencje, niemałe, natomiast ustawodawca pozostawia placówce, aby ta ustaliła, ile zajęć będzie realizowane. Znam dzieci, które przez pół roku nie miały zajęć z psychologiem, choć te wynikały z orzeczenia.
W szkole mojego syna plan zajęć dodatkowych jest ustalany tak, aby dziecko miało ich możliwie jak najwięcej i co ważniejsze - jest realizowany. Specjaliści dostosowują zajęcia tak, aby dziecko nie musiało na nie czekać, oznacza to, że "dokleja się" je do planu. Np. syn nie chodzi na religię, żeby nie miał tzw. okienek, ma w tym czasie zajęcia terapeutyczne.
2. Stały kontakt
Ostatnio koleżanka opowiadała, jak od początku maja próbuje się skontaktować z wychowawczynią dziecka. W prywatnej szkole okazuje się to niemożliwe. Wychowawcy moich dzieci zawsze odpowiadają bezzwłocznie na prośby o kontakt. Dzięki temu problemy się nie gromadzą. Jeśli pojawia się jakakolwiek trudność, wiemy o niej od razu, ze wsparciem zespołu specjalistów opracowujemy plan, jak sobie z tym poradzić.
Nie mówię tu tylko o dziecku z orzeczeniem, jeśli chodzi o młodsze dziecko, szkolny psycholog i pedagog też zawsze służą radą. W czasie, kiedy cała Polska miała lekcje zdalne, moje dzieci chodziły odpowiednio do pierwszej i czwartej klasy. Specjaliści cały czas byli do dyspozycji, aby dzieci jak najłagodniej przeszły przez ten trudny czas.
3. Indywidualne podejście
To nie jest jakaś szczególnie mała szkoła, uczy się w niej około 600 dzieci. Mimo to możemy liczyć na indywidualne podejście nauczycieli, którzy świetnie radzą sobie z odkrywaniem mocnych i słabych stron dzieci. Cudownym zaskoczeniem była nowa nauczycielka geografii, która powiedziała szóstoklasistom, że nie widzi powodu, aby prowadzili zeszyty, jeśli tego nie potrzebują.
Pierworodny wrócił zachwycony, bo nie znosi pisać. Po czym stwierdził, że on jednak zeszyt prowadzić będzie. Pani zachwyciła o swoją szczerością, a poza tym stwierdził, że tak ciekawie opowiada, że on musi niektóre rzeczy zapisać, żeby poszerzyć wiedzę ponad program.
Podobnie ma też z historią, którą zainteresowała go wychowawczyni. Wiedząc, że syn ma świetną pamięć, zasugerowała, żeby przygotowywał się do lekcji z wyprzedzeniem, szukając na zadany temat ciekawostek.
Przykłady można mnożyć, ale w tej szkole wszyscy nauczyciele, woźni, panie z sekretariatu, absolutnie wszyscy chcą współpracować z dziećmi, bo wiedzą, że dzięki temu wszystkim w szkolnej rzeczywistości jest łatwiej.
4. Najlepszy szef
To wszystko nie byłoby możliwe bez Dyrektora. Władze samorządowe, które są organem nadzorującym pracę szkoły gminnej, delikatnie mówiąc, nie ułatwiają szkole funkcjonowania. Dyrektor walczy o każde dziecko jak lew. Stanął murem za dziećmi, kiedy gmina próbowała kwestionować zasadność nauczycieli wspomagających. Zna nieomal każde dziecko z imienia i doskonale wie, kiedy dzieje się cokolwiek niepokojącego.
Reaguje, odpowiada i nie spycha odpowiedzialności. Do niego może przyjść każdy rodzic, żeby podzielić się swoimi niepokojami i bezzwłocznie każdy problem zostaje rozwiązany. Co ważniejsze, dzieci traktują go jak dobrego wujka. Nikt nie słyszy od niego, że nie ma czasu, nawet jeśli jest naprawdę zajęty, to dziecko zawsze jest w tym wszystkim na pierwszym miejscu.
Szkoła przyszłości może być publiczna
Dobra szkoła to taka, do której dzieci chcą chodzić. Gdzie nie boją się powiedzieć, że nie zdążyły odrobić lekcji czy nie zrozumiały zadania. Gdzie chodzą, bo czują się częścią społeczności i mogą liczyć na wsparcie i zrozumienie. Gdzie zeszyt nie jest ważniejszy od wiedzy, a problemy dziecka i jego opinia, nawet jeśli niespójna ze zdaniem nauczyciela jest na pierwszym miejscu.
Dużo zależy tu od dobrej woli dyrekcji i nauczycieli, ale też od zaufania, jakim my, rodzice, placówkę obdarzymy. Nie wiem jak wy, ale ja nie mam wykształcenia pedagogicznego, dlatego słucham z wielką ciekawością tego, co nauczyciele mówią o moich dzieciach. Wyciągam wnioski i dzielę się moją opinią.
Zakładając, że wszyscy gramy do jednej bramki, a naszym "golem" jest zadowolenie dzieciaków i radość z poznawania świata, uważam, że warto współpracować. Jeśli w szkole waszych dzieci nie wszystko działa, jak należy, warto rozmawiać z nauczycielami, władzami. Czasem niewielkie zmiany mogą zmienić wszystko. I żaden minister w tym nie przeszkodzi.