"Nawet piątoklasistka chciała się zabić". Oto co się dzieje z izolowanymi dziećmi
List do redakcji
07 maja 2021, 15:36·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 07 maja 2021, 15:36
O stanie psychicznym dzieci i młodzieży dziś mówi się bardzo dużo. Nie tylko w kontekście braków kadrowych w psychiatrii dziecięcej, ale też ze względu na roczną izolację od rówieśników. Napisała do nas Dorota, która jest szkolnym psychologiem w podstawówce na północy kraju. Przyznaje, że sytuacja młodzieży jest dramatyczna.
Reklama.
Wszystkie dzieci ucierpiały na nauce zdalnej, widać ogromne zmiany w ich zachowaniu.
Psycholog szkolny przyznaje, że w ostatnim czasie skierowała na leczenie w szpitalu psychiatrycznym trzy uczennice, w tym jedną z piątej klasy.
Miesiąc nauki stacjonarnej, to czas, kiedy specjaliści będą starali się oszacować, jak wieka jest skala problemów psychicznych dzieci.
Niech wrócą, jak najszybciej
"Kiedy widzę, jak rodzice piszą petycje, że dzieci nie powinny wracać na ostatni miesiąc do szkoły, to nie wiem, czy zdają sobie sprawę, co dzieje się z uczniami, jakie dramaty rozgrywają się już nie tylko w ich głowach" - zaczyna swoją opowieść. W dalszej części listu pisze, że od 12 lat jest psychologiem w publicznej szkole podstawowej na Kaszubach.
"To niewielka miejscowość, w szkole mamy nieco ponad 500 uczniów. W czasie jak dzieciaki uczyły się stacjonarnie, poza uczniami z orzeczeniem, którzy wymagają stałej opieki, tygodniowo do gabinetu trafiał jeden czasem dwóch uczniów. Zwykle na polecenie wychowawcy, bo ten obserwował niepokojące zachowania" - pisze kobieta.
Dziś jej praca wygląda zupełnie inaczej, jak przyznaje, nigdy pracy nie było, aż tyle. "Razem z pedagogami pracujemy codziennie po 8 godzin, a nasza praca wygląda zupełnie inaczej. Przez pół dnia obdzwaniamy rodziców uczniów, którzy nie logują się na lekcje. Próbujemy ustalić, czy wiedzą, jak wygląda frekwencja dzieci i jakie są tego przyczyny".
Dorota pisze, że wiele dzieci mówi wprost, że na lekcjach się nudzą, a nauczyciel przecież i tak nie sprawdzi, czy faktycznie mają problem ze sprzętem, czy zwyczajnie nie chciało im się wstać na lekcję. "Starsze dzieciaki nagminnie oszukują, młodsze, często nie umieją sobie same poradzić. A przecież nie każdy rodzic ośmio- czy dziewięciolatka może pracować zdalnie".
Kobieta zauważa, że wystarczy mała awaria rutera i maluchy już są cały dzień nieobecne, bo rodzice na odległość niewiele są w stanie pomóc. "Spodziewaliśmy, że sytuacja poprawi się po powrocie do szkoły, ale teraz w kasach 1-3 nie ma dnia bez interwencji. Dzieciaki stały się agresywne, wystarczy, że ktoś krzywo spojrzy i już się biją. Nie radzą sobie z emocjami, hałasem, tym, że nie przyswoiły wiedzy tak dobrze jak kolega" - przyznaje psycholog i zauważa, że wcześniej zupełnie nie zdarzały się takie problemy.
Dzieci ze zdalnego, też potrzebują pomocy
"W ostatnie dwa miesiące pomogliśmy skierować na oddziały psychiatryczne trzy uczennice z naszej szkoły, w tym piątoklasistę, która sama zadzwoniła do mnie, że ma myśli samobójcze" - pisze Dorota. Dziewczynka wcześniej nie korzystała z pomocy psychologicznej, tak jak dwie uczennice klasy siódmej, które również przebywają w szpitalu.
Kobieta każdego dnia odbiera telefony od rodziców, którzy mówią, że coś niedobrego dzieje się z dzieckiem. "Tną się, grożą, że coś sobie zrobią, podejmują próby samobójcze. Dziś to nasza codzienność" - dodaje. Nie ma wątpliwości, że najtrudniejszy czas dopiero przed nimi.
Po powrocie do szkoły dzieci będą więcej ze sobą rozmawiać, w wielu przypadkach to koleżanka, a nie rodzice czy nauczyciel zauważą, że coś się dzieje. "Nauczyciele często sygnalizują, że młodzież dziwnie się zachowuje, jednak nie mając ich tu na miejscu, nie zawsze mamy, jak do nich dotrzeć" - czytamy w liście.
Oni wszyscy cierpią
Każde dziecko, które trafia do Doroty, zachowuje się inaczej, niż przed pandemią. "Widać pustkę w ich oczach, wszyscy stali się bardziej egocentryczni, zupełnie nie odnajdują się w żadnym środowisku" - zauważa psycholog. Dodaje, że rodzice nie wiedzą, jak pomóc dzieciom, bo często sami potrzebują pomocy, a w mniejszych miejscowościach, to nadal temat tabu.
"Kiedy spotkają się na szkolnych korytarzach, to hałas, tłok, zamieszanie będą przeszkadzać nawet tym, którzy uchodzili za ekstrawertyków. Ten miesiąc trzeba potraktować, jak adaptację, czas, na zbadanie aktualnych problemów społeczności. Uważam, że dobrze, że wracają, nawet na krótko" - podsumowuje.
Jednocześnie kobieta zaznacza, że w wielu placówkach zabraknie specjalistów, bo dzieci, które powinny otrzymać pomoc, będzie jej zdaniem bardzo dużo. Dużą rolę odegrają tu nauczyciele, wychowawcy, którzy mają najbardziej swobodny kontakt z własną klasą, ale też wuefiści, którzy widzą, jak dzieci przebierają się w szatni. A przede wszystkim rówieśnicy.
"Chciałabym zaapelować do wszystkich" - pisze psycholog. "Jeśli zauważysz, że dziecko, kolega, uczeń robi sobie krzywdę, jego zachowanie po powrocie do szkoły uległo drastycznej zmianie, czy mówi o tym, że nie chce żyć - nie bagatelizuj tego" - pisze. Zaznacza, że każdy sygnał, nawet ten "na wyrost" powinien być sprawdzony, bo wtedy łatwiej wyłapać tych, którzy najbardziej potrzebują pomocy.