mamDu_avatar

Czy mężczyzna może być dobrym położnym? Tomek zdradza, jak reagują na niego kobiety i ich mężowie

Marta Lewandowska

12 sierpnia 2022, 11:30 · 7 minut czytania
- Pacjentka wskazała na mnie i powiedziała: "Chodź tu, będziesz moim mężem". Na porodówce adrenalina robi swoje - przyznaje Tomasz Kołodziejczyk, jeden z niewielu mężczyzn położnych (nie położników) w Polsce. Rozmawiamy o cudzie narodzin i historiach prosto z porodowego traktu z męskiego punku widzenia i o tym, dlaczego ojciec powinien być zaangażowany w opiekę nad dzieckiem na 100 proc.


Czy mężczyzna może być dobrym położnym? Tomek zdradza, jak reagują na niego kobiety i ich mężowie

Marta Lewandowska
12 sierpnia 2022, 11:30 • 1 minuta czytania
- Pacjentka wskazała na mnie i powiedziała: "Chodź tu, będziesz moim mężem". Na porodówce adrenalina robi swoje - przyznaje Tomasz Kołodziejczyk, jeden z niewielu mężczyzn położnych (nie położników) w Polsce. Rozmawiamy o cudzie narodzin i historiach prosto z porodowego traktu z męskiego punku widzenia i o tym, dlaczego ojciec powinien być zaangażowany w opiekę nad dzieckiem na 100 proc.
Tomasz Kołodziejczyk od prawie 15 lat pracuje jako położny, dziś już nie przyjmuje porodów, spełnia się zawodowo na oddziale neonatologicznym. Fot. 123RF/ arch. prywatne
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Na rozmowę zgadza się chętnie, już w czasie umawiania sporo się śmiejemy, czuć od niego dobrą energię. Tomasz Kołodziejczyk - jeden z nielicznych mężczyzn, którzy w Polsce pracują jako położni, nie mylić z położnikiem. Jego marzeniem, jeszcze na studiach, była praca na oddziale neonatologicznym, ale jak mówi, cud narodzin zna od podszewki, przyjmował porody, pracował na OIOM, po blisko 15 latach w zawodzie widział całkiem sporo.


Jak się zostaje położnym? To nie jest najbardziej popularny wśród panów zawód.

To prawda, od czasu, jak skończyłem studia na Uniwersytecie Medycznym w Lublinie, mężczyzn w tym zawodzie nie przybyło znacząco. A szkoda, bo myślę, że przydaliby się tu ze swoją wrażliwością. Żeby zostać położnym, trzeba wybrać studia w tym kierunku albo trafić na nie trochę z przypadku, jak u mnie, i po dyplomie jest się położnym.

Opowie pan więcej o tym przypadku?

Jeszcze w liceum pani psycholog powiedziała, że mam predyspozycje do zawodów medycznych. Chciałem być fizjoterapeutą, ale kilka dni przed egzaminem nabawiłem się poważnej kontuzji kolana, która wykluczyła możliwość wzięcia udziału w testach sprawnościowych. 

Postanowiłem więc wybrać inny kierunek, pielęgniarstwo mi nie do końca odpowiadało, zdecydowałem się zdawać na położnictwo. Szczerze mówiąc, wtedy wiedziałem o tym zawodzie niewiele, poza tym, że położne są przy porodzie. Okazało się, że te studia to fantastyczna sprawa. Piękny zawód, ale kierunek jest też bardzo ciekawy.

Uczyliśmy się medycyny, anatomii, fizjologii, patomorfologii, psychologii, było przygotowanie pedagogiczne. To naprawdę bardzo ciekawy, ogólnorozwojowy kierunek.

Jako społeczeństwo przywykliśmy do tego, że mężczyzna jest lekarzem ginekologiem położnikiem. Nie mamy problemu z oddaniem się w jego ręce, kiedy szukamy kogoś, kto będzie prowadził naszą ciążę. A jak kobiety reagują na mężczyznę, który przychodzi, żeby przyjąć ich poród?

W tej chwili już nie przyjmuję porodów, ale rzeczywiście sporo mam ich na koncie. Te pierwsze reakcje rzeczywiście bywały różne. Czasem panie podchodziły do mnie nieco wstydliwie, bojaźliwie, później się otwierały i udawało nam się nawiązać współpracę. 

Musimy pamiętać, że poród jest dla kobiety takim doświadczeniem, kiedy ona jest całkowicie odsłonięta i bezbronna. Ważne, żeby udawało się znaleźć z kobietą porozumienie, które pozwala na nawiązanie współpracy. Zawsze traktowały mnie jak partnera, który pomoże przejść przez ten proces.

Nie zdarzyło się, żeby pacjentka nie chciała ze mną rodzić. Niezależnie od tego, czy w czasie praktyk, kiedy przyjmowałem porody, czy w późniejszej pracy na oddziale, bardzo mi zależało, żeby pokazać kobiecie, że jestem tu, aby jej i dziecku pomóc. Staram się tym mamom pokazywać, że mężczyzna może być dla nich wsparciem, niezależnie od tego, co się dzieje.

Ich partnerzy nie patrzyli krzywo, kiedy był pan obecny przy porodzie?

Nie, oni też raczej tratowali mnie w kategoriach partnera. Kiedy asystowałem przy porodzie, a mama była sama na porodówce, często zdarzało się, że prosiła, żebym stanął obok niej i był wsparciem. Przecież zdarza się, że mąż nie może albo nie chce być przy porodzie.

Z panami zdarzało się mnóstwo zabawnych sytuacji. Tych kilkanaście lat temu notorycznie prosili, żeby za nich nagrać poród. Tata nagrywał sam wstęp, a potem np. mówił, że musi się przewietrzyć, więc wręczał mi kamerę i prosił, żeby skończyć za niego. Na pytanie, co dokładnie mam kręcić, zwykle odpowiadali: kręć pan wszystko!

Nie wiem, przy jakich okazjach ogląda się takie filmy całą rodziną, ale one powstają (śmiech). Moment narodzin dziecka jest piękny, podniosły, intymny i magiczny. Zdecydowanie bardziej do bycia i przeżywania na miejscu, niż nagrywania całości. Sam wolę oglądać moje dzieci niż filmy porodowe. Nie nagrałem ich.

Był pan przy narodzinach swoich dzieci?

Byłem i przy jednym, i przy drugim, przecinałem pępowinę. 

Nie kusiło pana, żeby przyjąć te porody samodzielnie?

Nie, zdecydowanie zostawiłem to w rękach moich koleżanek, które na co dzień przyjmują porody. Wiedziałem, że oddaję żonę w dobre ręce. Sam skupiłem się na wspieraniu, jako jej asysta, chociaż w pewnym momencie chyba trochę przesadziłem, bo żona kazała mi się uspokoić, jak mówiłem jej o oddychaniu i proponowałem masaż.

Chciałem jej pomóc, ale żona była świetnie przygotowana, więc przedobrzyłem, poza tym za nami ekspresowe porody, jeden w półtorej godziny, drugi w 20 minut. Jeśli zdecydowalibyśmy się na kolejne dziecko, mogłoby się to skończyć nieplanowanym porodem domowym. 

Te kolejne porody zawsze idą łatwiej?

Nie, tu nie ma reguły, zdarza się, że wcześniejsze nieprzyjemne doświadczenie blokują kobiety. To czasem jest jakieś małe wspomnienie, które pojawia się nagle i kobieta mimowolnie się spina, bo podświadomie boi się powtórki. Wtedy ogromną rolę odgrywa otoczenie, które pomaga się rozluźnić. 

Wkraczają położni. Krótka rozmowa może tu dużo zmienić. Dziś dużo bardziej świadomie podchodzimy do porodów, śmielej korzystamy z udogodnień, zmieniamy pozycje rodzącej, pomaga woda, piłki, worki. To wygląda dziś naprawdę dobrze. U nas na trakcie porodowymw szpitalu SPSK nr 4 w Lublinie jest dostępna duża wanna, aromaterapia, muzyka, przygasza się światła. Mamy nawet projektor z galaktykami. 

Ogromna jest tu rola osoby towarzyszącej, do której kobieta musi mieć zaufanie i móc się na niej podeprzeć, kiedy brakuje siły. Sam nie raz doświadczałem jak to ściśnięcie dłoni, kończyło się podrapanymi rękoma, nawet do łokci. Ale w czasie porodu się tego nie czuje, dopiero potem przy dezynfekcji.

Poród wiąże się z ogromnym poziomem adrenaliny, nie tylko dla rodzącej.

Zdecydowanie. Adrenalina rodzącej bardzo udziela się wszystkim: i zespołowi, i osobie towarzyszącej. Wszyscy kibicują jak ulubionej drużynie sportowej, te emocje bardzo się udzielają. Pewna historia z takiego porodu przeszła do historii traktu porodowego. Pacjentka wypatrzyła mnie gdzieś kątem oka i woła: "Chodź, będziesz moim mężem!".

Zgodziłem się oczywiście, podawałem wodę, stałem obok, kibicowałem, tak się wczuła w to nasze "małżeństwo", że na koniec rzuciła: "To wszystko twoja wina". Przytaknąłem, byle pomóc (śmiech).  Do wielu porodów wracam pamięcią, bo to bardzo przyjemny okres w moim życiu. Od studiów jednak marzyłem, żeby pracować na oddziale neonatologicznym i cieszę się, że dziś tu jestem. 

Ojcom jest łatwiej rozmawiać z mężczyzną o opiece, pielęgnacji dziecka?

Zdarzyło mi się kilka razy edukować ojców, jeśli chodzi o pielęgnację noworodka. Ale zdarzało mi się też, pracując na oddziale intensywnej opieki noworodka, przełamywać barierę strachu, głęboko zakorzenioną w tacie. Mężczyźni często, szczególnie przy wcześniakach, boją się, że mają za dużo siły i skrzywdzą dziecko. 

Jedna historia bardzo zapadła mi w pamięć. Tata pracował fizycznie, na pierwszy rzut oka było widać, że to bardzo silny człowiek. Sam mam 190 cm i jestem dość szeroki. Ten pan był niższy ode mnie, ale wyglądał trochę jak kulturysta. Dziecko urodziło się chyba w 34. tygodniu. Już szykowaliśmy je do wypisu. Rozmawiałem z mamą, on czekał na zewnątrz, powiedziałem, żeby poszła stymulować laktację, a ja poproszę tatę do maluszka.

Kobieta powiedziała, że jest przekonana, że mąż nie wejdzie. To nie było ich pierwsze dziecko, ale i tym starszym mężczyzna zaczął się zajmować, dopiero kiedy już biegało. Wcześniej bał się, że zrobi mu krzywdę. Trudno w to uwierzyć, ale on tego dziecka nie tylko nie przewijał, ale nawet nigdy nie trzymał na rękach, kiedy było malutkie. 

Poszedłem do niego i poprosiłem, żeby poszedł ze mną. Chyba go zaskoczyłem, bo nie protestował. Posadziłem go w fotelu i zaczęliśmy rozmawiać, przyznał ze łzami w oczach, że boi się, że zrobi dziecku krzywdę. Poprosiłem, żeby na mnie spojrzał, też jestem duży, a mimo to biorę jego dziecko na ręce. Ułożyłem jego ręce w kołyskę i podałem mu niemowlę.

Mocne doświadczenie.

Bardzo. Ten człowiek siedział na fotelu z dzieckiem na rękach i łzy kapały mu na tego maluszka. Mama powinna przez 30 minut stymulować laktację, wróciła znacznie wcześniej, chyba była ciekawa, czy mi się udało. Stała dosłownie przyklejona do szyby i patrzyła z niedowierzaniem na ten obrazek. 

To była niesamowita chwila. Mężczyzna często nosi powłokę twardziela, często jest to łatka, którą nadaje mu otoczenie. Czasem warto tę skorupę złamać i pozwolić mężczyźnie na głębokie doświadczenie rodzicielstwa. Coraz rzadziej na szczęście słyszę, że ojciec się nie angażuje. Pacjentki często mówią, że ich partnerzy sami chcą kąpać czy przewijać dzieci.

Dzielimy się w końcu po równo?

Ne lubię tego określenia. Moim zdaniem nie powinno być tak, że dzielimy się po połowie obowiązkami. W moim przekonaniu każdy rodzic powinien robić sto procent. Tak, żeby tata mógł w pełni samodzielnie zająć się dzieckiem, kiedy mama wychodzi i ona też powinna umieć wszystko zrobić. Tylko angażując się w rodzicielstwo na sto procent, możemy być w tym naprawdę świetni.

Dopiero wtedy można w pełni poczuć i macierzyństwo, i tacierzyństwo. Panie mają więcej na swojej głowie, bo tak to urządziła natura, ale tata też może i powinien się angażować.

My często same odsuwamy mężczyzn od dzieci. A to działa na niekorzyść całej rodziny, bo relacje z ojcem są trudniejsze do nawiązania, ale i kobieta ma mniej czasu dla siebie.

Z tacierzyństwem jest jak z jazdą na rowerze. Czasem wydaje nam się, że lepiej poczekać, bo starsze dziecko jest bardziej świadome swojego ciała i będzie mu łatwiej. A to nieprawda, bo im wcześniej odkręcimy boczne kółka, tym bardziej naturalna i szybsza jest ta nauka. Podobnie jest z tacierzyństwem. Jeśli tata jest obecny od początku, będzie mu łatwej, niż kiedy zacznie, gdy dziecko ma np. 4 lata.

Są rzeczy, które mężczyznom przy dzieciach przychodzą łatwiej?

Warto zauważyć, że młode mamy bardzo emocjonalnie podchodzą do wszelkich niepowodzeń. Jeśli zdarzy się mamie, że dziecko zasika ubranie przy pierwszym przewijaniu, ona często uważa, że to jej wina. To zupełnie nieuzasadnione. Panowie się tak nie zniechęcają. Nawet, jeśli mają mniejszą wiedzę teoretyczną, nie biorą do siebie niepowodzeń.

Jeśli zapiął źle pieluchę i ona się rozpieła, to nie płacze nad zabrudzonym ubrankiem, tylko wymienia, a następnym razem zapina pieluchę inaczej, aż odniesie sukces. Faceta wcale nie trzeba uczyć opieki nad dzieckiem, tylko pozwolić mu to robić. 

Warto pamiętać, że niemowlęta są małymi wojownikami. Jeśli nie chcemy dziecku zrobić krzywdy, to jej nie zrobimy. Dziecko umie dać znać, że coś jest nie tak. Jak jest głodne, czuje dyskomfort, da nam znać. Nie bójcie się, panowie, własnych dzieci. One naprawdę was potrzebują. 

Czytaj także: https://mamadu.pl/164251,dlaczego-czas-spedzony-z-tata-jest-tak-wazny-dla-dziecka