W ciągu ostatnich dwóch lat częściej niż kiedykolwiek wcześniej za naszego życia słyszymy, że żyjemy w dziwnych czasach. My pokolenie pamiętające śmierć JP2, zamach na WTC, dewaloryzację złotego, koncerty Michaela Jacksona czy wcale nie rzadko zakupy na kartki, wychowujemy dzieci, które nie znają "normalnego świata".
Reklama.
Reklama.
Urodzeni w 2020 roku
Dzieci, które przyszły na świat w czasach "zarazy" dziś z wielką ciekawością patrzą na ludzi bez masek na twarzach. Ich rzeczywistość, to, co uznają za normę to świat, który my chcemy jak najszybciej pożegnać i wymazać z pamięci. Te dzieci nie znają życia, za którym tęsknimy.
W 2020 roku w niewielu szpitalach były porody rodzinne. Dzieci urodzone przed dwoma laty po raz pierwszy zobaczyły tatę, kiedy odbierał je ze szpitala. Odebrano im pierwszy dotyk ojcowskich ramion. Dziadków, ciocie, wujków poznały dopiero po kilku miesiącach. Był COVID-19, ale nie było szczepionek.
Nierzadko zabrakło wielu bliskich na pierwszych urodzinach. Nie znają swoich kuzynów, nigdy nie widziały wujka. Pierwsze zapalenie ucha leczono im przez telefon, na szczepieniu mama musiała radzić sobie sama, bo do przychodni mógł z tymi dziećmi wejść tylko jeden rodzic.
Nie widziały innych dorosłych bez masek. Nie bawiły się w klubikach malucha, a kiedy stawiały pierwsze kroki, nie mogły odwiedzać placów zabaw. Rodzice nie mogli zabrać ich na spacer do parku czy nawet lasu, bo wszystko było zamknięte.
Zabrano im chwile sam na sam z mamą, jeśli miały starsze rodzeństwo, bo przedszkola i szkoły zamknięto w marcu 2020 roku na cztery spusty i zamknięte pozostały aż do wakacji.
Socjalizacja na poziomie zero
Balonik napompowany strachem kazał rodzicom tych dzieci ograniczyć do zera ich kontakty z rówieśnikami. Wiele z nich nie miało pojęcia, że poza niewielkim mieszkaniem na osiedlu z wielkiej płyty istnieje jakiś świat. Mama nie szła do kawiarni przyjaznej dzieciom, ani do kina na seans z maluchami. Nic nie było. Te dzieci nie wiedziały, że może być inaczej.
Kiedy my tęskniliśmy za spotkaniami z przyjaciółmi, maluchy oglądały świat przez balustradę na balkonie. Ich perspektywa jest inna. Nie tęsknią za wolnością, bo jej nie znają. Kiedy wszystko zaczęło się otwierać, wiele z nic nie reagowało radością i ciekawością świata na nowe doświadczenia, ale strachem. Bo nagle wyszły z klatek, jak dzikie zwierzęta trafiły do miejskiego zgiełku, żłobków, gdzie okazało się, że nie są sami.
Znają strach i płacz
Kiedy zaczęliśmy oddychać nieśmiało, lecz z ulgą, bo zaczęliśmy wierzyć, że możemy odbudować swoje życie i pokazać dzieciom, jak piękny jest świat wokół, nadszedł 24 lutego. Dwulatki może nie będą pamiętały wybuchu wojny, ale zapamiętają strach, niepokój. To, że świat jest niebezpieczny, że w żłobku niektóre dzieci mówią trochę inaczej i nierzadko płaczą.
Nasze dzieci dorastają z wojną za płotem. Dla nich nie ma innych wiadomości, niż te zaczynające się od wybuchów. A przecież wiadomości słuchamy w samochodzie, oglądamy w telewizji, bo chcemy wiedzieć, co się dzieje. Strach towarzyszy nam na co dzień, jeśli nawet staramy się tego do siebie nie dopuszczać, to helikopter przelatujący nisko nad miastem budzi nasz niepokój.
Co będzie dalej
Nie znam rodziny, która nie martwiłaby się, co będzie dalej. Jeśli ktoś bywa w sklepie spożywczym, musi widzieć, co się dzieje. Odmawiamy dzieciom pączka, nowej zabawki. Nie twierdzę, że powinniśmy ulegać wszystkim dziecięcym zachciankom, ale dziś każdą złotówkę oglądamy kilka razy, bo powoli zbliżamy się do pęknięcia bańki, w której żyliśmy.
Czy nasze dzieci wychowają się w mieszkaniu, które kupiliśmy na kredyt? Ciężko powiedzieć, bo już dziś wielu Polaków ma problem ze spłatą zobowiązań. Masowo rezygnujemy najpierw ze zbytków: Netflixa, internetu w domu, zwlekamy z zapłaceniem rachunku za telefon. Potem zaczniemy ciąć wydatki na to, co niezbędne.
Te dzieci czują nas strach, niepewność, widzą puste półki w sklepach. One zapamiętają z dzieciństwa, że zimą w domu siedzi się w polarze, bo ogrzewanie okazać się może zbyt drogie. Naszych dzieci nie będą dziwić strajki, protesty, wojskowe kontrole w drodze na Podlasie (w czasie stanu wyjątkowego w pasie przygranicznym z Białorusią).
To, co nas szokuje i przeraża, jest światem, którego nie znamy, który godzi w nasze poczucie bezpieczeństwa, dla naszych dzieci jest jedyną rzeczywistością. Nikt nie wie, nie jest w stanie oszacować, jak to wpłynie na ich postrzeganie świata, na ich wrażliwość na drugiego człowieka.
Świat współczesnych dwulatków to burze z gradem wielkości piłek do pingponga, wichury, trudne do zniesienia upały, ekstremalna susza i pożary. Dzisiejsze dwulatki to zupełnie inne pokolenie, jeszcze chyba nikt nie nadał im literki, ale nie są już ani Z, ani X. Nazwałabym ich raczej "MP" od macie przechlapane.