
Nikt z nas nie chce zostawiać dziecka w żłobku czy przedszkolu do ostatniej minuty pracy placówki, ale jednak większość z nas posyła tam dzieci, bo pracuje i nie ma możliwości zapewnienia dziecku innej opieki.
Poza tym bycie wśród rówieśników, nauka, obcowanie z wiedzą i bycie częścią grupy to coś, co powinno przeżyć każde dziecko, nim stanie się na tyle duże, by pójść do szkoły. Nie o tym jednak ten tekst...
Dwulatka zostawiona w żłobku po godzinach
Ile razy zdarzało ci się pędzić po dziecko, by zdążyć tuż przed 17.00 z odebraniem go, bo przedszkole jest otwarte tylko do tej godziny? A czasem nie da się wyjść wcześniej z pracy, nie ma kogo poprosić o wcześniejsze odebranie malucha, na mieście korki, wypadek albo inne sytuacje losowe.
Tak było w przypadku Stephanie Martinez i jej dwuletniej córeczki. Kobieta dotarła do placówki Kinder Care Learning Center w Plantation na Florydzie, by odebrać swoje dziecko dokładnie 15 minut po zakończeniu pracy żłobka.
Zastała zgaszone światła, zamknięte drzwi i wyglądającą przez okno zapłakaną dwulatkę, która krzyczała: "Mamusiu!". Mama dziewczynki w nerwach i panice wezwała przez numer alarmowy straż pożarną, by strażacy otworzyli drzwi placówki i uwolnili dziecko.
Kobieta nie mogła uwierzyć w to, że jej córka została w placówce sama bez opieki i że pracownicy żłobka opuścili budynek bez wcześniejszego upewnienia się, że wszystkie dzieci zostały odebrane przez swoich rodziców.
Na nagraniu opublikowanym na YouTubie słychać, jak kobieta była roztrzęsiona i zdenerwowana. Sprawa nie została jeszcze wyjaśniona, trwa śledztwo w sprawie. Policja stara się ustalić, dlaczego dziecko zostało samo bez opieki w placówce, a mama dziecka ma nadzieję, że nieodpowiedzialny personel poniesie konsekwencje.
Wyrzuty sumienia mamy 3-latka
Moje dziecko w zeszłym roku rozpoczęło przygodę z przedszkolem w grupie 3-latków. Zawsze był śmiałym i otwartym dzieckiem, więc nie martwiłam się o adaptację i nasze rozstania w przedszkolnej szatni.
Syn od początku chętnie chodził do przedszkola, ale ja raczej obawiałam się popołudniowych powrotów. Mieszkamy w średniej wielkości mieście, w którym zawsze w okolicy 16.00 ciężko się gdziekolwiek przedostać – korki są dosłownie na wszystkich większych ulicach.
Do tego trzeba też dołożyć fakt, że nie mam pomocy w opiece nad dziećmi ze strony babć czy niani – obydwoje z mężem kończymy o 16.00 lub 17.00 i nie mamy możliwości wcześniejszego odebrania dziecka.
Jakież było moje zdziwienie w pierwszych tygodniach września, gdy po 2-3 tygodniach adaptacji weszłam do sali po swoje dziecko i zastałam tylko jedną panią nauczycielkę, która ze znudzeniem czekała aż odbiorę syna.
Była dopiero 16.10 i byłam pewna, że dzieci w grupie będzie jeszcze sporo – przecież nie ja jedyna pracuję, są jeszcze tacy, co mają etat do 17.00 i dłużej, prawda? Pani wyjaśniła mi, że być może to związane z tym, że dzieci dopiero zaczynają przedszkole i by się nie zraziły, rodzice odbierają je wcześniej.
Często też przedszkolaki są zabierane tuż po obiedzie o 13.00 np. przez babcie, bo do tej godziny w państwowych przedszkolach jest bezpłatna opieka. Ja zadeklarowałam, że dziecko będzie zostawało do 16.00 i tak odbieram je, bo nie mam innej możliwości.
Zawsze się stresuję i mam wyrzuty sumienia, że będzie ostatnim dzieckiem w grupie, będzie mu smutno i, nie daj Boże, pomyśli, że rodzice o nim zapomnieli. Trochę denerwuje mnie zachowanie rodziców, którzy zabierają dzieci wcześnie, ale co mam na to poradzić?
A co ma powiedzieć, matka malutkiej 2-latki, którą zostawiono całkiem samą i zamknięto na cztery spusty w ciemnym żłobku? Nawet nie chcę sobie wyobrażać, co czuły zarówno matka, jak i córka.