"Pracujesz do 16? Publiczne przedszkole nie jest dla twoich dzieci. Oto powód"
List do redakcji
24 stycznia 2019, 10:03·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 24 stycznia 2019, 10:03
Jakie są różnice między przedszkolem prywatnym a publicznym? Okazuje się, że bywają ogromne. Według pani Eweliny, przedszkola publiczne dyskryminują rodziców dzieci, którzy pracują od 8 do 16. Dlaczego? Przeczytajcie.
Reklama.
"Jestem mamą 4-latka, który chodzi do publicznego przedszkola. Piszę, ponieważ mam pewne wnioski z porównania funkcjonowania placówek prywatnych i państwowych. Wychodzi na to, że przedszkola publiczne nie są dla dzieci, których rodzice pracują normalnie – od 8 do 16 czy od 9 do 17. Dlaczego tak uważam?
Po pierwsze, dzieci nie siedzą w przedszkolu dłużej niż do 14.30 – 15.00. We wszystkich grupach jest ok. 120 dzieci, w grupie mojego syna kilkanaścioro. Wiem od znajomych, że placówka, do której chodzi mój syn, nie jest pod tym względem wyjątkiem wśród publicznych przedszkoli.
To super, że rodzice mają tyle czasu i mogą odbierać dzieci wcześnie, ale nie ukrywam, że widok mojego syna, który do 16.00 siedzi sam w oknie łamał mi serce.
Z czasem synek nie chciał zostawać w przedszkolu i wprost mówił, że po obiedzie nie ma się z kim bawić. Dlatego poprosiłam moją mamę, by odbierała go po 14.00. Jest na emeryturze, więc na szczęście może to zrobić, ale faktem jest, że aby go odebrać musi jechać przez całe miasto. Musiałam też jej kupić fotelik samochodowy w tym celu.
Po drugie, szybko pojawił się problem zebrań rodziców i wszelkich uroczystości. Dla przedszkola, jak i rodziców innych dzieci komunikat, że spotkanie odbędzie się o 15.00 w środku tygodnia to najnormalniejsza rzecz na świecie. Tymczasem ja, by być na takim spotkaniu, muszę rozpisywać sobie wolne. Muszę domknąć wszystkie sprawy, nie ma nikogo, kto mnie zastąpi. To sporo zachodu.
Na szczęście jeszcze się nie zdarzyło, by nie było mnie na jakimś wydarzeniu, prędzej opuszczam zebrania. Jednak wiem, że tylko ja 'sprawiam problemy' paniom przedszkolankom w związku z godzinami tych spotkań. Już raz usłyszałam: 'tylko pani nie pasuje'.
Teraz miarka się przebrała. Są ferie. Placówka może pracować normalnie – to nie jest tak, że przedszkole cokolwiek narzuca. Rodzice deklarują, czy dziecko będzie chodziło przez te dwa tygodnie do przedszkola, czy nie. I co? Oczywiście nie chodzi prawie nikt. Nikt z grupy mojego syna – tylko on. Kilkoro starszaków i to wszystko.
Zazdroszczę tym ludziom, naprawdę. Że mają tyle urlopu lub że po prostu mają warunki, by sprawić dziecku ferie. Nie chodzi o wyjazd, tylko o czas. W głowie mi się to nie mieści i zawsze zastanawiałam się, gdzie oni pracują, co robią, że tak mogą.
Teraz już wiem, że rodzice dzieci z tego przedszkola to w dużej mierze ludzie niepracujący, którzy biorą zasiłki, choć pod przedszkole podjeżdżają przyzwoitymi autami. Sporo jest też po prostu ludzi bogatych, których stać byłoby na prywatne przedszkole, a jednak korzystają z publicznego. Ci z kolei nie pracują 'normalnie'. Wzbogacili się na swoim, nie siedzą na etacie.
Żeby było jasne – ja do nikogo nie mam pretensji, ale nie miałam pojęcia, że jako osoba pracująca w regularnych etatowych godzinach i mająca ok. 20 dni wolnych w roku, jestem niemal sama w całym przedszkolu!
Wiem od przyjaciółek, że w placówkach prywatnych jest dokładnie odwrotne. O 17.00 przedszkola wciąż są pełne dzieci, nie ma mowy o obowiązkowej przerwie wakacyjnej ani o spotkaniach o godzinie 15.00. O tej porze mogą odbywać się co najwyżej jakieś występy.
Przedszkolanki dobrze to rozumieją – rodzice co najmniej do 16 są w pracy i dla każdego to jest normalne. W publicznym przedszkolu – nie.
Wychodzi na to, że publiczne przedszkola nie są dla takich, jak ja, a pracowanie w porach etatowych to luksus! Skoro trzeba za to płacić kilka razy więcej – bo o tyle droższe jest czesne w placówce prywatnej w porównaniu z publiczną...
A potem pojawia się nagonka: że rodzice nie dbają, nie mają czasu, że najchętniej zostawiliby dzieci w przedszkolu na całą dobę, że po pierwsze praca, po drugie rodzina. Jeśli te opinie rodzą się na podstawie przykładów, takich jak mój, to głośno się sprzeciwiam! Ja pracuję normalnie, to przedszkolne normy robią ze mnie wyrodną matkę".
Jak jest w waszych przedszkolach? Macie podobne doświadczenia?