“Mamo, zostaniesz z dziećmi? Jesteśmy w drodze, będziemy u ciebie za 15 minut” – usłyszała Joanna w słuchawce. To już trzeci taki wieczór w tym tygodniu. A przecież niemal codziennie odbiera wnuki z przedszkola, spędza z nimi niemal wszystkie weekendy. Joanna bardzo kochała dzieci swojej córki, ale czasem miała już dość.
Kiedy urodził się jej pierwszy wnuk, nie posiadała się ze szczęścia. Mogła bez końca go tulić, śpiewać kołysanki, przyglądać się małym, delikatnym rączkom. Szybko na świecie pojawiła się też wnuczka. Joanna cieszyła się z tego powodu. Była już na emeryturze i od dawna marzyła o tym, by zostać babcią. A tu dwójka, jedno po drugim! Chciała czytać dzieciom książeczki, zabierać na spacery, gotować takie pyszności, jak to tylko babcie potrafią.
Sami damy sobie radę! Szybko jednak okazało się, że rzeczywistość nie jest tak kolorowa, jak to sobie wyobrażała. „Dzięki mamo, ale poradzimy sobie sami”, „W ten weekend nie wpadniemy, mamy plany. A z dziećmi damy sobie radę” – słyszała nieustannie. Prawie nie widywała wnuków. I bardzo za nimi tęskniła.
Sytuacja zmieniła się, kiedy jej córka Sylwia wróciła do pracy, a dzieci zaczęły chodzić do przedszkola. „Mamo, może wpadłabyś do nas w weekend i zabrała dzieci na spacer? Spędzicie razem trochę czasu, a my w tym czasie spokojnie posprzątamy mieszkanie.” – takie prośby pojawiały się coraz częściej. Joannę to cieszyło. Chętnie spędzała czas z wnukami, miała też satysfakcję z tego, że pomaga córce i zięciowi. Teraz wszyscy byli zadowoleni.
Sylwia i jej mąż Damian szybko zorientowali się, że pomoc Joanny jest wprost nieoceniona i bardzo ułatwia im życie. Zresztą odkąd oboje pracowali, było in naprawdę trudno pogodzić wszystkie obowiązki. Mama Damiana mieszkała na drugim końcu Polski w związku z czym nie mogli na nią liczyć, stała opiekunka do dzieci była poza zasięgiem ich możliwości finansowych. Dlatego coraz częściej korzystali z pomocy Joanny.
Mamo, może jednak pomożesz? A dzieci, odkąd zaczęły chodzić do przedszkola, zaczęły też chorować. Ani Sylwia ani Damian nie chcieli ciągle brać zwolnień lekarskich by siedzieć z nimi w domu. Prosili więc o pomoc Joannę. Potem ustalili, że to ona będzie przyprowadzała dzieci z przedszkola. Szybko jednak okazało się, że Sylwia i Damian mają sporo spraw do załatwienia wieczorami. W ten sposób odbieranie dzieci z przedszkola zamieniło się w zajmowanie się nimi do wieczora. Potem pojawiła się sprawa weekendów.
Joanna rozumiała, że córka i zięć chcą sobie gdzieś wyjść i się rozerwać. Byli młodzi, ciężko pracowali, a przez ostatnie lata ze względu na małe dzieci swoje życie towarzyskie ograniczyli do minimum. Dlatego zaczęła brać do siebie wnuki do siebie w weekendy. Córka i zięć mogli dzięki temu w sobotni wieczór spotkać się ze znajomymi, a w niedzielę wyspać się do woli.
Jeszcze niedawno miała z wnukami bardzo sporadyczny kontakt Odkąd poszły do przedszkola a jej córka do pracy, sytuacja zmieniła się radykalnie w ciągu kilku miesięcy. Teraz zajmowała się dziećmi niemal codziennie. I zaczęła czuć się tym nieco zmęczona. Liczyła, że uda jej się nieco odpocząć w wakacje, podczas wyjazdu z przyjaciółkami nad ukochany Bałtyk. „Mamo, chcielibyśmy jechać w tym roku na Bałkany. Będziemy wciąż się przemieszczać, zwiedzać na własną rękę. A to może być męczące dla dzieci. Nie zabrałabyś ich ze sobą nad Bałtyk?” – zapytała Sylwia. I co miała zrobić? Wiedziała, jak bardzo jej córka kocha takie podróże. Wiedziała też, że zrezygnowała z nich na kilka lat na rzecz wygodnych, rodzinnych wycieczek all inclusive ze względu na małe dzieci. Zgodziła się.
Chociaż dzieciaki wymagały nieustannej uwagi i opieki, na wakacjach udało jej się chociaż trochę odpocząć. Świeże powietrze, plaża i towarzystwo przyjaciółek zrobiły swoje. Z wakacji wróciła pełna energii. I dobrze, bo właśnie dostała szansę, której się nie spodziewała: dorywczą pracę. Chodziło o prowadzenie księgowości dla małej firmy czyli to, czym się zajmowała przed przejściem na emeryturę. Bardzo się ucieszyła, bo dodatkowe pieniądze na pewno się przydadzą.
Co za dużo, to niezdrowo Teraz dnie poświęcała na opiekę nad wnukami, wieczory na pracę a zarobione pieniądze wydawała na… wnuki. Sylwia i Damian coraz częściej zwracali się do niej z prośbą o pomoc finansową. A raczej prosili o drobne pożyczki, albo zrobienie zakupów dla dzieci, tylko że nigdy się z nią nie rozliczali. A ona nie umiała upomnieć się o swoje pieniądze.
W końcu poczuła, że jest naprawdę zmęczona. Pojawiły się też drobne problemy zdrowotne. Tylko kiedy miała iść do lekarza, skoro wciąż zajmowała się dziećmi? Te ciągle chorowały, z którymś nieustannie trzeba było zostać w domu, to spadało na nią. Poza tym przydałaby jej się wizyta u prywatnego specjalisty, a to sporo kosztuje. Skąd miała na to wziąć? Przecież wszystko wydawała na wnuki.
„Znowu jadły ciasto?” Kiedy Sylwia i Damian zaczynali ją prosić o pomoc w opiece nad dziećmi, byli jej bardzo wdzięczni. Doceniali ją, pytali, czy nie za bardzo ją obciążają. A teraz? Właściwie tylko oznajmiali jej, kiedy będzie musiała zająć się dziećmi. A wdzięczność? „Po co mama je przebierała, ubranka, które miały rano były w porządku”, „Znowu jadły ciasto? To nie za dużo cukru?” – słyszała nieustannie. Coraz częściej słyszała, że wszystko robi źle. Ale i tak nieustannie była angażowana w opiekę nad dziećmi.
Joanna miała dość W końcu spotkała się z Damianem i Sylwią i wyrzuciła z siebie wszystko, co jej leżało na sercu. Uznała, że wszyscy potrzebują nowych zasad. Nie może być tak, że ona zajmuje się dziećmi codziennie, musi mieć czas na pracę i na zrobienie badań lekarskich. W weekendy chce odpocząć, nie ma mowy, by dzieci były u niej przez cały czas. Przestaje się dokładać do ich utrzymania, w końcu Damian i Sylwia dobrze zarabiali. Stawianie jej przed faktem, gdy dzwonią i oświadczają, że za kwadrans podrzucą jej dzieci jest niedopuszczalne. Kiedy wyrzuciła wszystko z siebie, odetchnęła z ulgą. A Damian i Sylwia przyznali jej rację i przystali na jej warunki.
Co się zmieniło po tej rozmowie?
Zupełnie nic. Córka i zięć wciąż przywozili jej dzieci bez zapowiedzi, zostawiali na weekendy, prosili o zakupy i zapominali się rozliczyć. Czasem obiecywali, że to ostatni raz, ale potem i tak postępowali tak samo. Okazja do wprowadzenia nowych zasad pojawiła się, gdy koleżanka zaprosiła Joannę na wyjazd na kilka dni na działkę za miastem, a Joanna zaproszenie przyjęła. Gdy była już w drodze, zadzwonił jej telefon.
„Mamo, będziemy u ciebie za pół godzinki, zostawimy ci dzieci, dobrze? Mamy coś ważnego do załatwienia” – usłyszała w słuchawce głos córki. „Nic z tego kochanie, jestem na działce u Haliny, wrócę dopiero w środę wieczorem, może w czwartek rano” – spokojnie odpowiedziała. „Mamo, jak mogłaś? Zostawiać nas tak z dziećmi bez uprzedzenia?” – zapytała oburzona Sylwia. Joanna zakończyła rozmowę i uśmiechnęła się do siebie. Należał jej się odpoczynek.