"Nie próbował zrobić niczego rewolucyjnego w oświacie" – tak podsumował pracę Dariusza Piontkowskiego przewodniczący ZNP Sławomir Broniarz. Według niego to zaleta szefa MEN. Owszem Piontkowski nie był rewolucyjnym ministrem, ale przez ponad rok sprawowania funkcji pierwszego nauczyciela w Polsce nie siedział bezczynnie. W związku z tym napisaliśmy mu świadectwo pracy.
Dariusz Piontkowski – były minister o seksualizacji dzieci
Dariusz Piontkowski ministrem edukacji narodowej został w czerwcu 2019 roku. Wcześniej był nauczycielem, a chwilę przed otrzymaniem teki szefa MEN przejął lokalne przywództwo w PiS na Podlasiu. Gdy miał zastępować Annę Zalewską, nie było o nim, aż tak głośno, jak teraz o jego następcy – Przemysławie Czarnku.
Niemniej może poszczycić się przywoływaną niejednokrotnie w mediach wypowiedzią dla TV Białystok o seksualizacji dzieci.
Piontkowski, Czarnek i LGBT – porównanie
Poza wątkiem seksualizacji mało było w Piontkowskim radykalizmu. inaczej pod tym względem wypada Przemysław Czarnek, mówiący o tym, że kobiety są stworzone do rodzenia dzieci, że stosowanie przymusu wobec dziecka jest konieczne, a klaps wychowawczy powinien być dozwolony, nie wspominając już o awersji Czarnka wobec osób LGBT.
Dla porównania, gdy Piontkowski wypowiadał się o marszach równości, mówił:
– Tego typu marsze wywoływane przez środowiska próbujące forsować niestandardowe zachowania seksualne budzą ogromny opór (…) W związku z tym warto się zastanowić, czy w przyszłości tego typu imprezy powinny być organizowane.
Ta wypowiedź na tle wielu cytatów Czarnka wypada na łagodną, który mówił m.in. "Skończmy słuchać tych idiotyzmów o jakichś prawach człowieka, czy innej równości (...) Ci ludzie nie są równi ludziom normalnym".
Kiedy przyszło do organizacji tzw. tęczowych piątków w szkołach — inicjatywy Kampanii Przeciw Homofobii, która miała wzmocnić tolerancję uczniów LGBT, szef MEN zaproponował w kontrze, by dokładnie tego dnia przeprowadzić akcję "Szkoła Pamięta", a w jej ramach uczniowie mieli iść na cmentarze zapalić świeczki zmarłym bohaterom.
Koniec 2019 roku
W grudniu 2019 roku, po 5 miesiącach pracy na stanowisku ministra edukacji narodowej Dariusz Piontkowski chwalił się, że polscy uczniowie są bardzo dobrze edukowani. Powoływał się na raport PISA badający umiejętności uczniów.
Polscy 15-latkowie znaleźli się w pierwszej trójce w Europie. Wtedy jednak szef MEN nie wiedział, że nadejdzie epidemia, która powie "sprawdzam" i słabości systemu edukacji i jego pracowników wyjdą na jaw ze zdwojoną siłą.
Polityka Piontkowskiego a edukacja zdalna
Do końca 2019 roku Piontkowski nie wykazywał nadmiernej aktywności, nie wprowadzał rewolucyjnych zmian. Dopiero gdy epidemia koronawirusa zaczęła docierać do Europy, blaski fleszy zwróciły się na szefa MEN i wszyscy pytali — czy i kiedy zamknie szkoły.
Wtedy po licznych konferencjach dał się poznać, jako człowiek odpowiadający wymijająco, odkładający wszystkie decyzje na ostatnią chwilę. W takim też tonie 16 marca 2020 ogłosił zamknięcie szkół.
Od czerwca 2019 roku Piontkowski niewiele zrobił, by polskie szkoły płynnie weszły w system zdalny. Tak naprawdę to, jak się udało, zależało od poszczególnych nauczycieli i dyrektorów. Część dzieci nie miała nawet komputerów, a niektórzy nauczyciele jeśli je dostali, brakło im kompetencji cyfrowych.
Zasoby i umiejętności te podczas izolacji były uzupełniane, a rząd na ten cel wydał miliony złotych. Niemniej nie brakowało skarg i listów do MEN od rodziców, nauczycieli, a nawet samych uczniów. Brak spójnej polityki i krótkoterminowa strategia działania w myśl "z tygodnia na tydzień", podejmowanie decyzji na ostatnią chwilę sprawiły, że edukacja zdalna okazała się dla wielu koszmarem.
Najgorszy wynik matur od 5 lat
Koszmar ten zweryfikowała odwilż, która zaczęła się wraz ze znoszeniem pierwszych obostrzeń. Okazało się, że pojawił się problem "znikających dzieci", które zamknięte w 4 ścianach z oprawcą przemocy domowej wypadły z systemu edukacji. Jednak szalę goryczy przelały wyniki matur. Jak wiadomo, edukacja zdalna w rzeczywistości była "prowizorką".
Zadania rozwiązywali rodzice, wcielając się w role nauczycieli, ci z kolei byli ograniczeni ze względów technologicznych. Borykali się z problemem przeciążonych platformy do edukacji online czy rajdowaniem e-lekcji i niemożność przez to realizowania materiału. Gdy w sierpniu CKE podało wyniki matur, okazało się, że są najgorsze od 5 lat.
MEN oczywiście znalazł winnych, zwracając uwagę na zakłócenie edukacji przez strajk włoski nauczycieli oraz to, że może podczas epidemii "materiał nie był dobrze przyswojony". Egzamin w sumie zdało 74 proc. uczniów, w porównaniu z 80,5 proc. w 2019 roku.
Powrót do szkół po wakacjach
Oficjalną decyzję o powrocie dzieci do szkół szef MEN podał na ostatnią chwilę i powtórzył strategię stosowaną od marca. Do ostatniego tygodnia trzymał rodziców, nauczycieli i uczniów w niepewności. Ostatecznie ogłosił, że po wakacjach mimo epidemii uczniowie wracają do szkół. Rodzice byli podzieleni. Część chciała powrotu bez żadnych zasad sanitarnych, a część chciała kontynuacji lekcji online.
Tak skrajne podejścia i skala tego podziału to konsekwencja braku zaufania do rządu. Rząd wprowadził 3 modele edukacji — stacjonarny, hybrydowy i zdalny. Codziennie MEN aktualizuje listę szkół, które zostają zamknięte lub przechodzą na pracę w trybie mieszanym.
Jednak krótko po powrocie dzieci do szkół liczba zakażeń koronawirusem w Polsce zaczęła drastycznie rosnąć. W ciągu miesiąca od rozpoczęcia roku szkolnego 2020/2021 z średniej dziennej ok. 600 zakażonych, doszliśmy do rekordów w postaci nawet ponad 2300 zakażeń dziennie.
Egzamin ósmoklasisty a dodatkowe przedmioty
Uczniowie ostatniej klasy podstawówki nie będą Dariusza Piontkowskiego wspominać zbyt dobrze. To właśnie za jego kadencji ogłoszono, że na teście ósmoklasisty pojawią się dodatkowe przedmioty. Dotychczas uczniowie zdawali test z języka polskiego, matematyki i języka obcego. Od przyszłego roku szkolnego, będą musieli wybrać dodatkowy przedmiot — biologię, chemię, fizykę, historię lub geografię.
Symboliczny koniec kadencji Dariusza Piontkowskiego
Ostatnie dni na stanowisku szefa MEN zapamiętamy z ubolewania Piontkowskiego nad zniszczoną elewacją słów "Budynek został sprofanowany przez grupę idiotów, bo trudno to inaczej nazwać". Tak były szef MEN wypowiedział się o tych, którzy na ścianach MEN zapisali "Twoje dziecko LGBT" oraz imiona — Kacper, Michał, Wiktoria, Dominik.
Posłanka Lewicy Agata Dziemianowicz-Bąk na Twitterze zaznaczała, że to imiona śmiertelnych ofiar homofobii. Nawet na koniec swojej kadencji Piontkowski nie potrafił pochylić się nad problemami dzieci LGBT i samobójstwami uczniów, a wymowny komunikat na ścianach uznał płytko za akt wandalizmu.
Nowy minister edukacji i nauki wydaje się, że będzie rządził twardszą ręką niż polityk z Podlasia. Z czym Piontkowski zostawia Czarnka?
Na pewno wciąż ze zszarganym autorytetem nauczyciela. Niemniej Czarnek już zapowiedział, że z tym ma zamiar się uporać — jego celem będzie wzmocnienie etosu nauczyciela. Ponadto zostaje z kryzysem edukacji i słabościami systemu, które od lat widzimy wszyscy i które pogłębiła deforma.
Co z nim zrobi? Cóż, swoją cegiełkę do jego pogłębienia dołożył jeszcze zanim został ministrem...
Seksualizacja dziecka od drugiego czy trzeciego roku, do czego ma prowadzić? Tak naprawdę jest to próba wychowania dzieci, które w jakimś momencie zostaną oddane pedofilom. Hasło adopcji dzieci przez pary homoseksualne w podobnym kierunku niestety zmierza. Zmierza, w kierunku tego, by część dzieci została wychowana na niestandardowe zachowania seksualne.