W niedzielne przedpołudnie wybrałam się z dzieckiem na dość oblegany plac zabaw w stolicy. Teren jest duży, zacieniony, z mnóstwem różnych zabawek i ławeczek.
Jestem raczej z tych matek, które wychodzą z założenia, że na placu zabaw dzieci bawią się z innymi dziećmi. Dlatego też z reguły staram się ani nie biegać krok w krok za synem, ani nie ingerować w mniejsze sprzeczki, do których dochodzi choćby w piaskownicy. Najczęściej po prostu siedzę z boku na ławce, obserwuję i reaguję, kiedy mnie woła, by coś pokazać lub po prostu chce się ze mną pobawić.
Mój syn ma 2 lata i prawie 5 miesięcy. Jest bardzo otwartym i żywiołowym dzieckiem. Chętnie wchodzi w interakcje z innymi maluchami, jak również z dorosłymi. Często sam zaczepia lub inicjuje zabawę z kolegami. Bywało też tak, że pytał o różne rzeczy zupełnie obcych ludzi w sklepie. Nigdy się nie zawstydzał i nie odwracał głowy, słysząc „o jaki duży chłopiec, a ile masz latek?”. Zawsze uważałam to za jego zaletę. Aż do tej niedzieli.
Siedzę sobie na jednej z ławeczek i obserwuję jak mój syn wraz z jakąś dziewczynką (myślę, że miała może 3 lata) gania się wokół zjeżdżalni. Chwilę wcześniej bawili się również wspólnie w piaskownicy. Nagle dziewczynkę zawołała do siebie starsza pani, najprawdopodobniej jej babcia. Ta z kolei złapała za rękę mojego synka i razem podbiegli do kobiety. Chwilę o czymś rozmawiali, pytała go o coś. Dalej siedziałam na ławce, obserwowałam, ale byłam zbyt daleko, żeby usłyszeć słowa.
I wtedy starsza pani wyciągnęła z torby małe jagodzianki. Jedną dała wnuczce, a drugą mojemu dziecku. Dosłownie zaniemówiłam. W pierwszym odruchu sądziłam, że jej nie przyjmie, bo wiem, że jagodzianek nie lubi. Ale to, że czegoś nie je w domu nie oznacza, że nie zje od kogoś innego. Wziął, ugryzł, odwrócił się, znalazł mnie wzrokiem i podbiegł.
A ja dalej byłam zdezorientowana i zastanawiałam się co tu zrobić. Nakrzyczeć na niego, że wziął coś od osoby nieznajomej? Ale przecież jeszcze nigdy do tej pory nie spotkała nas taka sytuacja i jeszcze nie tłumaczyłam mu, jak należy się w takiej sytuacji zachować.
A może od razu pójść z awanturą do Pani Babci? Przecież to obce dla niej dziecko mogłoby być uczulone na jagody, albo nie tolerować glutenu. Albo najzwyczajniej w świecie może mieć zakaz słodyczy lub dostaje je dopiero po obiedzie?
No i ta jego ufność! Nawet przez moment nie zastanawiał się gdzie jest mama lub tata. Nie wołał mnie, nie bał się. Przeciwnie! Sam o coś pytał i odpowiadał kobiecie, śmiał się. Dzieci chyba po prostu lubią Wszystkie Babcie. Ale oczywiście przez głowę przeleciała mi wizja pedofila, który zwabia moje ufne dziecko, chcąc pokazać mu szczeniaczka… I wtedy zdałam sobie sprawę, że nie nauczyłam mojego dziecka co należy w takiej sytuacji zrobić.
Kobiecina z pewnością intencje miała dobre. Zawołała swoją wnuczkę, a wraz z nią przybiegł chłopiec. I właściwie, gdy już tak na spokojnie się na tym zastanawiałam to w piękny sposób pokazała mojemu dziecku, że jedzeniem powinniśmy się dzielić nawet z obcymi. Choć nawet ta zwykła i banalna sytuacja mogła nieść konsekwencje, gdyby faktycznie był uczulony na te przeklęte jagody.
Przyznam, że w tej sytuacji lekko machnęłam ręką. Do starszej pani po prostu miło się uśmiechnęłam, a syna wzięłam na kolana i zaczęłam tłumaczyć na tyle, na ile wydaje mi się, że jest w stanie swoim rozumem ogarnąć. Naprawdę wolałabym, aby nie przyjmował niczego od obcych.
Takie małe dziecko nie umie przecież odróżnić osób dobrych od złych. Nie wie jakie ktoś ma intencje i jeśli dużo czasu spędza z dorosłymi to z reguły ufne jest w stosunku do każdego. I my, rodzice, mamy przed sobą naprawdę ogromne wyzwanie, by wyczulić dziecko na złych dorosłych tak, by jednocześnie nie zastraszyć go na amen. Nie może przecież bać się innych ludzi. Tu napomknę, że naprawdę nie rozumiem rodziców, którzy straszą dzieci panem policjantem…
Na ten moment powiedziałam mu, by sam nigdy nie przyjmował niczego od obcych ludzi, a w takich sytuacjach pytał o zgodę mamę i tatę. Chyba zrozumiał. Trudniej jednak będzie zmienić jego naturalny odruch wyciągania rąk po wszystko.