Przedszkolne paczki pełne słodyczy to... wyzwanie dla rodziców. Jak to wszystko rozegrać, by dziecko nie zjadło wszystkiego od razu. I jak samemu nie ulec słodkiej pokusie i nie wtranżolić prezentu pod osłoną nocy, gdy dziecko uda się na zasłużony odpoczynek?
Pewnie są na świecie dzieci, które przechodzą obok słodyczy obojętnie. Pewnie są i takie, które grzecznie zjedzą kostkę gorzkiej czekolady i za resztę podziękują. Ale zdecydowana większość maluchów mogłaby jeść słodycze na śniadanie, obiad i kolację. A także między posiłkami. Zamiast posiłków najlepiej, bez ryzyka, że po obiedzie, mógłby już, o zgrozo, nie zmieścić się im ani jeden batonik.
Ale całoroczne, rodzicielskie starania o zdrową żywność biorą w łeb, kiedy dziecko przynosi z przedszkola pół kilograma czystego cukru pod postacią różnych produktów, których przeciętny rodzic nigdy by swojemu dziecku nie kupił.
6 tys. kalorii od Mikołaja
„Byłam w szoku, kiedy mój syn przyniósł do domu wielki wór wypełniony słodyczami, jaki dostał w przedszkolu od Mikołaja. Ponad sześć tysięcy kalorii, ponad pół kilogramów czystego cukru” pisze do redakcji Kontaktu 24 mama przedszkolaka. I opisuje, że przedszkolny prezent jej dziecka składał się głównie z pierniczków, żelków, czekolady, pianki i batonów.
Przy okazji tych zmian pytaliśmy posła PSL Jana Burego, prowadzącego w Sejmie ten projekt ustawy, czy zakaz śmieciowego jedzenia w placówkach oświatowych obejmuje także przedszkolne paczki. Usłyszeliśmy, że nie, bo paczki są darowizną. A zakaz dotyczy tylko tych produktów, które są sprzedawane w sklepikach.
Cała nadzieja w zdrowym rozsądku dyrekcji przedszkola, że kupi dzieciom do paczek zabawki. Okazuje się jednak, że zabawki mogą być tylko wtedy, gdy paczka finansowana jest przez radę rodziców z zebranych składek.
Ale bardzo często płaci za nie właśnie przedszkole. Z tych pieniędzy, które udało się zaoszczędzić z kwoty płaconej przez rodziców za wyżywienie. A niestety, te pieniądze mogą być przeznaczone wyłącznie na produkty spożywcze.
Dlaczego przedszkole nie kupi niczego zdrowego np. owoców?
Ponadto zawartość paczek jest zwykle konsultowana z radą rodziców. A to oznacza, że gdyby im się to nie podobało, mieli okazję by zaprotestować.
Z igły widły?
A może nie ma z czego robić problemu. Święta są dwa razy w roku i tradycyjnie jest to czas, kiedy powinno się wrzucić na luz. Nie ma w tym czasie gderania, zakazów, nakazów i wszystkich elementów wychowywania, które praktykujemy na co dzień. Może więc warto też odpuścić nieco w sprawie słodyczy?
Wielu internautów zarzuciło skarżącej się na zawartość paczki kobiecie, że niepotrzebnie tresuje dziecko, raz na jakiś czas słodycze nie zaszkodzą i „Matko daj dziecku pod choinkę serek tofu,kiełki w różnej postaci,wodę źródlaną a twoje dziecko będzie zdrowe i szczęśliwe.” Inny sugerował, by włożyć do świątecznej paczki „rzepę i kalarepę.”
A co jeśli okaże się, że przedszkolna paczka wypełniona jest po brzegi słodyczami? Cóż, rodzice mają ciężki orzech do zgryzienia, bo muszą jakoś wytłumaczyć dzieciom, że nie można zjeść wszystkich słodyczy naraz.
Nie ma się jednak co martwić, może w nagrodę za nasz nieodkryty dotąd talent pedagogiczny dostaniemy czekoladę albo z pięć batonów? A dziecko nauczy się dzielić – bo chyba jest to jedyny argument za tym, by dawać dziecku takie tony słodyczy.